„Cywilizacja życia czy cywilizacja śmierci? Co wybiorą Polacy?” – zastanawiali się uczestnicy konferencji pod hasłem „Obrona życia w Polsce AD 2025”. Wydarzenie to zorganizował stołeczny Klub Stańczyka.
Mariusz Dzierżawski, lider fundacji Pro – Prawo do Życia uzmysłowił słuchaczom, w jaki sposób walka cywilizacji życia z cywilizacją śmierci toczyła się w ciągu całych dziejów ludzkości.
Wesprzyj nas już teraz!
– Jeszcze przed grzechem pierworodnym Bóg powiedział do naszych prarodziców, Adama i Ewy: „bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną”. Można powiedzieć, że to taka proklamacja cywilizacji życia – rozpoczął.
– Jak wiemy z Pisma Świętego, szybko zaczynają się problemy. Pojawia się grzech, przez który diabeł zatruwa serca ludzkie i tworzy takie wrażenie, że Bóg i inni ludzie są konkurencją dla człowieka. Takie myśli budzą się pod wpływem diabelskim – że Bóg ma jakieś złe intencje i inni ludzie są niebezpieczni.
Na świat wszedł grzech, a wraz z nim śmierć. Pierwszym zabójcą jest Kain, ale po nim pojawiają się następni. I zbrodnie – zwłaszcza dzieciobójstwa, stają się w starożytności rzeczą powszechną. Faraon stosował je wobec Hebrajczyków. Mordowanie dzieci, nawet własnych, składanie ich w ofierze „bogom”, a tak naprawdę demonom, miało pogańskim mordercom zapewnić pomyślność.
W Dekalogu, który Bóg dał ludziom, znalazł się zakaz zabijania niewinnych. Dziesięć Przykazań wyróżniło Izraelitów spośród innych ludów starożytności, co nie znaczy, że zawsze się do nich stosowali.
Także w Grecji i Rzymie „nieużyteczne” dzieci były zabijane bądź porzucane na śmierć. Jednak w przysiędze Hipokratesa znalazło się zastrzeżenie: „nie podam niewieście środka poronnego”.
Od samego swego początku formowanie cywilizacji życia wzięło na siebie chrześcijaństwo. Trwało to wiele wieków i właściwie nigdy jeszcze nie osiągnęło pełnego sukcesu.
Po zdesakralizowaniu małżeństwa przez rewolucję protestancką i Lutra otwarły się kolejne bramy do dzieciobójstwa nienarodzonych. Według niektórych danych, 80% aborcji dotyczy związków pozamałżeńskich. Podobny skutek przyniosła legalizacja rozwodów przez Napoleona. – Atak na małżeństwo musiał w konsekwencji przynieść atak na życie ludzkie – zauważył Mariusz Dzierżawski.
Rewolucja przemysłowa wywołała migracje do miast, oderwanie kobiet od rodzinnych korzeni oraz ochrony, jaką dawały naturalne społeczności i Kościół.
W miastach „intelektualiści” promowali rozwiązłość, a z czasem także aborcję. Kilkanaście lat po pierwszym zalegalizowaniu jej przez Rosję sowiecką to samo, choć w nieco łagodniejszej formie wydarzyło się w II Rzeczypospolitej rządzonej przez piłsudczykowskich socjalistów.
– Aborcji w czasach II Rzeczpospolitej były miliony. I dlatego święty Maksymilian Kolbe w Oświęcimiu powiedział do współwięźniów, że wojna się skończy, kiedy zginie 6 milionów obywateli polskich. Bo tyle właśnie było ofiar aborcji w II Rzeczpospolitej – zauważył prelegent.
Zarówno kraje bogatego Zachodu, jak i komunistycznego Wschodu legalizowały zabijanie nienarodzonych. Używano do tego kłamliwej propagandy. Najpierw ukazywała ona aborcję jako „mniejsze zło”, a obecnie już jako „większe dobro”.
W mniej lub bardziej otwarty sposób promują aborcję politycy, nie wyłączając tych, którzy podają się za prawicę.
Fundacja Pro – Prawo do Życia postawiła na najskuteczniejszą w jej ocenie promocję sprawy obrony nienarodzonych – poprzez publiczne pokazywanie istoty krwawego procederu aborcyjnego. Dzięki wywołanemu skandalowi działanie pro-life nie może być już przemilczane.
– Byliśmy w którymś momencie, na początku, pełni optymizmu, że to „za chwilę” nasze pokolenie powstrzyma aborcję. Jakby to powiedzieć: niewykluczone. (…) To zwycięstwo osiągniemy, kiedy będzie się wydawało, że wszystko jest przegrane. Być może ten moment się zbliża. W każdym razie zdajemy sobie sprawę obecnie, że to nie jest kwestia naszej determinacji, naszych sprytnych sposobów, zrozumienia jak działają te kampanie. My mamy dawać świadectwo i je dajemy. Staramy się je dawać, a ostatecznie sukcesy daje Bóg. I dlatego też już od kilku lat pokazujemy prawdę, ale przy okazji intensywnie się modlimy – mówił Mariusz Dzierżawski.
– Zapraszam do zaangażowania się, zapraszam do wsparcia modlitewnego czy finansowego. Tak, to ostateczne zwycięstwo jest pewne. Nie wiemy, kiedy nastąpi, ale jest pewne. I chodzi o to, żebyśmy mieli w nim udział – podsumował.
Rodzicielstwo poświęcone dla zysków wielkiego biznesu
Anna Szczerbata z Fundacji Pro – Prawo do Życia nakreśliła słuchaczom wielowątkowy problem antykoncepcji masowo stręczonej kobietom właściwie już od dzieciństwa.
– W naszej ocenie, w mojej ocenie wszechobecna promocja, zwłaszcza wśród młodych dziewczyn, to jest po prostu element szerszego kontekstu wojny cywilizacyjnej. Atak wielkiego biznesu, mediów wymierzony jest w rodzicielstwo. Nie tylko w macierzyństwo, ale też w ojcostwo – podkreślała.
Skoro bowiem antykoncepcja jest na wyciągnięcie ręki, to mężczyźni czują się zwolnieni z odpowiedzialności za swoją aktywność w sferze płciowej.
– Różne siły, głównie siły biznesowe są nastawione na to, żeby ludzie nie wyznawali żadnego kodeksu moralnego; żeby żyli w sposób konsumpcjonistyczny, nastawiony na wydawanie pieniędzy i sprawianie, że bogacą się te największe biznesy, szczególnie farmaceutyczny – wskazywała działaczka pro-life.
Propaganda traktuje wszelki wysiłek, wyrzeczenia jako coś złego. Godne promowania są za to dla niej proste rozrywki, prosta konsumpcja, kupowanie kolejnych rzeczy i korzystanie z kolejnych dóbr. O ile z naszej, indywidualnej perspektywy można je w miarę tanio kupić, to już dla wielkiego biznesu suma tych naszych bardzo wielu drobnych zakupów składa się na ogromne bogactwo.
Rodzicielstwo znalazło się na celowniku, gdyż utrudnia tego rodzaju konsumpcję i bezrefleksyjne życie na zasadzie: praca – rozrywka – powtórzyć – praca – rozrywka – powtórzyć.
– Takie bezrefleksyjne konsumowanie rozrywki i innych produktów jest bardzo utrudnione, kiedy ma się dzieci. O tym wie każdy rodzic kiedy się zorientuje, jak bardzo jest mało ma do dyspozycji czasu i jak bardzo go szkoda na głupoty. Ta sfera rozrywki przestaje się mieścić w planie dnia – zauważyła Anna Szczerbata.
Kobiety atakowane są namowami do zawodowego „realizowania się”, budowania karier w opozycji do macierzyństwa.
Antykoncepcja i pigułki wczesnoporonne od dawna proponowane są już nawet dziewczynkom. Dawniej głównie poprzez czasopisma, a dzisiaj za pośrednictwem wszędobylskiego internetu i nieodłącznych smartfonów.
Receptę na pigułki aborcyjne otrzymać nawet bez wizyty u „lekarza”. Jednak przyjmowanie preparatów poronnych i antykoncepcji hormonalnej wielokrotnie zwiększa ryzyko wielu chorób.
Natomiast przyjmowanie antykoncepcji w bardzo młodym wieku drastycznie zwiększa ryzyko licznych chorób i urazów: zakrzepicy, zawałów serca, udarów mózgu, cukrzycy, nadciśnienia tętniczego, torbieli jajnika, chorób wątroby, oczu.
Dochodzą do tego: depresja, zaburzenia lękowe, zaburzenia nastroju.
Pigułka antykoncepcyjna jest uznawana nawet przez WHO za potwierdzony czynnik kancerogenny.
– Antykoncepcja jest w tej samej grupie rakotwórczości co palenie papierosów, tylko jakoś nie ma kampanii społecznych mówiących hej dziewczyno uważaj na swoje zdrowie – zauważyła prelegentka.
Światowa Organizacja Zdrowia zmieniła definicję ciąży, uznając – wbrew biologii – że zaczyna się ona od momentu zagnieżdżenia zarodka. Chodziło o przykrycie poronnego skutku pigułek.
– Pigułka wczesnoporonna, czyli „antykoncepcja awaryjna”, w świetle tej definicji również nie przerywa ciąży, dlatego że ciąża jest po zagnieżdżeniu, a te środki uniemożliwiają zagnieżdżenie żywego człowieka w macicy. No więc nawet tego nie trzeba pisać nigdzie, w żadnej ulotce, w żadnej informacji, bo musicie Państwo wiedzieć, że są informacje dla pacjentów i są informacje dla lekarzy i farmaceutów. To są dwie osobne dziedziny przekazywania informacji. Pacjentom przekazuje się znacznie mniej niż lekarzom i farmaceutom, ale nawet lekarzom i farmaceutom nie przekazuje się wszystkiego, bo mogliby nabrać wątpliwości co do tego, czy można w zgodzie ze swoim sumieniem przepisywać antykoncepcję – wyjaśniała obrończyni życia.
– Jak dobrze widać z przykładu ulotek, z poziomu świadomości społecznej i konsumenckiej na temat metod działania pigułek, celem raczej nie jest dobro dziewczyn i kobiet. Bardzo trudno posądzać koncerny farmaceutyczne, że chcą dobrze dla kobiet. Jak tylko mogą czegoś nie powiedzieć, to nie powiedzą. Jak tylko mogą coś zataić, to nie podadzą tej informacji. Na pewno nie jest ich celem to, żebyśmy były zdrowsze, żeby żyło nam się lepiej. Celem jest oczywiście sprzedaż i zysk – oceniła Anna Szczerbata.
Jak powstrzymać demograficzną klęskę
Wśród prelegentów był także Radomir Nowakowski, autor książki pt. „Depopulacja: Polska i świat w obliczu katastrofy demograficznej”. Na wstępie zwrócił uwagę, że lubimy czasem tłumaczyć tytułowe zjawisko faktem, że Klub Rzymski chce aby ludność naszego kraju liczyła zaledwie 15 milionów mieszkańców. Taka właśnie liczba padła w wywiadzie, którego udzielił w latach 70. Dennis Meadows, współautor raportu pt. „Granice wzrostu”
W naszym kraju wskaźnik zastępowalności pokoleń wynosi średnio około 2,1 dziecka wydanego na świat przez statystyczną kobietę w wieku rozrodczym. Po wojnie, w 1950 roku wskaźnik ten wyniósł dla Polski 3,71, w 1951 – 3,74, ale już w 1960 roku spadł nam poniżej trzech i od tej pory nie wzrósł już więcej ani razu.
Poniżej progu zastępowalności spadliśmy w roku 1990, wkraczając na ścieżkę depopulacji, czyli nieuchronnego zmniejszania się liczby rdzennej ludności.
W latach 2023 i 2024 doszliśmy do katastrofalnego poziomu 1,16 / 1,11.
– Myślę, że może jest 15 krajów na świecie, które ma gorszy poziom dzietności niż Polska. Jest oczywiście dużo przyczyn. Moim zdaniem aż tak dramatyczny spadek w latach 2023-2024 jest efektem – oprócz „stresu pocovidowego” i innych – również masowego napływu migrantów – mówił prelegent.
W roku 1955 przyszło na świat w Polsce 795 tysięcy dzieci. W 2024 – 252 tysiące. Prognozy GUS-u mówią, że w 2027 w Polsce nastąpi poniżej 200 tysięcy urodzeń. – I teraz wyobraźmy sobie, jak te 236 tysięcy utrzyma te 795 tysięcy ludzi, czyli roczniki, które teraz wchodzą w okres emerytalny – rozważał Radomir Nowakowski.
W najgorszym 2019 roku Polsk zanotowała liczącą niemal 35 tysięcy osób przewagę zgonów nad narodzinami. W ciągu ostatnich 5 lat umarło łącznie 747 tysięcy Polaków więcej niż się urodziło. To tyle, ile mieszkańców liczy Wrocław, czyli trzecie najludniejsze miasto w kraju.
Wzrasta też średnia wieku mieszkańca Polski – od 26 lat w roku 1950 do 42,6 w roku 2024.
Co 12 miesięcy przechodzi na emeryturę o około 200 tysięcy ludzi więcej niż zasila rynek pracy.
– Liczba młodych mężczyzn w wieku poborowym obecnie stanowi 44,5% tych, którzy byli w 1975 roku. Nie prowadząc żadnej wojny Polska straciła ponad połowę swojej armii. I teraz w takiej sytuacji, kiedy mamy średnią wieku 43, 20% ludzi w wieku 65+, liczbę poborowych mniejsza niż połowę, mamy w Polsce ludzi, którzy nas zachęcają do tego, żebyśmy się zaangażowali w wojnę. Jak Państwo sądzicie, czy to jest rozsądne zachowanie? – pytał retorycznie prelegent.
Jak do wymierania Polski odnosili się politycy?
W roku 2000, kiedy wskaźnik dzietności wynosił 1,32, lider lewicy Leszek Miller mówił, że promocja wielodzietności jest siłą napędową ubóstwa dziedziczonego, upośledzenia przyszłych pokoleń. Jego partyjny kolega Aleksander Kwaśniewski wetował ustawy zmniejszające podatek VAT na dziecięce ubranka.
Przy poziomie dzietności 1,22 i 1,23 cała tak zwana klasa polityczna namawiała do głosowania za przystąpieniem Polski do UE posługując się argumentem o otwarciu granic i możliwości wyjazdów.
Emigrowało od 2 do 4 milionów naszych rodaków. Pozbyliśmy się największego ludnościowego atutu, czyli owoców drugiego wyżu demograficznego.
– Moim zdaniem trwa w najlepsze antynatalistyczna propaganda. To samo dotyczy propagandy antyreligijnej, antynarodowej i antypatriotycznej. „Pedagogika wstydu” jest powszechna od 35 lat. Nie upraszcza się żadnego prawa budowlanego, żeby domy i mieszkania były bardziej dostępne. Nie reformuje się systemu bankowego, nie zwalcza się lichwy mieszkaniowej. No i nie budujemy w ogóle państwa przyjaznego Polakom i Polsce. Często jest tak, że Polacy są traktowani we własnym kraju gorzej niż cudzoziemcy albo jakieś podmioty cudzoziemskie – wyliczał prelegent poszczególne aspekty składające się na depopulację.
– Nie przestaje się karać ludzi za inicjatywę gospodarczą i przedsiębiorczość. Nie likwiduje się przywilejów dla dużych podmiotów zagranicznych. Nie reformuje się ZUS-u, nie promuje się w mediach rodziny i dzieci…
Zamiast zachęcać naszych rodaków do powrotu, premier Mateusz Morawiecki szczycił się liczbą przyjętych przez Polskę imigrantów.
Uwzględniające wiele czynników badania Lancet z 2017 zakładają, że w 2100 roku będzie nas 9,5 do 15,5 miliona. Polska znalazła się w tych szacunkach pośród zaledwie 20 krajów, w których populacja spadnie o powyżej 50%.
– Gdybyśmy wyliczali z samego ubytku ludności, to ostatni Polak powinien urodzić się około 2260 roku. Na szczęście to tak nie jest, ponieważ mamy ludzi, którzy chcą mieć więcej dzieci i mają więcej dzieci. Są ci, którzy mają ich bardzo mało. I jeśli sukces prokreacyjny, odnoszą oczywiście ci, którzy mają więcej dzieci i którzy chcą tych dzieci mieć więcej, więc z każdym pokoleniem może być ich więcej. Więc ja w tym upatruję nadzieję – mówił Radomir Nowakowski.
– Ostatni Polak według wyliczeń, które ja sobie zrobiłem, urodzi się w roku 2620, ale już 100 lat wcześniej, czyli w roku 2520 będzie nas około 8 do 10 tysięcy. Ale oczywiście jeszcze Polska nie zginęła, kiedy my żyjemy, więc tak nie musi być. Można te wszystkie rzeczy zahamować i odwrócić, tylko trzeba chcieć – podkreślał.
– Ponieważ ci z Klubu Rzymskiego i ci wszyscy antynataliści to są bardzo niesympatyczni ludzie, to ja proponuję, żebyśmy im zrobili na złość i żyli jak najdłużej, i mieli jak najwięcej dzieci, i w największym zdrowiu, i żebyśmy jeszcze celebrowali naszą wiarę, bo oni tego też bardzo nie lubią. Tak że motywacja: powinniśmy mieć silną motywację – zakończył swój wykład.
Not. RoM