Agent NKWD i sowiecki generał Zygmunt Berling do tej pory ma swój pomnik w Warszawie. W dzień 17 września i przypadającej rocznicy sowieckiej agresji na Polskę obelisk Berlinga… ochraniała policja.
W siedemdziesiątą piątą rocznicę ataku ZSRS na Polskę w 1939 roku przypominane są zbrodnie NKWD, Armii Czerwonej, sowieckiego aparatu represji. Tymczasem do dziś na warszawskiej Pradze stoi pomnika Zygmunta Berlinga, który w Armii Czerwonej awansował do stopnia generała, a wcześniej został zwerbowany do współpracy przez NKWD.
Wesprzyj nas już teraz!
W opublikowanym na Twitterze zdjęciu przewodniczący Forum Młodych Prawa i Sprawiedliwości zwrócił uwagę na charakterystyczny dla III RP obrazek. Postument sowieckiego agenta chroniła dzisiaj policja.
– Po ataku Niemiec na ZSRR w 1941 roku zgłosił chęć służenia w Armii Czerwonej – nawet w stopniu szeregowca. Jednak po wznowieniu stosunków dyplomatycznych ZSRR z Polską zgłosił się do armii gen. Andersa. Zrobił to na polecenie NKWD – opowiadał dla PCh24.pl o działalności Zygmunta Berlinga dr Maciej Korkuć z krakowskiego IPN.
– Tylko w październiku i w listopadzie 1944 roku trafiło na biurko Berlinga co najmniej dwadzieścia trzy orzeczenia kary śmierci wobec żołnierzy za „przestępstwa polityczne”. Miał prawo zamienić im wyrok na więzienie. 18 października 1944 roku na mocy jego decyzji rozstrzelano Tadeusza Bukałę, Leona Mroczkowskiego, Wiktora Regułę, Józefa Szlęka, Józefa Papugę i Józefa Puchałę. Połowa z nich miała zaledwie 20 lat. Następnego dnia, 19 października, kule plutonu egzekucyjnego uśmierciły osiemnastolatka kpr. Ludwika Merka, dziewiętnastolatka Zbigniewa Duzaka i starszych od nich Józefa Gramatyka i Józefa Miazgę. 20 listopada 1944 roku śmierć dosięgła kolejnych 10 osób. Wyroki na wszystkich osobiście zatwierdził Berling, który niespecjalnie kwapił się korzystać z „prawa łaski”. Mógł, ale nie chciał. Brał na siebie odpowiedzialność za te zbrodnie. I był współsprawcą – podsumował historyk.
Źródło: niezalezna.pl/PCh24.pl
KRaj