W obliczu kontrowersyjnych poczynań polityków, jak też niesprawności działania różnego rodzaju państwowych służb i instytucji przed powodzią czy w początkowych jej fazach, nadzieję daje okazywana powszechnie ofiarom żywiołu narodowa solidarność. Warto więc przypomnieć, że jako zasada życia społeczno-politycznego solidarność zakorzeniona jest w aksjologii chrześcijańskiej. Wywodzi się bowiem z przykazania miłości bliźniego. Świadomość ta powinna skłaniać nas, zwłaszcza dzisiaj, do zastanowienia – również z punktu widzenia czysto „świeckiego” – czy warto podcinać korzenie, z których wyrosła polska i europejska kultura, oraz dokąd to może nas zaprowadzić.
Na fali codziennych komunikatów ukazujących dramat ludzi zmagających się ze skutkami powodzi, w sercach nieobojętnych widzów rodzi się uczucie niemocy, bólu, a nawet złości. Wraz z emocjami piętrzą się w naszych umysłach pytania: „kto jest winien?”; „czy można było to przewidzieć?”; „co zrobiła władza, by katastrofie tej zapobiec?”. Odnosząc się do tych konkretnych wątpliwości, należy odpowiedzieć sobie na równie ważną kwestię: „czy wskazanie winowajców będzie miało jakiekolwiek znaczenie?”.
Wesprzyj nas już teraz!
Specyfika rodzimych realiów politycznych nie napawa tu optymizmem. Po wielu latach nienajlepszych rządów Zjednoczonej Prawicy, która w okresie niedawnej pandemii C-19 pokazała swój stosunek do polskiego prawa i sprawiedliwości, władzę objęła formacja moralnie i politycznie skompromitowana. Nieco starsi obserwatorzy sceny politycznej mogą jeszcze pamiętać szwindle, tak zwane wałki i afery wielu członków tego środowiska. Nie bądźmy naiwni! Tak jak nikomu ważnemu z kręgu niegdysiejszej Platformy Obywatelskiej nie spadł „polityczny włos” za nadużycia, szachrajstwa i szalbierstwa w okresie minionych rządów, tak do więziennej celi nie trafi nikt, kto odpowiada za dramatyczne skutki powodzi, której do pewnego stopnia można było zapobiec.
Wbrew całej rządowej propagandzie, której istotnym elementem są transmitowane posiedzenia sztabu kryzysowego, katastrofie w jakiejś – trudnej dzisiaj do określenia – mierze można było przeciwdziałać. Do kardynalnych zaniedbań mających wpływ na decyzje różnego rodzaju lokalnych ośrodków jeszcze przed powodzią należy zaliczyć uspokajające komunikaty, wysyłane przez premiera na przekór alertom płynącym z Czech i Komisji Europejskiej. Późniejszy chaos informacyjny, brak koordynacji działających na zalanych terenach służb, opieszałość decyzyjna kluczowych w walce z żywiołem instytucji, to tylko niektóre z ciemnych odsłon funkcjonowania państwa. Tym, którzy mieli jeszcze jakieś opory, by uznać, że dowodzony przez Donalda Tuska okręt o nazwie „Polska” boryka się z poważnymi problemami, argumentów dostarczył sam szef rządu. Wysłał on na front pomocy powodzianom za grube pieniądze podatników… Jerzego Owsiaka z jego „orkiestrą”.
Pomimo tak wielu powodów do krytyki, władzy strofować jednak nie wolno, bo… jest powódź. Taką tezę próbują narzucić nam politycy wraz z medialnymi funkcjonariuszami. Tymczasem rządzącym należy szczególnie patrzeć na ręce w kryzysowej sytuacji po to, by pod osłoną działań związanych z usuwaniem skutków niszczycielskiego żywiołu, nie ukręcili innych lodów.
W medialnej zawierusze wokół posunięć ludzi z politycznego świecznika próżno jednak szukać tych pytań i wątpliwości, które zadają sobie teraz niektórzy powodzianie. Wśród nich: „jak dalej żyć, gdy dobytek życia zabrała woda?”; „skąd czerpać siłę?”; „czy odbudowa domu ma jakikolwiek sens?”. Do tych rozterek inni dorzucą kolejne: „gdzie był Bóg w czasie katastrofy?”; „czy ma z nią w ogóle coś wspólnego?”; „czy mógł temu przeszkodzić”; „dlaczego tego nie zrobił?”. Odnosząc się do tego rodzaju dylematów, ks. Jacek Bazarnik w książce pt. „Cierpienie dzieci. Czy Bóg tego chce?”, napisał: „Dobrze, że stawia się takie pytania, tylko, że żaden człowiek nie potrafi na nie odpowiedzieć. Możemy jedynie skapitulować przed próbą chęci trzymania świata w garści. Oprócz piękna ma on w sobie coś przekraczającego nas, niewyjaśnionego i groźnego. Natura nie jest tak harmonijna i niewinna, jakbyśmy tego chcieli. Wydaje się, że musimy nasze rozumienie natury i stworzenia przemyśleć dogłębnie i na nowo postawić pytanie: Co to jest natura? Dlaczego zachowuje się tak, a nie inaczej? Czy nie powinniśmy respektować jej zachowań? Następnie powinniśmy odpowiedzieć sobie na pytanie: Jaki mamy obraz Stwórcy? Musimy się bronić przed opisywaniem Go zbyt prostymi pojęciami i narzucaniem Mu, co powinien zrobić. On jest zupełnie inny niż nam się wydaje i postępuje w sposób odpowiadający Jego istocie. W niepojętym cierpieniu, jakie powodują kataklizmy, pozostaje tylko powierzyć się niepojętemu Bogu i przyznać, że On nie musi się przed żadnym ludzkim sądem usprawiedliwiać”.
Nie musi, zwłaszcza że nakazał człowiekowi czynić sobie ziemię poddaną (por. Rdz 1,28). Jeśli więc można było kataklizmowi zapobiec, należało to zrobić. Z medialnych doniesień już dziś wiemy, że w imię obłędnej ideologii klimatystów, a także protestów mieszkańców niektórych wsi i sprzyjających im polityków z różnych opcji, zaniechano budowy pewnej liczby zbiorników retencyjnych mogących uchronić Kotlinę Kłodzką przed zalaniem. Przyszłość pokaże, czy Polak zmądrzeje po szkodzie czy – nawiązując do arabskiego przysłowia – jako głupiec potknie się o ten sam kamień.
To, co niewątpliwie budzi nadzieję i stanowi grunt dla państwowych działań, to powszechnie okazywana powodzianom narodowa solidarność. Skala pomocy tak wielu ośrodków samorządowych, społecznych, kulturalnych, a także indywidualna inicjatywa ludzi dobrej woli skłaniają w tym szczególnym czasie do pewnej refleksji. Warto przypomnieć, że solidarność jako zasada życia społeczno-politycznego zakorzeniona jest w aksjologii chrześcijańskiej. Wywodzi się bowiem z przykazania miłości bliźniego. Przez wieki chrześcijaństwo inspirowało wyznawców Chrystusa do aktów nieraz bezgranicznego poświęcenia się w służbie bliźnim na wzór Mistrza, dzięki Któremu „nie ma już Żyda ani poganina, nie ma już niewolnika ani człowieka wolnego, nie ma już mężczyzny ani kobiety, wszyscy bowiem jesteście kimś jednym w Chrystusie Jezusie” (Ga 3, 28). Atomizacja życia społecznego uniemożliwia solidarne współdziałanie osób. Charakterystyczne dla współczesnej kultury postawy egocentryczno-egoistyczne, powiązane z przesadnym indywidualizmem, są bowiem sprzeczne z zasadą solidarności. Jak słusznie zauważył Jan Paweł II – „nie ma solidarności bez miłości”. Mówiąc dalej słowami naszego Rodaka na Stolicy Piotrowej: „nie ma przyszłości człowieka i narodu bez miłości, bez tej miłości, która przebacza, choć nie zapomina, która jest wrażliwa na niedolę innych, która nie szuka swego, ale pragnie dobra dla drugich; tej miłości, która służy, zapomina o sobie i gotowa jest do wspaniałomyślnego dawania” (Sopot, VII pielgrzymka, 5 czerwca 1999 roku). Myśl ta powinna skłaniać nas, zwłaszcza dzisiaj, do zastanowienia, również z punktu widzenia czysto „świeckiego” – czy warto podcinać korzenie, z których wyrosła kultura europejska, oraz dokąd to może nas zaprowadzić.
Anna Nowogrodzka-Patryarcha