„Nigdy więcej”. To hasło wybrzmi znów w miejscu nazistowskiego ludobójstwa – Auschwitz…
Problem ogólny jest taki, że te słowa są już nieaktualne. Albowiem ci, którzy najgłośniej je wykrzykiwali, są obecnie odpowiedzialni za ludobójstwo w iście nazistowskim stylu – bo z przekonaniem, że przeciwnik należy do kategorii „podludzi”. Natomiast my, Polacy, mamy swój problem dodatkowy, lokalny. Ze złością i smutkiem dowiadujemy się oto, że dwa plemiona nadwiślańskie – PiS i PO – nawiązały porozumienie ponad podziałami właśnie w rozciągnięciu parasola ochronnego nad głową lidera odpowiedzialnego za to współczesne nazistowskie ludobójstwo.
Po symbolicznej chanuce dla prominentów warszawskich przyszedł czas realnego pokłonu w kierunku okupanta ziem palestyńskich, dla nas zaś – czas kolejnego poniżenia, gdy w kontekście bieżących wydarzeń grupa trzymająca władzę nazywana jest „polskim rządem”, choć ani nie działa na korzyść Polski, ani nie pełni władzy sprawiedliwej.
Wesprzyj nas już teraz!
„Obrzydliwe”, „głupie”, „żałosne”, „upokarzające” – takie przymiotniki pojawiają się na ustach Polaków komentujących zachowanie prezydenta Andrzeja Dudy i premiera Donalda Tuska, którzy ręka w rękę wydali list żelazny dla żydowskiego zbrodniarza Benjamina Netanjahu. Dziwnym trafem stało się to w tym samym momencie, w którym Izba Reprezentantów USA przegłosowała sankcje dla państw popierających Międzynarodowy Trybunał Karny w ściganiu zbrodniarzy wojennych, takich jak przywódca państwa Izrael.
Co więcej, grupa warszawska okazała się w tej kwestii proaktywna, gdyż, jak podkreśla Polska Agencja Prasowa, amerykańskie głosowanie miało miejsce „już po tym”, jak Donald Tusk przychylił się do prośby Andrzeja Dudy i podpisał papiery zapewniające przedstawicielom Izraela swobodną obecność na obchodach w Auschwitz.
W takich chwilach widać jasno, że stanowiska władzy w Warszawie (niezależnie od tego, kim są obsadzane) są niczym busole zwracające się dokładnie tam, gdzie pociągną je swoim magnetyzmem zagraniczne ośrodki władzy i opinii. Mniejsza o to, czy będzie to „Usrael” (jak kpią polscy użytkownicy mediów społecznościowych), czy jakiś fikcyjny sąd międzynarodowy, liczy się tylko jedno: żeby decyzje podejmowane nad Wisłą miały jakiś (nieważne nawet jaki!) znak zewnętrznej autoryzacji. Wtedy słuszność jest po „naszej” stronie!
Jedno w tym wszystkim jest pocieszające. Paradoksalnie. I przez łzy. Że zła władza, kiedy jest wewnętrznie rozbita, to traci część impetu, z którym normalnie tym mocniej uderzałaby w obywateli. A to, że nagle się jednoczy, gdy trzeba oddać pokłon możniejszym – no cóż, będziemy musieli to przełknąć. Wszak – nic się stało!
Filip Obara