1 sierpnia 2021

Powstanie i niechciana odsiecz z Kresów

(Porucznik Adolf Pilch ps Gora - Fot. Anatol Chomicz / Forum)

Latem 1944 roku, po wybuchu Powstania w stolicy, doszło do działań zbrojnych również na terenie powiatu warszawskiego – w Legionowie, Piasecznie, Pruszkowie, Raszynie, Lasach Chojnowskich…
Reakcja niemieckich okupantów była szybka i bezwzględna. Po kilku dniach owe wystąpienia zdławiono. Oddziały Armii Krajowej utrzymały się jednak w Puszczy Kampinoskiej – dużym kompleksie leśnym przylegającym do stolicy. Wśród partyzantów wyróżniał się zaangażowaniem oddział przybyły z dalekich Kresów Wschodnich.

Na wschodnich rubieżach

Zgrupowanie Stołpeckie Armii Krajowej początkowo było podporządkowane Nowogródzkiemu Okręgowi AK.

Wesprzyj nas już teraz!

W swoich rodzinnych stronach przez szereg miesięcy prowadziło aktywną walkę przeciw Niemcom i  kolaborantom białoruskim. W grudniu 1943 roku w Puszczy Nalibockiej Zgrupowanie podstępnie zaatakowali partyzanci sowieccy. Rozbrojono kilkuset akowców. Pojmanych oficerów wywieziono drogą powietrzną do Moskwy, żołnierzy siłą wcielono w szeregi bolszewików

Jednak Zgrupowanie Stołpeckie nie przestało istnieć. Ocalałe oddziały, dowodzone przez porucznika Adolfa Pilcha „Górę” oraz chorążego Zdzisława Nurkiewicza „Noc” kontynuowały walkę. Akowcy, prowadząc bój na dwa fronty przeciw niemieckiemu okupantowi oraz sowieckiej partyzantce, znaleźli się w niezwykle trudnej sytuacji. Wykorzystali to Niemcy, którzy zwrócili się do „Góry” z propozycją zawieszenia broni oraz zaopatrywania Polaków w amunicję.

Porucznik Pilch był świadom odpowiedzialności za los podległych mu kilkuset żołnierzy, również za los mieszkańców okolicznych wiosek, bezlitośnie grabionych przez bolszewickich partyzantów oraz sprzymierzone z nimi bandy żydowskie. Dlatego „Góra” przyjął propozycję Niemców. Zyskawszy od nich chwilę wytchnienia rozpoczął energiczne zwalczanie oddziałów sowieckich. Bezpieczeństwo miejscowej ludności szybko się poprawiło, ale wieść o rozejmie z Niemcami rychło dotarła do zwierzchników Pilcha z AK, i wywołała wśród nich oburzenie. Można odnieść wrażenie, że oddaleni od realnego pola walki decydenci woleliby oglądać zagładę walczącego bez żadnego wsparcia oddziału, niż sprytne lawirowanie, służące przecież ochronie polskich interesów…

Daleki marsz

Latem 1944 roku nastał czas Akcji „Burza”. Wedle planów Zgrupowanie Stołpeckie miało dołączyć do oddziałów AK pod Wilnem.

Okazało się to niemożliwe. Do planowanego miejsca koncentracji było aż 160 kilometrów, a szlak ów zapchany był wojskiem niemieckim oraz formacjami partyzantki sowieckiej. Wobec postępującego zagęszczenia okolicy siłami wroga porucznik „Góra” zarządził odwrót na zachód przez Nowogródczyznę, Białostocczyznę i Podlasie.

W owym czasie w skład Zgrupowania wchodziły: batalion piechoty, dywizjon ułanów, szwadron ckm, żandarmeria, kwatermistrzostwo, szpital polowy, tabory. Razem było to 850 żołnierzy, doskonale uzbrojonych i doświadczonych w walce. Polakom sprzyjał totalny chaos panujący przy odwrocie Niemców, uciekających przed nacierającą Armią Czerwoną. Część partyzantów Pilcha posiadała niemiecką broń i umundurowanie. Lokalnym dowódcom Wehrmachtu przedstawiali się jako sojuszniczy Polnische Legion. Ponieważ u boku Niemców występowały liczne „obcoplemienne” formacje wojskowe i policyjne, rzekomy Legion  Polski nie budził zdziwienia ani zainteresowania. Zgrupowanie dotarło do Puszczy Kampinoskiej. 26 lipca nawiązano kontakt z miejscowymi strukturami AK.

Pierwszy zgrzyt

Wkrótce na kresowych partyzantów spadł grom. Otrzymali zdumiewający rozkaz z Komendy Głównej AK, nakazujący im wymarsz na Pomorze, w Bory Tucholskie.

Jak nasi sztabowcy wyobrażali sobie przedarcie się blisko tysiącosobowego oddziału do odległych o kilkaset kilometrów Borów, przez teren wręcz naszpikowany wojskiem niemieckim? Jak słusznie uznał „Góra”, taka decyzja skazywała jego oddział na zagładę.

Na tym nie koniec. Przecież w dowództwie AK trwały przygotowania do rozpoczęcia Powstania w stolicy. Napisano już wiele o porażającej niefrasobliwości niektórych naszych wodzów, gotowych wysłać niemal bezbronnych patriotów przeciw czołgom, sztukasom i bateriom dział. Znane są zdumiewające (szczególnie w ustach zawodowych wojskowych) deklaracje – że braki w uzbrojeniu zastąpi „furia odwetu” (płk Chruściel); że bezbronni żołnierze AK „broń zdobędą na Niemcach” (gen. Okulicki); że „kiedy lud paryski ruszył na Bastylię, nie liczył pałek, z którymi wyruszył” (gen. Pełczyński). Teraz zaś nasi sztabowcy, świadomi mizerii własnego uzbrojenia, chcieli jeszcze pozbyć się lekką ręką prawie tysiąca zaprawionych w bojach żołnierzy z Kresów, posiadających na stanie niemal 1/4 broni całego Warszawskiego Okręgu AK!

Na szczęście interweniował kapitan Józef Krzyczkowski „Szymon”, komendant VIII Rejonu warszawskiego Obwodu „Obroża”, który wyraził chęć „zagospodarowania” kresowiaków. Komenda Główna ostatecznie wyraziła zgodę, choć „Szymona” poinformowano, że postępuje na własną odpowiedzialność, zaś porucznika Pilcha czeka… sąd.

„Pozwolono mu [Szymonowi] do swego rejonu włączyć tych, którzy nie tylko bili się z Niemcami, ale także bronili się przed zniszczeniem przez bolszewików. Za to, że walczyli o Polskie Kresy broniąc swego i swoich najbliższych istnienia, uważano ich za zdrajców” – wspominał z goryczą Pilch.

Znowu w boju

Kilka dni później wybuchło Powstanie Warszawskie. Niechciani przybysze z Kresów zasłynęli jako jeden z najwaleczniejszych i najskuteczniejszych oddziałów.

Przyszło im działać w Puszczy Kampinoskiej, gdzie siły polskie uległy reorganizacji. Utworzono Pułk AK „Palmiry-Młociny”, następnie Grupę Kampinos, ze wspomnianym kapitanem Krzyczkowskim „Szymonem” na czele.

Partyzanci Pilcha (który w tym czasie zmienił pseudonim z „Góra” na „Dolina”) byli w swoim żywiole. Gromili Niemców w potyczkach w rejonie Burakowa, pod Truskawką, Pieńkowem, Lipkowem i wielu innych miejscach. W nocy z 2 na 3 września 1944 roku „Dolina” na czele 80 partyzantów dokonał wypadu na Truskaw – odniósł tam najefektowniejsze zwycięstwo polskie w dziejach Grupy Kampinos i chyba całego Powstania Warszawskiego, gromiąc dwa bataliony rosyjskich kolaborantów RONA (wcześniej wsławione okrutną pacyfikacją Ochoty). Na polu walki legło trupem 91 wrogów, około 100 odniosło rany, reszta rozpierzchła się w panice. Zdobyto ogromne ilości uzbrojenia. Straty własne wyniosły 7 żołnierzy.

Następnej nocy chorąży Nurkiewicz na czele szwadronu kresowych ułanów zniósł ze szczętem duży oddział wroga w Marianowie. Przybysze ze Wschodu rozgromili też patrol żandarmerii pod Cybulicami, zniszczyli oddział SS w Piaskach Królewskich… Ogółem na około 50 większych bitew i potyczek, w jakich uczestniczyli powstańcy w Kampinosie, aż 30 stoczyli samodzielnie kresowi żołnierze ze Zgrupowania Stołpeckiego, zaś w dalszych 10 wzięli aktywny udział.

Jak psa

Sukcesy „doliniaków” na polu walki nie przekładały się na ich dobre stosunki z dowództwem.

Życzliwy Zgrupowaniu Stołpeckiemu kapitan Krzyczkowski „Szymon” już w pierwszych dniach Powstania odniósł ciężką ranę. 8 sierpnia przekazał dowodzenie porucznikowi „Dolinie”, uznając go za swego najbardziej kompetentnego oficera. To spotkało się ze sprzeciwem Komendy Głównej, która natychmiast przysłała majora Alfonsa Kotowskiego „Okonia”, wyznaczając go na dowódcę sił puszczańskich. Ten po przybyciu na miejsce zaczął od pogróżek: – Jeśli „Dolina” mi się nie podporządkuje, to go zastrzelę jak psa.

Dowódca kresowiaków ani myślał o niesubordynacji, choć wybór Komendy Głównej okazał się fatalny. Major „Okoń” nie błysnął militarnym kunsztem, co nadrabiał tupetem i wyjątkowo grubiańskim traktowaniem podwładnych. Była to kolejna z decyzji naszych sztabowców, za którą żołnierze zapłacili krwią…

Dowodzone przez „Okonia” oddziały poniosły dotkliwą klęskę w szturmie na Dworzec Gdański w nocy z 20 na 21 sierpnia; poległo lub odniosło rany 100 żołnierzy AK. Polacy nie byli w stanie przełamać pozycji wroga. Mimo to następnej nocy, na żądanie generała Tadeusza Pełczyńskiego „Grzegorza” z Komendy Głównej natarcie powtórzono – doszło wtedy do potwornej masakry aż 350 powstańców. Wedle relacji „Doliny”, po bitwie major „Okoń” ubliżał ocalałym podwładnym, wrzeszcząc: – S…syny, nie zdobyliście niemieckich pozycji, musicie oddać broń!

Arogancki i brutalny wobec własnych ludzi, „Okoń” nie przejawiał już większej inicjatywy na puszczańskim froncie. Działania zaczepne przeciw Niemcom w Kampinosie podejmowali głównie „Dolina” i inni młodsi oficerowie.

Zagłada

Pod koniec września Niemcy rzucili ogromne siły przeciw Grupie Kampinos.

Major „Okoń” nakazał ewakuację w stronę Kielecczyzny.

29 września pod Jaktorowem „Okoń” podjął brzemienną w skutki decyzję o zatrzymaniu całego zgrupowania na postój, przed przekroczeniem linii torów kolejowych Warszawa-Żyrardów. „Okoń” zignorował głosy swych oficerów przestrzegających, że Niemcy mogą szybko przerzucić swe siły koleją, odcinając drogę odwrotu. Nawet kapelan Grupy Kampinos, ks. Jerzy Baszkiewicz, widział zagrożenie, którego nie chciał dostrzec zadufany w sobie dowódca. Próba mediacji ze strony kapłana omal nie zakończyła się jego zabójstwem:

W odpowiedzi usłyszałem stek ordynarnych słów, a równocześnie ręka Okonia sięgnęła do kabury – zawarczał: – Zabiję cię, klecho!

Oficerowie chwycili za broń. Okoń zreflektował się”.

Postój przedłużał się. Dopiero po paru godzinach „Okoń” nakazał wznowienie marszu. Było już za późno. Niemcy zdołali ciągnąć duże siły, w tym dwa pociągi pancerne. Koło torów kolejowych rozgorzała bitwa, zakończona klęską Polaków. Kilkuset partyzantów poległo lub dostało się do niewoli.

W blasku chwały

Wśród oddziałów, które zdołały przebić się z okrążenia była grupa porucznika Adolfa Pilcha „Doliny”.

Kresowy zagończyk poprowadził swych żołnierzy w Góry Świętokrzyskie, na ziemię kielecką i piotrkowsko-opoczyńską. Walczyli tam z powodzeniem przeciw Niemcom aż do stycznia 1945 roku.

Zgrupowanie Stołpeckie Armii Krajowej od momentu utworzenia go na Nowogródczyźnie w czerwcu 1943 roku było w boju przez 588 dni, staczając w tym czasie 235 bitew i potyczek z wrogiem, w większości zwycięskich. Porucznik Pilch – tak poniewierany przez zwierzchników, którzy grozili mu nawet sądem wojennym – okazał się jednym z najwybitniejszych dowódców partyzanckich II wojny światowej.

Andrzej Solak

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij