Sąd Najwyższy w Kalifornii odrzucił prośbę Romana Polańskiego o zakończenie sprawy z 1977 roku dotyczącej gwałtu na nieletniej. Decyzja ta oznacza, że polskiemu reżyserowi po przybyciu do USA grozi aresztowanie i proces.
Roman Polański jest oskarżony o podanie w 1977 roku 13-letniej wówczas Samancie Gailey (obecnie Geimer) środków usypiających i alkoholu, a następnie zgwałcenie jej w domu aktora Jacka Nicholsona.
Wesprzyj nas już teraz!
Zajmujący się sprawą sędzia Scott M. Gordon oznajmił, że Polański nie może ubiegać się o zakończenie sprawy, ponieważ od 40 lat ukrywa się przed wymiarem sprawiedliwości. Nie sprecyzował jednak, jakie podjęto by kroki prawne, gdyby reżyser pojawił się w USA.
Podczas procesu sądowego sprzed niemal 40 lat Polański poszedł na układ z prokuratorem, w ramach którego przyznał się do gwałtu na nieletniej, za co miały zostać zdjęte z niego inne zarzuty. Po spędzeniu w areszcie 42 dni został wypuszczony na wolność. W 1978 roku przed zakończeniem postępowania wyjechał z USA w obawie, „że sędzia nie dotrzyma warunków ugody”.
Od tamtego czasu polski reżyser podejmował wiele prób mających na celu zakończenie procesu. Wszystkie skończyły się niepowodzeniami.
Harland Braun, adwokat Polańskiego przekonywał Sąd Najwyższy w Kalifornii, że jego klient „odcierpiał już swoją karę”. W wydanym oświadczeniu podkreślał, że sędzia Gordon nie zabrał głosu w, jego zdaniem, najważniejszej kwestii – błędów popełnionych na różnych etapach postępowania przeciwko Polańskiemu.
Samanta Geimer również wystąpiła do sądu o umorzenie sprawy gwałtu na niej. Mówiła wówczas, że chce „zaoszczędzić dalszych cierpień sobie i swojej rodzinie”. Amerykanka kilkakrotnie przyznawała również, że wybaczyła Polańskiemu, za to co zrobił 40 lat temu.
Źródło: rp.pl
TK