Ks. Dolindo Ruotolo jest szczególną postacią we współczesnym katolicyzmie, ukazującą dzisiejszemu obserwatorowi jego życia i odbiorcy jego dzieł wyjątkowo adekwatny sposób zharmonizowania doświadczenia cierpienia z wolą Bożą. Pokazuje ponadto, jaką rolę może ono odegrać w uświęceniu każdego człowieka.
Ten święty kapłan z Neapolu zdołał w pełnym świetle zaprezentować znaczenie ewangelicznej powinności „niesienia krzyża” – nie tylko w zjednoczeniu z Chrystusem, ale również z Najświętszą Maryją Panną. Dlatego w niniejszej pracy podjęto próbę przedstawienia – w ujęciu prezentowanym przez ks. Ruotolo – roli Matki Bożej w doświadczeniu ludzkiego cierpienia, a także ukazania postaw, jakie powinny cechować człowieka w tym doświadczeniu.
Fragment książki pt. Potęga Krzyża. Cierpienie u ks. Dolindo:
Wesprzyj nas już teraz!
Powiedziano o ks. Dolindo, że ból oczyścił go do tego stopnia, aż stał się jak przeźroczysty kryształ, który rozszczepiał Słowo Boże na niezliczone strumienie światła, wciąż jeszcze oświecające umysły i serca. On sam o sobie mówił: „nie jestem prądem w pracowni radiologii, który wysyła promienie rentgenowskie i przenika tajemnice: ja jestem niczym, pustką, w której rozbrzmiewa głos Pana, tak jak struna drgająca w pudle rezonansowym”.
Biorąc pod uwagę, że Ruotolo znany jest głównie ze swych obszernych komentarzy do Pisma Świętego, zarysujemy w niniejszym rozdziale jego życiorys uwzględniając znaczenie zagłębiania się w Słowo Boże. Skupimy się przede wszystkim na bolesnych aspektach i zobaczymy, jak cierpienie ukształtowało działalność tego kapłana, zmarłego w opinii świętości.
Cierpienie, któremu poddał się ks. Dolindo, podobne jest do mąk czyśćcowych – jak pisał św. Jan od Krzyża – „Bywa w niewielu tylko duszach tak mocne: jedynie w tych, które Pan chce podnieść do najwyższego stanu zjednoczenia (…) aby przeobraziwszy je w siebie, napełnić słodyczą, pokojem i całe rozświetlić”.
Był piątek 6 października 1882 r., wigilia Matki Bożej Różańcowej, święto św. Marii Franciszki od Pięciu Ran oraz siedemsetletnia rocznica urodzin św. Franciszka z Asyżu. W tym dniu w Neapolu przyszedł na świat sługa Boży Dolindo Ruotolo. Spojrzenie na całe jego życie pozwala stwierdzić, że wszystkie te okoliczności miały swoje znaczenie w zamysłach Opatrzności.
Ojciec chłopca, Raffaele, „miał zwyczaj nadawania swoim dzieciom imion o specjalnym znaczeniu, które to imiona często sam wymyślał”. W ten sposób powstało imię Dolindo, które oznacza „ból”. Jako nastolatek Dolindo usłyszał od ojca wyznanie, że ten nadał mu to imię, wiedziony zadziwiającym przeczuciem. Mówił: „Czuję, że ty masz być nie tylko zwyczajnym księdzem, ale apostołem, i czuję, że nie przypadkiem tak surowo cię traktowałem w dzieciństwie”. Rzeczywiście, uczynił wczesne lata życia swojego syna wielką „boleścią”.
11 października 1882 r. chłopiec otrzymał chrzest i nadano mu imiona Dolindo, Franciszek, Józef. Każde z tych imion wnosiło coś szczególnego: „Dolindo – ból, Franciszek – miłość, Józef – czystość”9. Był piątym wśród jedenaściorga dzieci Raffaele Ruotolo i Silvii Valle. Powołanie kapłańskie odkrył w sobie bardzo wcześnie, bo mając zaledwie trzy lub cztery lata. Pierwszą Komunię Świętą przyjął dopiero w wieku jedenastu lat, bez, jak sam wspomina, solidnego przygotowania i zrozumienia.
W zapiskach ks. Dolindo czytamy: „W moim domu żyło się pośród palpitacji serca i wśród rękoczynów, brakowało pokoju, miłości, ciszy, a główną troską było to, żeby nie zdenerwować biednego taty”. W dodatku ojciec wraz z biegiem czasu „stawał się coraz bardziej nerwowy” i „nie przystępował do sakramentów jak wcześniej, lecz tylko raz w roku, na Wielkanoc. Często wykrzykiwał również bluźnierstwa i przekleństwa”. Na domiar złego, by usprawnić ekonomię domu, ojciec sprowadził służącą Antoniettę Bonafede, z powodu której konflikty z mamą znacznie się zaostrzyły, zwłaszcza że Silvia podejrzewała męża o jeszcze inny cel sprowadzenia służby. Po zasięgnięciu porady u spowiednika podjęła ostateczną decyzję o separacji. 17 kwietnia 1896 r., wraz ze wszystkimi dziećmi, potajemnie przeprowadziła się do mieszkania swojego brata. Tam niestety niedostatek jeszcze bardziej dawał im się we znaki. Jedyną zmianą na lepsze był brak bicia i krzyków. W tym samym roku rodzice prawnie się rozstali.
Matka, za radą swego spowiednika, posłała Dolindo i jego brata Elio do Szkoły Apostolskiej Księży Misjonarzy św. Wincentego a Paulo „ai Vergini” w Neapolu.
Pomimo ogromnych trudności w nauce, które Dolindo miał już od wczesnego dzieciństwa17, nie zniechęcając się, gorąco prosił Pana Jezusa i Matkę Bożą o inteligencję, by mógł zostać księdzem. Maryja nie zwlekała długo ze spełnieniem tej prośby i Dolindo niespodziewanie stał się najlepszym uczniem.
1 czerwca 1901 r. złożył śluby ubóstwa, czystości, posłuszeństwa i wytrwałości w zgromadzeniu, którego charyzmatem było ewangelizowanie ubogich, szczególnie w formie misji ludowych, w wioskach i małych miastach. Formacja odbyta u księży misjonarzy z pewnością wycisnęła na ks. Dolindo swoje piętno, w szczególności podkreślane w niej staranie się o przyoblekanie się w ducha Jezusa Chrystusa, to znaczy naśladowanie Go jako głoszącego Ewangelię ubogim, praktykowanie cnót misjonarskich: prostoty, pokory, łagodności, umartwienia i gorliwości apostolskiej. Neapolitańczyk do końca życia żył hasłem zgromadzenia: Posłał mnie Pan, abym ubogim niósł Dobrą Nowinę (Łk 4,18). Dzięki specjalnemu pozwoleniu przyjął święcenia kapłańskie już jako dwudziestodwulatek, 24 czerwca 1905 r.
We wrześniu tego roku został mianowany nauczycielem śpiewu chorału gregoriańskiego dla kleryków. Rok później, wraz z ojcem A. Volpe, udał się do seminarium w Taranto, gdzie pośród wielu trudności i upokorzeń ze strony tegoż ojca i innych przeciwnych mu osób pełnił funkcję kierownika duchowego. Po interwencji biskupa przeniesiono go do Molfetty, gdzie uczył śpiewu i prowadził duchowo kleryków.
Jego kierownictwo duchowe nie ograniczało się tylko do ścisłego grona, spowiadał i prowadził apostolat również poza seminarium. Z powodu błędnej interpretacji jego pragnienia wzięcia w obronę o. A. Volpe oraz stanowiska przyjętego przezeń wobec Serafiny Gentile (kobiety twierdzącej, że miała wizję Ducha św. pod postacią małego dziecka, co zostało odebrane jako herezja „wcielenia Ducha Świętego”), jego samego oskarżono o herezję. Ks. Dolindo „nigdy nie powtarzał i nie uznawał, jakoby Duch Święty faktycznie wcielił się w dziecko. Doskonale wiedział, że byłaby to teologiczna bujda. Ale właśnie to mu zarzucano, przypisując rozpowszechnianie herezji”. Fakt, że widział w tej kobiecie dobro i jej nie potępił, odebrano za przejaw popierania jej wizji. W październiku 1907 r. wezwano go z Molfetty do Neapolu i na skutek kolejnych nieporozumień przełożony zabronił mu sprawowania Mszy św. Cierpienia powiększało niezrozumienie ze strony brata Elio, który nastawił przeciw Dolindo całą rodzinę. Jeszcze w tym samym roku Święte Oficjum wezwało go, by podpisał dokument oskarżający tę kobietę o oszustwo. Jako że w sumieniu ocenił, iż nie może tego zrobić, „pozbawiono go prawa do odprawiania Mszy św. i odesłano do Neapolu”. Kolejne przesłuchania skutkowały zakazem spowiadania się i przyjmowania Komunii Świętej na ponad dwa tygodnie (1908 r.).
10 maja 1908 r. został wydalony ze zgromadzenia. Udał się wtedy do domu matki, lecz domownicy powątpiewali w jego niewinność i odsunęli się od niego, jak gdyby był ekskomunikowany. W tym czasie – napominany przez najbliższych, poddany egzorcyzmowi, oczerniany przez prasę, a nawet oskarżony o członkostwo w tajnym stowarzyszeniu – Dolindo bardzo cierpiał, lecz „opuszczony przez wszystkich, znajdował pocieszenie w Jezusie: tylko Jezusowi mógł się wyżalić”.
Ks. Ruotolo wysłał do Rzymu swoją deklarację posłuszeństwa Świętemu Oficjum i próbował osobiście bronić swojej sprawy. Zwrócił się o pomoc do biskupa Mazzelli, ordynariusza Rossano Calabro, który przyjął go w swojej diecezji i uzyskał dla niego zezwolenie z Rzymu na odprawianie Mszy św. Jego posługa kapłańska nie trwała jednak długo, ponieważ w listopadzie 1911 r. przekazano mu dekret potępiający, na mocy którego został „uznany za trwale niezdolnego do spowiadania, głoszenia homilii i prowadzenia kierownictwa duchowego”. W grudniu tego roku biskup Mazzella, z uwagi na odpowiedni dekret, zmuszony był usunąć ks. Dolindo z diecezji. 2 stycznia 1912 r. Święte Oficjum skazało go na przymusowy pobyt w San Martino al Macao w Rzymie.
Dzień później zapisał tę oto modlitwę:
„Jestem sam, o mój Boże! Nawet Ty się ukryłeś przede mną. Och, jak gorzkie jest oddzielenie od Ciebie i zanurzenie w jałowych aktywnościach duszy, które nie są ani śmiercią, ani życiem, lecz tylko udręką (…). Nie widzę Cię, nie słyszę… Wydaje mi się wręcz, jakbym czuł niechęć do Ciebie. Lecz to Ty, o mój Boże, a ja ciągle Cię kocham, ponieważ tylko Ty jesteś godzien miłości. Wszedłem do tego domu San Martino al Macao; z każdej strony widzę Twe oszpecone oblicze… O Jezu, ile dla mnie wycierpiałeś! Naprzeciwko drzwi widnieje napis: Amas me? O drogi Jezu, kocham Cię, wzdycham do Ciebie, doceniam, co czynisz, nawet kiedy odsuwasz się ode mnie, zostawiając mnie tak, jak teraz. Jakże strapiona jest moja dusza, o Jezu! Czuję się przytłoczony do tego stopnia, że umieram z bólu i obawiam się o siebie. Miej miłosierdzie nade mną, o mój drogi Jezu!”
***
Autorka książki, s. Maria Agnella Jakubczak FI, należy do Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Niepokalanej, jest absolwentką Akademii Katolickiej w Warszawie (2025), gdzie ukończyła teologię w zakresie katechetyki. Życie we wspólnocie zakonnej przeżywa w duchu całkowitego oddania się Matce Bożej, której zawierza swoją posługę i codzienne wybory.
Wydawca: Rosa Mystica
Premiera: 15 grudnia 2025
Publikacja objęta patronatem portalu PCH24