Jezuita o. Wacław Oszajca znowu wygłasza skandaliczne treści. Na łamach „Tygodnika Powszechnego” stwierdził, że Piotr dobrze zrobił, zapierając się Jezusa. Gdyby postąpił inaczej, zachowałby się jak człowiek pozbawiony zdrowych zmysłów, sugeruje autor.
Czytelnik być może pamięta głośny film Martina Scorsese pt. „Milczenie” z 2016 roku; opowiadał o prześladowaniach chrześcijan w Japonii oraz o misji jezuickiej w tym kraju. Chrześcijanie mogli uniknąć męczarni, jeżeli podeptali wizerunek Chrystusa. Kulminacyjną sceną jest zaparcie się Chrystusa przed jednego z jezuickich misjonarzy, który wizerunek depcze, ocalając swoje życie. Ma wizję, w której sam Jezus zdaje się mu sugerować taki krok.
Film to film: zachowanie jezuity można oceniać. W świetle tradycji chrześcijańskiej ocena jest oczywista: męczennicy wynoszeni na ołtarze ginęli za świadectwo wiary w Chrystusa, wybierając raczej męki niż wyparcie się Zbawiciela.
Wesprzyj nas już teraz!
A jednak polski jezuita Wacław Oszajca zdaje się mieć inne zdanie. Na łamach „Tygodnika Powszechnego” opublikował bowiem apologię zachowania Piotra, który wyparł się Chrystusa. O tym skandalicznym artykule mówił w programie „Na Straży” PCh24 TV red. Paweł Chmielewski.
„Ten fragment najczęściej odbiera się jako opis zaparcia się Piotra Apostoła, jego zdrady. Czy słusznie? Weźmy takie, wcale niezmyślone, wydarzenie: Trwa stan wojenny, ktoś drukuje ulotki, a jego sąsiad je kolportuje. Milicja najpierw aresztuje kolportera, a następnie drukarza, który na przesłuchaniu dowiaduje się, że kolporter sypie, co oczywiście nie jest prawdą. W takiej sytuacji trzeba iść w zaparte: nikogo nie znam, niczego takiego nie robiłem, a na sąsiada wprost patrzeć nie mogę. Czy to znaczy, że tak jest naprawdę? Przecież nikt o zdrowych zmysłach nie będzie pakował się w łapy tych, którzy chcą go dopaść i wsadzić za kratki. Czy więc Piotr rzeczywiście zaparł się Jezusa, zdradził Go? Nie. Po prostu postąpił rozsądnie, a najistotniejsze w tym opowiadaniu jest to, że Piotr wyszedł na zewnątrz i gorzko zapłakał z bezradności, bezsilności wobec jawnej krzywdy wyrządzanej komuś, kogo się kocha i komu nijak nie można pomóc, nijak uratować” – pisał o. Wacław Oszajca cytowany przez red. Chmielewskiego.
Jak podkreślił prowadzący program, w postawie Wacława Oszajcy nie ma w zasadzie nic nowego względem jego poprzednich czynów: zaledwie rok temu przy okazji Bożego Ciała ten sam autor na łamach „Więzi” wyśmiał procesję Bożego Ciała i kult eucharystyczny, pisząc nawet o kanibalizmie. Teraz wygłasza apologię zdrady w imię przetrwania, której zdradą nie nazywa, ale zachowaniem rozsądnym.
Jak wskazał Paweł Chmielewski, wyśmiewając Boże Ciało jako „kanibalizm” ojciec Oszajca powtarzał de facto argumenty starożytnych pogańskich krytyków chrześcijaństwa. Teraz robi dokładnie to samo: przecież to poganie nie mogli zrozumieć, dlaczego chrześcijanie wolą wydać się na męki niż zaprzeć się swojego Zbawiciela. Jak widać, także Wacław Oszajca tego nie rozumie. Dlatego, mówił Paweł Chmielewski, obraca zdradę św. Piotra w czyn racjonalny, pożądany, wręcz wzorcowy. To oznacza jednak rezygnację z męczeństwa, albo i rezygnację z krzyża. Cóż, św. Paweł często pisał o krzyżu jako „głupocie” dla świata. Pytanie tylko, wskazał prowadzący program „Na Straży”, dlaczego przełożeni o. Wacława Oszajcy nie reagują na jego absolutnie skandaliczne wyskoki?…
Więcej w programie.
Źródło: PCh24 TV
Pach