Do groteskowego zdarzenia doszło pod salą rozpraw, w której sądzony jest reżyser i publicysta portalu PCh24.pl – Grzegorz Braun. Otóż po 15-minutowej przerwie w procesie policjanci… nie rozpoznali oskarżonego i nie chcieli wpuścić go na salę.
We wtorek kontynuowany jest proces reżysera Grzegorza Brauna, oskarżonego o naruszenie miru domowego. Oskarżenie to jest następstwem demonstracji przeciwko fałszerstwom wyborczym, w której brał udział. Obok reżysera, manifestowali również politycy PiS, Nowej Prawicy, Ruchu Narodowego czy publicystka „Gazety Polskiej”, Ewa Stankiewicz. W trakcie manifestacji Grzegorz Braun – a z nim m.in. Stankiewicz i grupka polityków – wszedł do siedziby Państwowej Komisji Wyborczej. Część protestujących pozostała w budynku aż do chwili, w której zostali wyprowadzeni przez policję.
Wesprzyj nas już teraz!
Proces Brauna rozpoczął się w sobotę. Po wprowadzeniu na salę zatrzymanych, którzy odpowiadają z art. 193 kk za naruszenie miru domowego – w tym i Brauna – rozległy się gromkie brawa i wyrazy wsparcia dla reżysera i niezależnej dziennikarki.
– Przyprowadzano mnie tu w kajdankach, bez paska, bez sznurowadeł, nieogolonego. Bardzo przepraszam Wysoki Sąd za mój nieestetyczny wygląd – zaczął swoje wyjaśnienia Grzegorz Braun, podkreślając, że przetrzymywanie zawdzięcza prokuraturze i policji, a sądzenie zatrzymanych, w tym dziennikarzy, określił jako groteskę. – Działanie prokuratury ma charakter ewidentnej szykany i represji, karanie nas należy do Wysokiego Sądu, a nie do prokuratorów – mówił Braun, podkreślając że rozpatrywanie jego sprawy i Hanny Dobrowolskiej w trybie przyspieszonym nie posiada żadnego uzasadnienia. Reżyser tłumaczył, że Państwo Polskie zniechęca obywateli będąc strukturą niewydolną, impotentną i wadliwą. Ci, którzy przedstawiali swoje postulaty w PKW, nie mogli zostać obojętni wobec podejrzenia o możliwości popełnienia przestępstwa, jakim byłoby fałszowanie wyników wyborów.
Grzegorzowi Braunowi pozwolono w końcu odpowiadać z wolnej stopy.
Źródło: facebook
FO, MK, ged