Troska, jaką okazali autorzy portalu TokFM w stosunku do skrzywdzonych molestowaniem przez księży dzieci, pozwala domniemywać, że prędzej czy później dowiemy się na tych samych łamach, jakie doświadczenia są udziałem nieletnich wychowywanych przez pary homoseksualne.
Oj, dostało się Kościołowi za zaangażowanie w obronę małżeństwa! Po tym, jak biskupi podziękowali posłom za okazanie choćby resztek zdrowego rozsądku, nie trzeba było długo czekać, by portal należącej do spółki Agora radiowej stacji odsłonił przed światem poruszające fragmenty książki holenderskiego dziennikarza o pedofilii wśród polskiego duchowieństwa. Nie brak w owej publikacji drastycznych opisów molestowania, jakiego księża mieli się dopuszczać wobec podopiecznych, a także wyznań dotyczących psychologicznych skutków doznanych przez dzieci traumatycznych przeżyć.
Wesprzyj nas już teraz!
Czy opisywane zdarzenia naprawdę miały miejsce, powinny orzec sądy, na razie chór poprawiaczy Kościoła przyjmuje rewelacje Holendra za dobrą monetę. W ślad za nimi niezmiernie liczna nad Wisłą populacja lemingów gotowa jest w ciemno uwierzyć w opowieść o ekscesach ze strony bezkarnych reprezentantów katolickiego kleru, przeistoczonego sugestywnym piórem przybysza z Niderlandów w surowego tyrana zniewalającego aż rwący się do zdobywania kolejnych przyczółków postępu kraj. Jak daleki od rzeczywistości jest to obraz, widzimy choćby po skali medialnej agresji wobec duchowieństwa, nie o tym jednak rzecz.
Troska, jaką okazali redaktorzy portalu TokFM w stosunku do dzieci skrzywdzonych molestowaniem przez księży, pozwala bowiem domniemywać, że prędzej czy później dowiemy się na tych samych łamach, jakie doświadczenia są udziałem nieletnich wychowywanych przez pary homoseksualne. Przecież skoro postępowy świat wspiera zrównywanie prawnego statusu par pederastów i lesbijek z uprawnieniami małżeństw, to siłą rzeczy, kolejnym krokiem musi być przyznanie im prawa do adopcji. Pokazuje to zresztą jasno przykład krajów zachodnich, w których homolobby z powodzeniem stosuje „taktykę salami”.
Zanim postępowe łamy otworzą się na świadectwa podopiecznych dwóch „mamuś” bądź par „tatusiów” (czekam niecierpliwie, temat jest gorący!) przypomnijmy przytaczane niedawno przez francuski dziennik „Le Figaro” wyznanie wychowywanego przez dwie lesbijki Jean Dominique Bunela. Pisaliśmy niedawno na łamach PCh24.pl: „Jako dziecko Bunel nie rozumiał jeszcze relacji między kobietami, ale z upływem czasu odkrywał prawdę, co doprowadziło go do wewnętrznego załamania. Cierpiał też z powodu obojętności dorosłych na ten jego ból. Bunelowi brakowało również ojca: – Rozwód niekoniecznie pozbawia dziecka dwojga rodziców, którzy zazwyczaj na przemian się nim opiekują. Przede wszystkim nie zastąpi się ojca drugą kobietą. Doprowadza to nieubłaganie do zachwiania równowagi uczuciowej i emocjonalnej dziecka. Wszyscy psychiatrzy powinni potwierdzić, że zarówno ojciec, jak i matka w sposób komplementarny powinni kształtować osobowość dziecka – wyznał i zaznaczył, że nigdy nie czuł „obecności ojca”, a nierzadko bardzo jej potrzebował”.
Francuz, dziś dojrzały mężczyzna, wychowanie przez lesbijki nazwał gwałtem na jego naturze, a cytowane przez gazetę wyznania bohatera tekstu w dużej mierze przypominają te, które znajdujemy w „demaskatorskiej” książce Holendra tropiącego ciemne sprawki polskich księży. Póki co jednak, środowiska w czambuł piętnujące Kościół za prawdziwe bądź rzekome przypadki molestowania dzieci zgodnie popierają równocześnie postulaty przyznania należnych małżeństwom przywilejów homoseksualnym parom.
Nikt normalny nie zaprzeczy – pedofilia jest zboczeniem obrzydliwym i moralnie niedopuszczalnym. Należy ją bezwzględnie zwalczać, a jej ofiary otoczyć opieką, zaś udowodnione przypadki molestowania dzieci surowo karać. Dotyczy to także ludzi Kościoła, który pouczając w kwestiach moralności, sam winien tępić zło we własnych szeregach. Czy jednak aby na pewno nagłaśnianie przez lewicę domniemanych win katolickich duchownych wynika z troski o dzieci? Jeśli tak, to dlaczego zasada rozpoczynania naprawy świata od własnych szeregów nie ma dotyczyć samych poprawiaczy Kościoła – ideowych, a nierzadko także osobistych przyjaciół Daniela Cohn-Bendita albo też admiratorów Romana Polańskiego?
Roman Motoła