15 lipca 2021

Największa nadzieja prezesa Jarosław Kaczyńskiego na podniesienie Zjednoczonej Prawicy z kryzysu – Polski Ład – ponosi spektakularną porażkę propagandową. Śmiało można powiedzieć, że brakuje entuzjazmu dla bodaj największego projektu reform zaproponowanych przez rządzącą partię. Dlaczego?

Podobno prezes PiS od dłuższego czasu utyskuje, że wśród Polaków wielki projekt zmian, mający zapewnić nam rzekomo cywilizacyjny awans, nie zyskał zbyt wielu zwolenników. Dlatego Jarosław Kaczyński zrobił to, co lubi najbardziej: ruszył w Polskę, by przekonywać do poparcia proponowanych zmian.

Kłopot w tym, że to, co się rozsypało to już się nie sklei. Program zaproponowany przez PiS ma bowiem jeden grzech założycielski i wiele innych błędów popełnionych w trakcie jego projektowania. Wygląda na to – co napawa Kaczyńskiego realną obawą – że Polacy wcale nie potrzebują reform zaproponowanych w Polskim Ładzie.

Wesprzyj nas już teraz!

Wrogiem elity, przyjacielem lud?

Błędem założycielskim Polskiego Ładu jest sama praktyka polityczna PiS. Prezes uwielbia konflikt, czuje się w nim znakomicie, ale przecież w skonfliktowanym społeczeństwie trudno jest uzyskać konsensus w kwestii znaczących reform. Te zawsze staną się elementem sporu, czego zresztą nie ukrywają sami politycy Zjednoczonej Prawicy, ożywiając retorykę podziału na ciemiężony lud i nadęte elity, które jeśli mają pieniądze, to „skądś je mają” i powinny się nimi podzielić.

To, co zaproponował PiS jest faktycznie propozycją obliczoną na głębokie zmiany, szczególnie w obszarze polityki fiskalnej. Czas pandemii władza mogła zresztą wykorzystać jako etap schładzania konfliktu partyjnego, ale tak się nie stało. Teraz Kaczyński musi przetrwać burzę, którą sam wcześniej wywołał prąc do wyborów prezydenckich w czasie, gdy większość Polaków obawiała się jeszcze skutków pandemii. W budowaniu zaufania do władzy nie pomogły też nakładane bez ładu i składu obostrzenia. Mało kto jest w stanie także dzisiaj pojąć ich logikę. A wielu wydawało się wręcz, że zostali wrzuceni w sam środek historii napisanej przez Stanisława Bareję.

W czym tkwi największy problem Polskiego Ładu? W jego ogólności i braku spójności. Ani premier Mateusz Morawiecki ani nawet Jarosław Kaczyński nie są w stanie przekonać ludzi do czegoś, co jest tak naprawdę mieszanką rozmaitych propozycji. Wygląda to trochę tak, jak gdyby każdy rządowy resort wysłał maila do premiera Mateusza Morawieckiego z ofertami zmiany, a ten zebrał je, trochę uczesał i wpisał w projekt fantasmagorycznego ładu.

Krótka lekcja ekonomii?

Porażką rządu jest to, co w Polskim Ładzie powinno być kluczowe: pomysł zmian gospodarczych. Po czasie pandemii, która zdławiła rynek, Polacy liczyli na jakiś oddech, haust świeżego powietrza, w zamian dostali kolejne pomysły czyszczenia ich kieszeni i portfeli. Metoda PiS jest prosta: zabierzemy wam pieniądze, ale nic się nie martwcie, zajmiemy się w zamian każdą waszą bolączką. Tyle, że to metoda szwedzka, a nie polska. Polak ze swoją skłonnością do indywidualizmu i sporą dozą nieufności do państwa, nie kupuje tej rządowej propozycji opieki.

Wydaje się też – i tu jest pewne zaskoczenie – że przejadły się nam kolejne programy rozdawnictwa. Wreszcie dostrzegliśmy wszystkie bolączki związane z 500+, 13. i 14. emeryturami czy wyprawką. Owszem, programy te pozwoliły wielu rodzinom wyjść z niedostatku, ale tu znowu zadziałała charakterystyczna dla polskich polityków metoda działania polegająca na wylewaniu dziecka z kąpielą. Wpompowanie ogromnych pieniędzy w gospodarkę, przy poluzowanej jeszcze w ostatnim czasie polityce monetarnej, doprowadziło do eksplozji inflacji, którą teraz wszyscy czujemy w naszych portfelach.

Chciałbym wierzyć, że brak entuzjazmu wobec propozycji Polskiego Ładu to nie tylko niezrozumienie jego celów, ale także zdrowy rozsądek. Polacy być może pojęli, że dosypywanie pieniędzy z państwowej kasy nie odbywa się wcale bez straty dla ich portfeli. Czy to początek wolnorynkowej refleksji? Trudno powiedzieć. Pewne jest jedno: usilne starania polityków PiS, by przekonać Polaków do zmian podatkowych jak dotąd spalają na panewce.

Czego nie rozumie PiS?

Trudno się zresztą temu dziwić. Plan PiS jest jasny: wyciągnąć z naszych kieszeni jak najwięcej, by sfinansować kolejne pomysły redystrybucyjne. W wizji Jarosława Kaczyńskiego motorem rozwoju kraju ma być państwo. Prezes – mimo licznych zapewnień o swoim patriotyzmie i miłości do Ojczyzny – nie ufa Polakom, nie wierzy ani w ich dynamikę, ani zaradność. To on i jego przyboczni mają – parafrazując słynne słowa Kisiela – wziąć nas za pysk i zrobić wzrost gospodarczy. Kłopot w tym, że Polakom takie stawianie sprawy się nie podoba. Każdemu doskwiera drastyczny skok cen, a w tle pozostają pytania o celowość płacenia coraz większej ilości podatków, do czego usiłuje przekonać nas PiS. Dlaczego mamy to robić, skoro już teraz płacimy coraz większe daniny w opłatach za prąd czy paliwo? I jaką mamy gwarancję, że akurat partia Kaczyńskiego zrobi z tych dodatkowych pieniędzy dobry użytek, skoro inercja urzędnicza hamuje niemal wszystkie reformy, które – mimo czasami nawet dobrych intencji rządzących – udają się albo w połowie, albo wcale?

Warto zauważyć zresztą, że o ile PiS ma jasną wizję roli państwa we wspólnocie narodowej, o tyle kompletnie nie radzi sobie z taką emocją jak naturalne pragnienie wolności, stanowiące zresztą pochodną naszych aspiracji. Doskonale uwidoczniło się to w 2007 roku. Wówczas PiS przegrał przede wszystkim z powodu nietrafionej kampanii wyborczej. Oparł przekaz na konieczności budowania silnego państwa zdolnego walczyć z sitwami, korupcją i zorganizowaną przestępczością. Tymczasem właśnie wtedy Polacy zapragnęli czegoś innego. Czas walki ze skorumpowanymi politykami i biznesem nastał zaraz po ujawnieniu afery Rywina. Kilka lat później wielu z nas nie chciało już kolejny raz przeżuwać odgrzewanego kotleta permanentnego boju z mrocznymi interesami postkomunistycznych układów. W zamian pojawiła się dość naturalna chęć doganiania Zachodu, aspiracji by się dorobić, kupić własne mieszkanie czy samochód. Pragnienie to uosobiła PO w zgrabnej figurze „drugiej Irlandii”. Co z tej wizji wyszło – wszyscy wiemy. Ale w kampanii wyborczej narracja ta okazała się skuteczna.

Obecnie PiS również, jak mi się wydaje, przegapia coś ważnego snując opowieść o Polskim Ładzie. Nie chodzi nawet o mało czytelne zapewnienie, że gdyby PiS rządził w Polsce od 1989 roku, to bylibyśmy na tym samym poziomie, co Słowenia. Kaczyński najwidoczniej kalkuluje, że Polacy utuleni kolejnymi podarunkami od władzy w sytuacji niepewności po pandemii bez pytania oddadzą się w ręce władzy. Jest jednak zupełnie inaczej: aspiracje Polaków nadal rosną. Zapewnienia młodego wiceministra finansów Piotra Patkowskiego, że dla władzy osoby zarabiające 4 tys. zł brutto to klasa średnia napawają wielu przerażeniem. Przecież aspiracje Polaków sięgają znacznie wyżej i nie dotyczą jedynie zarobków, ale też stanu posiadania, wszak klasy średniej nie definiuje się średnią na określonym poziomie. To także ogólny zasób portfela oraz określony styl życia, poziom intelektualny i zachowania społeczne. Tamta zwulgaryzowana wizja struktury społecznej, zadeklarowana przez współpracownika Morawickiego, sprawia wrażenie, że rządowi chodzi o jedno: możliwie najszczelniejsze i najwyższe opodatkowanie naszych dochodów, a nie poprawienie jakość życia. To postawienie swoistego szklanego sufitu: więcej ponad to wam niewolno.

Cieszy mnie nieufność, z jaką Polacy podeszli do Polskiego Ładu. Wiem, że tacy politycy jak Mateusz Morawiecki czy Adam Niedzielski najchętniej po prostu z miejsca podnieśliby podatki czy nakłady na służbę zdrowia, bo wtedy zaznaczone na czerwono pola w tabelkach zapalą się na zielono. Ale na szczęście w PiS jest świadomość, że opinia publiczna ma znaczenie. Dla Jarosława Kaczyńskiego zresztą Polski Ład miał być punktem zwrotnym, torującym drogę do zwycięstwa. Na razie okazuje się kapiszonem. I oby to się nie zmieniło. Przynajmniej dopóki Zjednoczona Prawica nie postawi na stole poważnego projektu reform.

 

Tomasz Figura 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij