Taki wniosek można wysnuć po lekturze wywiadu, jakiego portalowi Money.pl udzielił Janusz Śniadek, były szef „Solidarności”, obecnie poseł Prawa i Sprawiedliwości.
„Polska praca jest chora” – taką diagnozę stawia Poseł Śniadek. Jednak myli się niestety całkowicie, jeśli chodzi o wskazanie przyczyn tej choroby. Są nią bowiem rzekomo tzw. umowy „śmieciowe”. Co więcej, mają się one również przyczyniać do wzrostu deficytu. Uniemożliwiając pracownikom doskonalenie zawodowe, de facto powodują, że „Polska traci zdolność wykonywania rodzajów produkcji, dających wartość dodaną”. Obawiam się, że nawet były lider „Solidarności” miałby problemy z wytłumaczeniem, o co mu chodziło.
Wesprzyj nas już teraz!
„Dobrym przykładem jest tutaj przemysł okrętowy, który umiera. Nie tylko dlatego, że bardzo złe rzeczy stały się ze stoczniami, ale także dlatego, że te szczątkowe formy, które jeszcze egzystują, funkcjonują właśnie w formie umów śmieciowych. Tam nie pracują pracownicy, tylko zatrudnia się kilkaset firm. A to sprawia, że ktokolwiek tylko może, znajduje jakieś alternatywne zatrudnienie i szybko ucieka z tego przemysłu”. Co ma piernik do wiatraka, chciałoby się zapytać? Zapewne, tysiące ludzi pozostających bez pracy na wybrzeżu zrezygnowały z pracy w stoczniach tylko dlatego, że zarabiały w nich pieniądze nie na etacie, ale na innej podstawie prawnej i przez to upadł przemysł stoczniowy. Tak jakby problem nieudolnego zarządzania, nie tylko w tej branży, w ogóle nie istniał. Ponadto, w swoim czasie prasa szeroko rozpisywała się o niejasnościach przy sprzedaży polskich stoczni, o zaniżonej wycenie wartości ich majątku, czy że w zarządach spółek-nabywców obecni są ludzie powiązani z izraelskim wywiadem. Premier Tusk, pytany o te sprawy, sprawiał zaś wrażenie, że nie wiedział, komu sprzedaje polskie stocznie.
Możemy też przeczytać w wywiadzie, że „każde uciekanie od płacenia składek ZUS jest gangreną psującą wolny rynek. Nie ma wolnego rynku bez uczciwej konkurencji”. Tak jakby istnienie ZUS-u gwarantowało nam właśnie wolny rynek i uczciwą konkurencję. Wolny rynek mamy w powiększającej się w szarej strefie, do której przedsiębiorcy uciekają, ponieważ regulacje państwowe, w tym fiskalne, są dla nich na tyle dużym obciążeniem, że gdyby postępowali zgodnie ze wszystkimi przepisami, zbankrutowaliby. Działając de facto i de iure nielegalnie, mogą wciąż zatrudniać pracowników, a więc zmniejszać bezrobocie. Tego już Poseł Śniadek zdaje się nie dostrzegać, podobnie jak tego, że likwidacja znienawidzonych przez niego umów „śmieciowych” pociągnęłaby za sobą wzrost bezrobocia.
To jest, niestety, myślenie związkowca. W wypowiedziach Janusza Śniadka brak jakiejkolwiek refleksji, że „gangreną psującą wolny rynek” jest państwo, które nakłada na przedsiębiorczość coraz bardziej ciasny kaganiec. Deficytu nie powiększają zaś umowy zlecenia czy o dzieło, ale rosnące, nieuzasadnione wydatki budżetowe i brak odpowiedzialności przy ich zaciąganiu. Gdyby obecny minister finansów, uprawiał taką kreatywną księgowość w prywatnej firmie, zostałby w mgnieniu oka oskarżony o niegospodarność, przez tą samą Państwową Inspekcję Pracy, której Poseł Śniadek chciałby zwiększyć uprawnienia.
Tomasz Tokarski