Komisarz UE do spraw klimatu, Connie Hedegaard, oświadczyła, że weto, które zgłosiła Polska do proponowanych ograniczeń emisji dwutlenku węgla i stopniowego przechodzenia na gospodarkę niskoemisyjną, nie powstrzyma planowanych zmian.
Nasz kraj jako jedyny sprzeciwił się redukcji emisji CO2 w Unii Europejskiej do 2050 r. Według planów, redukcja miałaby wynieść 40% do 2030 r., 60% do 2040 r., a do 2050 r. – 80% (w porównaniu z 1990 r.). Pani komisarz przeszła jednak do porządku dziennego nad naszym wetem, oświadczając, że skoro 26 pozostałych państw członkowskich, ze sprawującą obecnie prezydencję Danią na czele, zgodziło się ograniczyć emisję, nie powstrzyma ono Europy przed przejściem do gospodarki niskoemisyjnej.
Wesprzyj nas już teraz!
Unijna komisarz skrytykowała linię obrony strony polskiej, w myśl której każdy kraj, mając określony cel w postaci redukcji emisji CO2, powinien sam do niego dążyć w myśl zasady subsydiarności. Taka zasada działania jest nie do przyjęcia, według Hedegaard, również w strategii walki z kryzysem gospodarczym (sic!).
Jednak najbardziej zatrważające są słowa Hedegaard: „UE jest demokratyczną wspólnotą, gdzie negocjacje polegają na dawaniu i braniu – po to, aby uzyskać dobry wynik dla wszystkich. Nie możemy iść naprzód, jeśli najbardziej niechętny jeden dyktuje tempo pozostałym”.
Gdzie jest owa demokratyczna wspólnota, skoro głos niewygodny dla większości jest pomijany? Jakiś czas temu Vaclav Klaus został bezczelnie i prostacko potraktowany przez wysłanników unijnych, w tym Daniela Cohn-Bendita, który w Zamku Królewskim na Hradczanach oświadczył prezydentowi Czech, że „musi” podpisać traktat lizboński. Czego jeszcze trzeba, byśmy zobaczyli Unię Sowiecką czy Związek Europejski (tytuł książki Władimira Bukowskiego) w pełnej krasie?
Tomasz Tokarski