W politycznie poprawnej debacie publicznej od lat gości kilka tematów, o których się nie rozmawia. Zwyczajne TABU. A jeśli już porusza się taki temat, to czyni się to tylko w jedynie słusznym kontekście. Tak oto nie wspomina się o niektórych życiorysach, nie można zbyt wiele też powiedzieć o narodzie żydowskim, zgodnie milczy się także o prześladowaniach chrześcijan. W Polsce, do grona tematów zakazanych trafiło pojęcie „POLEXIT”. Tak oto nie jest możliwa nawet merytoryczna debata o alternatywnym scenariuszu dla Polski. Równocześnie dopuszczalne jest straszenie „POLWYRZUTEM”, który to stał się w lewicowych rękach dość skuteczną pałką do bicia politycznej piany.
Merytoryczna debata o problemie wyjścia Polski ze struktur Unii Europejskiej – jego wadach zaletach, kosztach i zyskach – jest w głównym przekazie medialnym jakby zakazana. Każdy, kto tylko ośmiela się zadać trudne pytania o funkcjonowanie Polski w strukturach wspólnoty i sugerujący, że inna droga jest możliwa, jest zdrajcą, zakałą polskiej rodziny i oszołomem nie zasługującym na wysłuchanie. A powodów do zadawania trudnych pytań, jak na złość, przybywa.
Wesprzyj nas już teraz!
Jednym z nich jest uporczywość unijnych polityków w dążeniu do powiązania wspólnotowego budżetu z tzw. praworządnością. Okazuje się, że w imię „wartości europejskich” można dziś jawnie gwałcić obowiązujące unijne traktaty i wchodzić z butami w sfery dotąd wydzielone dla – z założenia – suwerennych państw. I to dzieje się pod hasłami troski o „praworządność” właśnie. Tymczasem po raz kolejny chodzi o to, by wymusić na takich niesfornych państwach jak Węgry czy Polska przestrzegania norm, które UE uznaje za jedynie słuszne. Norm iście lewackich. Bo wszak takim „duchem” przesiąknięty jest dziś Zachód, a zatem i całe struktury unijne.
Oto bowiem polityka migracyjna ma być taka jak chce kształtować ją UE, „prawa kobiet” mają uwzględniać całą paletę „praw reprodukcyjnych”, z aborcją na życzenie na czele, a (nad)prawa „mniejszości seksualnych” mają stać w centrum zainteresowań władzy – inaczej państwo można uznać za zacofane, gorsze i nie zasługujące na środki ze wspólnotowego budżetu.
POLEXIT? To my was wyrzucimy!
Patrząc na to co dzieje się w UE, a dzieje się przecież nie od dziś, każdy kto z troską myśli o zachowaniu swojej tożsamości i państwowej suwerenności, rozważa scenariusz dla swojego kraju rysowany poza strukturami UE. Jednak, co ciekawe, o ile euroentuzjaści mogą Polskę – na razie tylko publicystycznie – „wyrzucać” lub zastraszać takim scenariuszem, ze wspólnoty (takie postulaty pojawiają się w międzynarodowej debacie publicznej), to już myślenie o opuszczeniu UE z własnej woli wydaje się być jakby zakazane. Tak! Tematu POLEXIT-u na poważnie ruszać nie można. Dlaczego? Bo temat opuszczenia UE przez jakiś krnąbrny kraj zarezerwowany jest wyłącznie do karcenia niepokornych. Bo jak powszechnie w lewackim świecie wiadomo – poza Unią nie ma przyszłości. Zatem i poważnej debaty o świecie poza ową wspólnotą być nie może.
Wróćmy do Polski. Od dłuższego czasu jesteśmy świadkami różnych inicjatyw totalnej opozycji, które skupia jeden cel: zakończenie rządów Zjednoczonej Prawicy. Takie hasła głosi zarówno opozycja polityczna, takie postulaty zgłaszał „społeczny” KOD, a dziś „społeczny” strajk kobiet. Zatem negocjacje budżetu unijnego i postawa Węgier i Polski były znakomitą okazją, by znów uderzyć w „wysokie tony”, zatroskać się nad brakiem „praworządności” i wymierzyć cios w rząd. By wzmocnić przekaz wystarczyło dodać, że PiS chce wyprowadzić Polskę z UE. Oczywiście – wbrew odżywającej w środowiskach otwartych na POLEXIT nadziei na wywołanie merytorycznej dysputy – miejsca na rozmowę o tym czy i jak to uczynić dla dobra kraju nie ma, bo i nie o interes narodowy tu chodzi. I zdaje się, wszyscy też doskonale wiedzą, że Zjednoczona Prawica nie jest siłą polityczną, którą byłoby stać na taki ruch. PiS przecież chętnie odwołuje się do spuścizny śp. Lecha Kaczyńskiego, a to on jako prezydent Polski w roku 2007 podpisał Traktat z Lizbony (zmieniający Traktat o Unii Europejskiej), a dwa lata później go ratyfikował.
Związek. I to na długi czas
Trzeba też wiedzieć, że POLEXIT nie wpisuje się w plany rządu Zjednoczonej Prawicy. W projekcie długofalowej strategii dla Polski „Sprawne i nowoczesne państwo 2030”, znajduje się wiele odwołań do polskiego członkostwa w UE. To także planowanie przyszłości Polski stricte pod unijne strategie: Zielony Ład (tu planowanie UE sięga roku 2050), czy z zakresu bezpieczeństwa. Projekt rządowy wspomina też o celach polskiej prezydencji w Radzie Europejskiej w 2025 roku. Sprawę opisał „Dziennika Gazeta Prawa”. Ma to być „mocne osadzenie Polski w Unii Europejskiej” – włącznie z założeniem lepszego korzystania z unijnych funduszy, zarządzanych przez Komisję Europejską.
Jest jeszcze jedna kwestia – troska rządu o słupki poparcia. Nie jest tajemnicą, że czołowi politycy Zjednoczonej Prawicy bacznie obserwują to, co jest popularne dla opinii publicznej i chętnie sięgają po rozwiązania wychodzące naprzeciw pragnieniom wyczytywanym z sondaży. A te wskazują mocne poparcie Polaków dla dalszego funkcjonowania Polski w UE. Za takim rozwiązaniem dziś opowiada się ok. 80 proc. społeczeństwa. Jak podała „Rzeczpospolita” (badanie IBRiS), wyście Polski z UE popiera ok. 11 proc. Polaków. Trzeba dodać, że większość badanych nie chciałaby jednak, aby o tym, czy łamana jest u nas praworządność, orzekały inne kraje (prędzej przyjmą taką ocenę, gdy wyda ją Europejski Trybunał Sprawiedliwości – tak odpowiedziała ponad połowa badanych). Spór o uzależnienia podziału unijnych środków od „praworządności” jest nierozstrzygnięty – obie strony sporu mają po ok. 44 proc. poparcia. Wniosek jest jasny. Nie ma mowy o opuszczeniu UE przez Polskę.
W końcu i sam premier zabrał głos w sprawie: „Mówimy głośne tak Unii Europejskiej i głośne nie karcącym mechanizmom. Jesteśmy za przestrzeganiem europejskich traktatów. Ale trzeba powiedzieć wyraźnie, że nikt nie będzie nas zmuszał do realizacji cudzych wizji” – napisał Mateusz Morawiecki na Facebooku 23 listopada 2020.
POLEXITU nie będzie. Ani szerokiej i merytorycznej debaty o nim. Świat poza UE – jak widać – wciąż dla wielu po prostu nie istnieje. Ot, nowy dogmat polskiego życia publicznego.
Marcin Austyn