6 maja 2024

Polska przegrała – bez żadnej bitwy. Unia ogarnie także Kościół

(Oprac. GS/PCh24.pl)

Debata o reformach w Kościele katolickim wchodzi na nowy poziom, co w Polsce pozostaje niemal całkowicie niezauważone. Dalsze pozostawanie na marginesie debaty – świadome stanie z boku, tak, jakby nas to wszystko niewiele obchodziło – skończy się dokładnie tym samym, czym skończyła się wieloletnia inercja polityczna i intelektualna elit I Rzeczpospolitej: oddaniem władzy w obce ręce. Być może jest już zresztą za późno i strategiczna „decyzja” o tym, by Kościół katolicki w Polsce zrezygnował z potencjalnej samosterowności po prostu zapadła – siłą faktów, a raczej siłą całkowitego braku woli działania.

System inercji i zadowolenia

W październiku 2024 roku odbędzie się w Rzymie druga sesja Synodu o Synodalności. To już tylko kilka miesięcy. Katolicka opinia publiczna w Polsce w zdecydowanej większości nie wie w ogóle, co to za proces: nawet jeżeli ktoś coś słyszał, to geneza, mechanika i cele procesu synodalnego są mu nieznane. Winę ponosi za to bezpośrednio katolicki system medialny w Polsce. Poza bardzo nielicznymi i w sumie dość niszowymi tytułami o Synodzie o Synodalności po prostu nie rozmawiamy. Problem jednak w tym, że – jak sądzę – nie wynika to z jakiejś odgórnej decyzji wydawców katolickich portali i tygodników, którzy nie chcą informować o rzeczywistości; ale z tego, że tymi sprawami po prostu nikt w Kościele się nie interesuje. Dziennikarze o tym nie piszą – bo ich to nie obchodzi; bo nie rozmawiają na ten temat z teologiami ani księżmi; ci zaś mają to w głębokim poważaniu, bo nikt tego od nich nie wymaga – robią swoje doktoraty o Janie Pawle II, podłączają się w ten czy inny sposób do kranu z pieniędzmi, i tyle. Biskupi wieńczą system samozadowolenia, w którym żeby żyć dobrze, nie trzeba a nawet nie należy robić nic jakkolwiek kontrowersyjnego; a dla naszego systemu kontrowersją jest każdy, dosłownie każdy spór intelektualny. Poza wąskimi środowiskami liberalnymi skupionymi wokół „Tygodnika Powszechnego”, „Więzi” albo Kongresu Katoliczek i Katolików problematyka reform w Kościele pozostaje przedmiotem zawinionej ignorancji.

Wesprzyj nas już teraz!

Jakie będą tego efekty dla Kościoła w Polsce? Absolutnie druzgocące. Żyjemy w czasach przełomu: nie tylko politycznego, ale również eklezjalnego. W momencie, w którym ścierają się ze sobą wielkie płyty tektoniczne fundamentalnych opcji myślenia o Kościele, kiedy wykuwa się nowy paradygmat funkcjonowania katolicyzmu – pozostawanie z boku debaty i jej świadome lekceważenie oznacza, że damy się ponieść prądowi, niezależnie od tego, dokąd nas skieruje. Dokładnie tak samo jako wspólnota polityczna uczyniliśmy u schyłku I Rzeczpospolitej. Jako wspólnotę kościelną spotka nas dzisiaj dokładnie ten sam los: odpowiedzialność za Kościół katolicki nad Wisłą zostanie faktycznie przeniesiona z naszych diecezji do innych miejsc.

Polskie stanowisko: „Jakoś to będzie”

Kiedy 18 grudnia 2023 roku papież Franciszek i kard. Victor Manuel Fernández ogłosili deklarację doktrynalną Fiducia supplicans w Kościele katolickim rozpętała się burza. Wielu biskupów okazało się bardzo decyzyjnych i potrafiło jednoznacznie zareagować. „Nie” błogosławieniu par homoseksualnych powiedzieli Ukraińscy, Białorusini, Rosjanie, Węgrzy, Holendrzy – wreszcie, niemal cała Afryka. Z drugiej strony wiele episkopatów powiedziało temu „tak”. Kościół w Polsce było stać jedynie na ogłoszenie krótkiego oświadczenia rzecznika KEP, w dodatku – przedstawiającego dokument Fiducia supplicans w fałszywym świetle (twierdzono, że nie ogłasza tego, co naprawdę ogłasza). Tak naprawdę w jednym z najważniejszych sporów współczesności… po prostu nie zajęliśmy żadnego stanowiska, jakby realizując niepisaną strategiczną maksymę „jakoś to będzie”.

Polscy biskupi mogli spróbować porozumieć się choćby sami ze sobą i wydać jakiś bardziej jednoznaczny komunikat; mogli też nawiązać kontakt z episkopatami sąsiednich krajów. Nie zrobili tego; być może podziały wewnątrz episkopatu są tak potężne, że nie pozwalają na wypracowanie żadnego wspólnego stanowiska. Problem w tym, że z czymś podobnym mierzą się biskupi we Francji – a mimo tego potrafili działać. Jedna z francuskich prowincji kościelnych wydała własne oświadczenie, później Episkopat – inne. Zabrano głos, sytuacja stała się jasna. W Polsce – nie.

Watykan wymaga decyzji. Kto je podejmie?

Tymczasem Stolica Apostolska wymaga decyzyjności, nie tylko ze względu na to, że ostatecznie jakoś trzeba się odnieść do trudnych dokumentów, ale także dlatego, że formułuje się w zakresie podejmowania decyzji konkretne, formalne oczekiwania. Papież Franciszek od 2013 roku wprowadza stopniowo swój projekt decentralizacji, który zasadza się na promowaniu różnorodności doktrynalnej i autonomizacji Kościołów lokalnych. Nie jest to żadną tajemnicą, a przynajmniej nie powinno nią być, bo na świecie debata na ten temat trwa od lat, a w Polsce niektóre przynajmniej środowiska starają się to regularnie opisywać. Co w sytuacji, w której znajduje się Polska, to znaczy kiedy najwyraźniej nie ma najmniejszej ochoty na to, by w jakikolwiek sposób włączać się w ten projekt? Odpowiedź na to pytanie jest banalnie prosta: decentralizacja tak czy inaczej obejmie Polskę, tyle, że nie będziemy w niej podmiotowi. Zostaniemy sprowadzeni do roli drobnego elementu w większym ciele eklezjalnym, razem ze wszystkimi innymi Kościołami lokalnymi naszego regionu, które nie chcą, nie potrafią lub nie mogą zdobyć się na samodzielność.

Deklaracja Radosława Sikorskiego

Czytelnik pozwoli na pozorny ekskurs. W środę 22 listopada 2023 roku Parlament Europejski niewielką większością głosów przyjął rezolucję za zmianą traktatów unijnych. W ten sposób formalnie rozpoczęła się procedura ich przebudowania. Pakiet proponowanych zmian zawiera aż 267 punktów. Większość, ja można się domyślać, jest kompletnie drugorzędna i w długich negocjacjach politycznych poprzedzających ewentualne decyzje ostateczne zostanie po prostu wycięta. Z perspektywy najważniejszych unijnych graczy realne znaczenie mają tylko nieliczne propozycje reformistyczne, zwłaszcza te dotyczące sposobu głosowania oraz zakresu kompetencyjnego struktur unijnych. Początkowo władze Polski wyrażały głęboki sceptycyzm wobec tych propozycji. Chociaż zmiany w Unii Europejskiej zawsze są konieczne, to bynajmniej nie w postaci zmian traktatowych, twierdzono. Wszystko wskazuje na to, że – zgodnie z obawami krytyków obecnego rządu – była to tylko czcza retoryka.

25 kwietnia w Sejmie exposé wygłosił minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski. W części poświęconej kwestiom unijnym odniósł się do procesu zmian traktatowych, stwierdzając, że „nie wyklucza” polskiej zgody. Minister zapewnił, oczywiście, że konieczne będą „negocjacje” i nie wszystko można zaakceptować w zaproponowanej formie. Cóż, o to przecież chodzi; w języku politycznym deklaracja Sikorskiego ma zupełnie jasne brzmienie: Polska przystępuje do projektu zmian traktatowych.

Współcześnie Kościół podąża za polityką

Dlaczego ma to znaczenie dla Kościoła katolickiego? Proponowane zmiany traktatów, niezależnie od ich konkretnego brzmienia, są wszystkie bez wyjątku nakierowane na jeden cel: umacnianie „europejskiej jedności”, to znaczy przenoszenie kompetencji państw narodowych na centralistyczne struktury unijne. Bez wchodzenia w szczegóły można powiedzieć, że w praktyce oznacza to zmniejszenie zakresu polskiej suwerenności na rzecz Unii Europejskiej. Tymczasem Kościół katolicki w żadnym kraju nie funkcjonuje w oderwaniu od polityki: zawsze jest w jakiejś do niej relacji. Może to być relacja głęboko opozycyjna, jak obecnie w Nikaragui, gdzie socjalistyczna władza zwalcza katolicyzm. Może to być relacja głęboko oportunistyczna, jak w Szwajcarii, gdzie Kościół jest finansowo ubezwłasnowolniony i stąd niezdolny do samodzielnego działania. Najczęściej jednak współczesne relacje między Kościołem a państwem przyjmują postać – ze strony kościelnej – akomodacji i mniej lub bardziej przychylnej współpracy. W gruncie rzeczy to nie Kościół definiuje strategie i określa paradygmat ideowy, ale przyjmuje ten, który jest mu oferowany przez świat polityki.

Ma to znaczenie również dla kwestii doktrynalnych. Nie jest przypadkiem, że przeciwko Fiducia supplicans wystąpiły na przykład episkopaty Rosji, Białorusi i Węgier. W tych krajach ideologia LGBT jest przez władze zwalczana, a to daje Kościołowi możliwość – albo nawet go obliguje – do dość ostrej postawy. Z drugiej strony, episkopaty Hiszpanii albo Niemiec wyraziły się o Fiducia supplicans entuzjastycznie, co również odpowiada polityce rządowej. W Stanach Zjednoczonych reakcje były bardzo mieszane: jedni biskupi się ucieszyli, inni rzecz skrytykowali. Ponownie, odzwierciedla to głęboki polityczny podział Ameryki.

Europejski mainstream katolicki

Scentralizowana Unia Europejska będzie na różne sposoby premiować i promować unijną centralizację kościelną. Im więcej wspólnych praw, tym więcej wspólnych płaszczyzn współpracy i odniesienia dla Kościoła, tym więcej wspólnych spotkań i wspólnych decyzji. Stopniowo będzie dochodzić do ujednolicania stanowiska: niekoniecznie wszystkich kościelnych decydentów bez wyjątku, ale do wypracowania linii mainstreamowego unijnego katolicyzmu. Tego zresztą oczekuje sam Ojciec Święty. W ramach Synodu o Synodalności proponuje się budowanie lub rozbudowywanie już istniejących kościelnych struktur kontynentalnych. Wcześniej w tym roku doszło do przeniesienia siedziby organizacji zrzeszającej biskupów Europy z Sankt Gallen w Szwajcarii do Rzymu. Ma to pozwolić na bardziej sprawne funkcjonowanie tej instytucji, co pokazuje, że konkretne kroki na rzecz scementowania i zdynamizowania kolektywnych ciał europejskich w Kościele są już rzeczywiście podejmowane.

Podsekretarz Synodu Biskupów, francuska zakonnica s. Nathalie Becquart, powiedziała niedawno, że w związku z różnorodnością światopoglądową w Kościele – z rozbieżnymi zapatrywaniami na kwestie dyscyplinarne i moralne – właściwą drogą oczekiwaną przez Franciszka jest podejmowanie decyzji na poziomie kontynentalnym albo narodowym. W przypadku Unii Europejskiej chodzi raczej o poziom kontynentalny, przynajmniej tam, gdzie nie ma episkopatów krajowych zdolnych do stanowczego działania. W Polsce, jak widzimy, właśnie nie ma; a to oznacza, że nie mogąc lub nie chcąc się porozumieć wewnątrz kraju, by wypracować własne stanowisko – będziemy nawet chętnie zdawać się na ciała wyższego rzędu, czyli ciała europejskie.

Wyspy Tradycji

W ten sposób z biegiem lat – chodzi przecież o długie procesy – skutecznie utracimy zdolność do sterowania katolicyzmem nad Wisłą. Biskupi pozostawią sobie część kompetencji dotyczących najbardziej elementarnych, ściśle lokalnych kwestii, ale gdy idzie o wypracowywanie i podejmowanie strategicznych decyzji w takich obszarach jak moralność, imigracja czy wojna sprawiedliwa – będziemy orientować się na Rzym. Nie tyle Rzym papieski jednak, co na europejskie struktury osadzone w Rzymie, a faktycznie kierowane przez tych biskupów, którzy będą mieć największe polityczne przełożenie na sytuację w Unii Europejskiej.

W ten sposób zemści się długoletnia inercja, przejawiająca się nade wszystko w ignorowaniu najważniejszych dyskusji. Dopóki procedura centralizacji unijnej nie została przeprowadzona, istnieje teoretyczna szansa na zmianę tego stanu rzeczy. Mówiąc jednak szczerze, nie sądzę, abyśmy byli zdolni do jej wykorzystania. Nie ma po temu struktur, nie ma odpowiedniej świadomości wagi problemów, nie ma wreszcie woli działania. Jest już za późno; będziemy się kościelnie „europeizować”. W tej sytuacji tym ważniejsze jest budowanie przestrzeni wierności Tradycji katolickiej – w mediach i poza nimi. Mainstream będzie coraz odleglejszy od tego, co jako katolicy konserwatywni i tradycjonalistyczni uważamy za rzeczywiście zgodne z Ewangelią. Dla skutecznego budowania tych przestrzeni konieczna będzie współpraca ze światem polityki. Kluczowe jest odwrócenie obowiązującego dziś paradygmatu: zwycięstwo opcji katolickiej przyjdzie wtedy, kiedy wykształcą się silne formacje polityczne podążające za nauką Kościoła; nigdy odwrotnie. To jest dziś naszym zadaniem.

Paweł Chmielewski

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(61)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie