„Każdy elegancki mężczyzna w Europie chciał wyglądać jak angielski arystokrata” – pisze w „Do Rzeczy” krytyk mody Joanna Bojańczyk. Wiele zmieniło się od tych czasów, a męski garnitur wciąż toczy walkę o przetrwanie wobec zalewu różnych stylów – wygodnych, awangardowych, prowokacyjnych, odzwierciedlających przemiany w społecznej mentalności.
Garnitur, który przez 150 lat utrzymywał się na pozycji jedynego stroju męskiego już dawno zyskał silną konkurencję. Dżinsy na co dzień i bardziej swobodny strój do pracy w postaci sweterka z kołnierzykiem – to jest już nowy standard. Mimo wszystko „garnitur broni nie składa” – jak pisze w najnowszym numerze „Do Rzeczy” Joanna Bojańczyk.
Wesprzyj nas już teraz!
Krytyk mody zwróciła uwagę na fakt, iż rewolucja obyczajowa lat 60-tych dopełniła „dzieła rozbioru” garnituru. „Informatycy zamienili koszulę na T-shirt, spodnie na dżinsy. Komórki i komputery zniosły podział na życie prywatne i biurowe. Ci, którzy pozostali wierni marynarce, rezygnują z krawata, który stał się gatunkiem zagrożonym całkowitym wyginięciem” – napisała.
Zmiana w modzie idzie wprost proporcjonalnie do zmian w mentalności społecznej i wzorcach rodzinnych. „Kiedyś już kilkuletni chłopiec przyzwyczajał się do noszenia marynarki. Ojciec prowadził syna do krawca, zamawiał mu ubranie, uczył go, jak trzeba je nosić. Dzisiaj w poważnym garniturze młodzi ludzie debiutują na studniówce: z konieczności i trochę dla zabawy” – komentuje Bojańczyk.
Autorka artykułu „Gramatyka garnituru”, cytując żyjącego na przełomie XIX i XX wieku wiedeńskiego architekta i dziennikarza Adolfa Loosa, zauważyła, że krzykliwa moda wypierająca tę tradycyjną nieraz kryje pod sobą po prostu pustkę ideową. „To ubranie ludzi bogatych duchem. Tych, którzy wierzą w siebie. Strój ludzi, którzy mają indywidualność tak silną, że nie potrzebują jej wyrażać za pomocą jaskrawych kolorów, piór, wypracowanych fasonów. Biada malarzowi, który w desperacji, że przestał być artystą, musi się stroić w atłasowe łachy” – pisał w roku 1900 cytowany w „Do Rzeczy” Loos.
Artykuł kończy się jednak akcentem optymistycznym. Autorka zwraca uwagę, iż krawcy szyjący na miarę prawie nigdy nie narzekają na brak klientów. Szycie na miarę ma też swoje poczesne miejsce w internetowej publicystyce modowej, wśród której pojawia się coraz więcej głosów konserwatywnych. Powoli odpływają fale mody „transseksualnej” i innych wymysłów. Bojańczyk pisze, że na pokazach mody w Paryżu czy Mediolanie nie widać już tych wszystkich awangardowych kreacji, które prowokowały bezguściem przez długie lata, a w skali ogólnych trendów „widać powrót do porządnego krawiectwa”.
FO