Prezydent Ukrainy Petro Poroszenko zapowiedział podczas trwającej w Kijowie konferencji pn. „Jałtańska Strategia Europejska”, że w przyszłym roku Krym wróci do Ukrainy. Gospodarz spotkania nie zdradził, w jaki sposób porozumie się z Rosją, którą w przyszłym roku czekają wybory prezydenckie i raczej nie należy się spodziewać zbytniej uległości ze strony Władimira Putina.
Wesprzyj nas już teraz!
Sam fakt, że konferencja o strategii europejskiej powiązana została w nazwie z Jałtą, w dużej części narodów Europy Środkowowschodniej może budzić negatywne skojarzenia historyczne. Spotkanie ma miejsce w stolicy Ukrainy właśnie ze względu na aneksję Krymu wraz z Jałtą przez Rosję.
Swoją wypowiedzią o rychłym powrocie półwyspu pod skrzydła Kijowa Poroszenko nawiązał do sporu terytorialnego z Moskwą. Powstanie separatystycznych republik w Donbasie i wcielenie Krymu bezpośrednio do obszaru państwa rosyjskiego nie spowodowały jednak oficjalnego wypowiedzenia agresorowi wojny przez Ukrainę. Z drugiej strony Kreml też nie uznał konieczności sformalizowania konfliktu i dziwny stan stosunków między tymi państwami trwa już ponad trzy lata.
Obiecać Inflanty
Od kilku miesięcy Poroszenko zapowiada zgłoszenie do Wierchownej Rady Ukrainy ustawy o reintegracji Donbasu, ale termin przesuwa się, ostatnio podobno z powodu konieczności przeprowadzenia konsultacji z sojusznikami Kijowa. Według portalu BFM.ru, Poroszenko przewiduje pokojową ścieżkę odzyskania Donbasu i Krymu, uznając to za jedyną możliwą strategię. Przejęcie kontroli nad straconymi w 2014 roku obszarami ma być takim samym sukcesem jak wprowadzenie dla obywateli Ukrainy ruchu bezwizowego.
Szef państwa ukraińskiego powołał nawet swojego stałego przedstawiciela i jego zastępcę, których zadaniem jest m.in. opracowanie określających przyszły status Krymu zmian w konstytucji Ukrainy.
Do 2014 roku miastem wydzielonym Ukrainy był Sewastopol na Krymie a pozostała część półwyspu miała status Republiki Autonomicznej Krymu. Po przyłączeniu do Rosji stan przejściowy trwał do lipca 2016 roku, kiedy to Władimir Putin zlikwidował Krymski Okręg Federalny i włączył cały Krym w skład Południowego Okręgu Federalnego z centrum administracyjnym w Rostowie nad Donem.
Nadzieja kontra realia
Ukraińska „Siegodnia” kilka dni temu przywołała wypowiedź Wiktora Mironienko, byłego doradcy Michaiła Gorbaczowa. Twierdzi on, że tereny okupowane wrócą do Ukrainy dopiero wtedy, gdy Federacja Rosyjska uzna jej prawo do istnienia jako pełnoprawnego państwa. Według Mironienki, jeśli dla Moskwy Ukraina będzie tylko oddzieloną od rosyjskiego państwa częścią, to o żadnym uregulowaniu sprawy Donbasu ani Krymu nie może być mowy. Co więcej – należy spodziewać się wówczas następnych konfliktów w imię „pryncypialnego nieuznawania państwowości Ukrainy”.
W kontekście nabrzmiałych stosunków dwustronnych pełna optymizmu zapowiedź Petra Poroszenko nie znajduje oparcia w stanowisku Moskwy ani w konkretnych działaniach sojuszników Ukrainy. Znaczna ich część szuka raczej sposobu wyjścia z twarzą ze skomplikowanej sytuacji, nie pałając chęcią burzenia układów i biznesów z Rosją. Między zachodnią Europą a USA i Kanadą rosną bariery, których przykładem jest lawirowanie wokół „Nord Stream 2”. Jak pisze Lenta.ru, Kijów nie traci jednak nadziei na odzyskanie Krymu i wschodniej Ukrainy a Poroszenko obiecał 13 lipca tego roku, że jedno z kolejnych spotkań Ukraina – Unia Europejska zorganizuje w Jałcie na Krymie.
W jaki sposób nakłoni Władimira Putina do oddania Krymu Ukrainie, Petro Poroszenko nie zdradził. A nie będzie to łatwe zadanie, gdyż kreujący się na twardego przywódcę Putin przygotowuje się do przyszłorocznych wyborów prezydenckich i dobrze wie, że społeczeństwo Federacji Rosyjskiej odebrałoby taki krok jako wyraz jego słabości.
Jan Bereza