Przewodnicząca Państwowej Komisji Dziedzictwa Narodowego Gražina Drėmaitė twierdzi, że najbardziej skomplikowana sytuacja z doglądaniem cmentarzy jest w dużych miastach. Zwłaszcza dotyczy to Wilna. Podkreśla przy tym istotną rolę Polaków.
– Wiele razy byłam u merów Wilna, zawsze mi odpowiadali pytaniem: ,,To my musimy doglądać jeszcze cmentarze?” (…). Jest mnóstwo samorządów, które nawet nie wiedzą, ile znajduje się cmentarzy na ich terytorium – powiedziała Drėmaitė. Jej zdaniem władze lokalne zawsze „po macoszemu” traktowały nekropolie. W czasach sowieckich studenci za pójście na Rossę mogli być wyrzuceni z uczelni. Dzisiaj natomiast tylko nieliczne samorządy prowadzą rejestr i doglądają cmentarzy.
Wesprzyj nas już teraz!
Drėmaitė poinformowała, że to właśnie z inicjatywy Polski, a nie Litwy, powstał plan rejestracji oraz renowacji pomników na Cmentarzu Bernardyńskim.
– W Wilnie cmentarze są na ostatnim miejscu. Sytuacja jest bardzo skomplikowana, chociaż z roku na rok się polepsza. Dotyczy to Cmentarza na Rossie, na którym trawa koszona jest nie dwa, ale trzy razy w ciągu lata – wyjaśniła Drėmaitė.
Obecnie na Litwie jest prawie 20 tys. obiektów będących na liście dziedzictwa narodowego. 16-17 proc. stanowią cmentarze lub pojedyncze groby.
Źródło: zw.lt
KRaj