Rewolucyjna hydra coraz lepiej czuje się w polskim Sejmie. Kolejna potyczka w walce o język została przez nią wygrana. Do obiegu weszły koperty z napisem „posłanka na Sejm”.
Dotąd na oficjalnych sejmowych kopertach z charakterystycznym żółtym paskiem obowiązywała forma „poseł na Sejm Rzeczypospolitej Polskiej”. Miała ona swoje uzasadnienie prawne, w którym żeńskie nazwy nie występują.
Wesprzyj nas już teraz!
W sprawę „rewolucji kopertowej” zaangażowała się zasiadająca do lutego w klubie Ruchu Palikota Wanda Nowicka. Przedstawiła ekspertyzę prawną, z której wynika, że zmiana nie jest sprzeczna z Konstytucją. Na nic zdały się argumenty natury finansowej, mówiące o kosztach dodruku kopert. Tym razem nie miał on znaczenia, jak mówi Nowicka „tę przeszkodę udało się pokonać”. Warto pamiętać o tych słowach poseł Nowickiej i przypomnieć je, gdy przypuszczalnie już wkrótce będzie powoływała się na rzekome koszty zmian np. o charakterze dekomunizujących przestrzeń publiczną. Być może i wtedy za radą poseł Nowickiej uda się i tę przeszkodę pokonać.
Kancelaria Sejmu płaci Poczcie Polskiej ryczałt od każdej koperty. Posłowie nie muszą więc przyklejać znaczków na korespondencji. Prezydium Sejmu zdecydowało, że koperty, z których rezygnują panie zasiadające w Sejmie, zostaną wykorzystane w przyszłych latach. Szybko okazało się, że rewolucyjnego zapału poseł Nowickiej nie podzielają jej koleżanki. O nowe koperty upomniało się zaledwie 15 z nich.
Są wśród nich m.in. Joanna Kluzik-Rostkowska z PO i jej klubowa koleżanka Bożena Szydłowska, szefowa Parlamentarnej Grupy Kobiet. Poseł Anna Grodzka z RP tłumaczy natomiast, że kopert nie posiada tylko dlatego, że „umknął jej termin”.
Źródło: „Rzeczpospolita”
luk