– Im głośniej piewcy demokracji liberalnej krzyczą o wolności, tym bardziej głuszą swobodę wypowiedzi – mówi w wywiadzie dla „Naszego Dziennika” historyk prof. Wojciech Roszkowski z Instytutu Studiów Politycznych Polskiej Akademii Nauk, autor podręcznika do „HiT”.
Prof. Roszkowski pytany, czy hejt, jakiego doświadczył po napisaniu „Historii i teraźniejszości” był dla niego zaskoczeniem, odpowiada, że był bardziej zaskoczony intensywnością ataku. – Od pewnego czasu obserwuję coś, co można nazwać wojną kulturową czy wojną cywilizacji. I dlatego siła tego uderzenia budzi zdziwienie. Patrząc na reakcję na moje podręczniki, mimo że dawniej też były w Polsce napięcia, mogę powiedzieć: żyjemy w zupełnie nowych czasach. W pewnym momencie zastanawiałem się, czy nie trzeba wrócić do pisania pod pseudonimem. Ale to żart. Natomiast chcę podkreślić, że to nie ja się zmieniłem, to okoliczności się zmieniły, otoczenie się zmieniło – stwierdza historyk.
Jak mówi, pretekstem do najbardziej zjadliwego uderzenia był fragment, który został odczytany jako uderzenie w in-vitro. – Ja napisałem o produkcji dzieci, ale nie użyłem określenia in vitro, bo nie miałem tego na myśli. Ale wydaje mi się, że w tym ataku na podręcznik nie chodziło o in vitro. Tym, co zaniepokoiło krytyków, był wyraziście przedstawiony komunizm ze wszystkimi jego zbrodniami, nadużyciami, kłamstwami itd. A to jest obecnie coraz mniej akceptowalne i warto się zastanowić, dlaczego dziedzictwo komunistyczne po upływie pokolenia od tak zwanego upadku komuny jest czymś godnym obrony – wskazuje prof. Roszkowski.
Wesprzyj nas już teraz!
W jego ocenie rzeczywistość w Polsce zalewa „płynąca tym razem z Zachodu fala neomarksizmu, czyli marksizmu kulturowego połączonego z wykluczaniem religii”. – I to jest drugi aspekt, który mnie mocno zaskoczył w atakach na „Historię i teraźniejszość” – dodaje.
– Trudno tak precyzyjnie i skrótowo opisać, z czym obecnie mamy do czynienia, czym jest ta fala relatywizmu neomarksistowskiego. Ale rzeczywiście komunizm instalowali różnego rodzaju ideologiczni fanatycy. Po nich przyszli konformiści i cynicy, którzy w propagandowe hasła nie wierzyli, ale dzięki nim sprawowali władzę. Pod koniec PRL-u to oni dominowali w strukturach partyjno-rządowych i to oni dogadali się z częścią elity solidarnościowej, zdobywając znaczący wpływ na rzeczywistość po 1989 r. Natomiast ludzie, którzy próbowali sięgnąć głębiej, do korzeni polskiej kultury, polskiego rozumienia wolności, patriotyzmu, przywiązania do suwerennego państwa, religii, od samego początku transformacji zostali okrzyknięci oszołomami. Nowa elita III RP tworzona przez postkomunistów i część opozycji antykomunistycznej miała wspólny mianownik: ideę postępu, nowoczesności i bezalternatywności historii. Uznali, że komunizm nie był dobry, ale my teraz będziemy tworzyć nowy, lepszy świat pod hasłem demokracji liberalnej. Z czasem ta demokracja liberalna stopniowo zaczęła się zmieniać w dyktaturę relatywizmu. Ja nazywam go relatywizmem historycznym, bo im głośniej piewcy demokracji liberalnej krzyczą o wolności, tym bardziej głuszą swobodę wypowiedzi. I ja trochę czuję się ofiarą tego rodzaju sposobu działania – tłumaczy uczony.
Źródło: PAP
Prof. Wojciech Roszkowski: dziś wszystko jest względne. Żyjemy w świecie rewolucji postprawdy