Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego tłumaczy, że w sprawie sprawdzania połączeń telefonicznych Sławomira Cenckiewicza zaszła… pomyłka (sic!). Kontrola MSW wykazała jednak, że ze sprzeczne z prawem postępowanie nikt nie poniesie odpowiedzialności.
W lutym wyszło na jaw, że funkcjonariusze ABW, badając sprawę rzekomych przecieków z prac Komisji Weryfikacyjnej Wojskowych Służb Informacyjnych, miała zbadać billingi jej członka Piotra Bączka. Jednak okazało się, że nie Bączek a doradca Komisji, Sławomir Cenckiewicz, stał się celem kontroli Agencji. Jej pracownicy bezprawnie badali billingi jego numeru stacjonarnego.
Wesprzyj nas już teraz!
Jak doszło do pomyłki? Zdaniem ABW, postępowania prokuratorskie prowadzone w sprawie rzekomych przecieków z Komisji Weryfikacyjnej czy osławionej korupcji przy weryfikacji (czego nigdy nie wykazano) oraz rzekomego handlu aneksem do raportu z działalności WSI były „bardzo skomplikowane”, a funkcjonariuszowi zajmującemu się tymi sprawami po prostu się „coś pomieszało z numerami telefonicznymi”.
Jak informuje ABW w aktach prokuratorskich dotyczących tej sprawy znalazło się zarówno nazwisko Bączka jak i Cenckiewicza. Funkcjonariusz miał jednak pozwolenie na zbadanie jedynie billingów pierwszego z nich. W skutek pomyłki sprawdził połączenia telefoniczne Cenckiewicza.
Interpelującemu w tej sprawie członkowi Komisji ds. Służb Specjalnych Markowi Opiole z PiS szef MSW Jacek Cichocki odpowiedział, że „był to błąd funkcjonariusza ABW, który realizował to zadanie”.
Wyjaśnienia te są kompromitujące zarówno dla ministra jak i ABW. MSW przyznaje bowiem, że zgodnie z przyjętą w ABW praktyką, funkcjonariusz który aplikuje o udostępnienie billingów, ma obowiązek „skrupulatnie sprawdzić, kto jest abonentem telefonu, dla którego pobierany jest wykaz połączeń”. MSW twierdzi, że funkcjonariusze są odpowiednio wyszkoleni, a ich działania nadzorują przełożeni.
Za pozaprawną kontrolę telefonu Cenckiewicza nikt jednak w ABW nie odpowie. Kontrola wewnętrzna wykonana przez MSW (sic!) nie wykazała niczego za co określony funkcjonariusz mógłby zostać pociągnięty do odpowiedzialności karnej. Warto więc postawić pytanie o to, czy szef ABW Krzysztof Bondaryk i jego podwładni nie znajdują się ponad prawem?
Źródło: „Nasz Dziennik”
ged