Wbrew prognozom niektórych ekonomistów i analityków twierdzących, że Polskę w najbliższych miesiącach czeka recesja, Biuro Inwestycji i Cykli Ekonomicznych (BIEC) uważa – jak podaje Money.pl – że będzie to jedynie lekkie spowolnienie.
Biuro powołuje się na Wskaźnik Wyprzedzający Koniunktury (WWK), który z wyprzedzeniem informuje o tendencjach jakie wystąpią w gospodarce w przyszłości. Co prawda wskaźnik ten spadł we wrześniu br. o 0,2 pkt m/m do 143,3 pkt, jednak – jak uważają analitycy z BIEC – ta niewielka zmiana jest bez znaczenia dla przebiegu dominującej w ciągu ostatniego roku tendencji do łagodnego spadku wskaźnika.
Wesprzyj nas już teraz!
Poszczególne składowe wskaźnika zachowywały się w ostatnim czasie różnie: trzy zanotowały tendencję wzrostową, kolejne trzy uległy pogorszeniu, natomiast dwa pozostały na tym samym poziomie w stosunku do wcześniejszych miesięcy. Przykładowo poprawiło się tempo napływu nowych zamówień w firmach, zarówno tych krajowych jak i kierowanych za granicę. Nie zmienia to jednak dominującej od ponad roku tendencji do kurczenia się zamówień w firmach – czytamy w raporcie BIEC. Autorzy raportu zwracają również uwagę na nieznaczny wzrost wydajności pracy. Podkreślają jednak od razu, że od początku 2011 roku nie wykazywała ona tendencji do poprawy, oscylując jedynie wokół zbliżonych do siebie wartości.
O ile prognozy Biura Inwestycji i Cykli Ekonomicznych dają jeszcze jakieś nadzieje na podtrzymanie mitu Polski jako „zielonej wyspy”, o tyle główny ekonomista SKOK, Janusz Szewczuk, na łamach portalu stefczyk.info, przedstawia diametralnie odmienną wizję przyszłości gospodarczej Polski na najbliższe miesiące. W artykule „Zielona wyspa jak Atlantyda” Szewczuk stwierdza, że polska gospodarka stacza się powoli na dno. – PKB w II kw. zanotował znaczący spadek, aż o 1,1proc. w stosunku do I kw. tego roku i poziom zaledwie 2,4 proc. Zatrzymały się praktycznie inwestycje, spożycie publiczne, słabnie popyt krajowy i konsumpcja. Złoty gwałtownie traci na wartości, choć w poprzednich miesiącach skutecznie, sztucznie go napompowano – pisze Szewczuk. Jego zdaniem stagnacja powoli dosięgać zacznie wszystkie branże gospodarki m.in. motoryzacyjną, paliwową, górnictwo, zacznie brakować pieniędzy na służbę zdrowia i edukację. – Przyszły 2013 r. to wcale nie musi być kryzysowe science- fiction, ale całkiem realna smutna rzeczywistość. Ci, którzy jeszcze nie wierzą, że benzyna może być po 7 zł., euro po 5,50 zł., że kolejne 25 tys. nauczycieli straci pracę, a bezrobocie spokojnie wzbije się na poziom ok. 18-20 proc. niech wytężą wyobraźnię. Być może będziemy mogli zaobserwować zjawiska podobne do tych z Grecji, Hiszpanii i Portugalii. Szczególnie poszukiwane mogą okazać się lampy naftowe i piecyki tzw. kozy, nowoczesne stadiony mogą się wypełnić kolorowymi namiotami tych, którzy już nie dali rady spłacać kredytów walutowych z powodu franka, który urwał się euro-uwięzi. Nadchodzi rok bankrutów, przed nami kryzys o jakim się rządzącym nie śniło. Stypa na „zielonej wyspie” może się przekształcić w mityczną katastrofę „Atlantydy” – zauważa Janusz Szewczuk, Główny Ekonomista SKOK.
Paweł Sztąberek