Wśród polskich konserwatystów dominuje krytyczny stosunek do tradycji powstańczej. Stanowisko to ma również odniesienie do oceny Powstania Warszawskiego. Zdecydowana większość współczesnych polskich komentatorów konserwatywnych przychyla się do opinii sformułowanej w 1949 roku na łamach „Tygodnika Powszechnego” przez Stefana Kisielewskiego.
Autor „Sprzysiężenia” pisał wówczas: „Istotą myśli politycznej, jaka stała u założeń Powstania Warszawskiego, była próba zrealizowania – niemożliwości. […] Jeśli polityka jest realizowaniem możliwości, to w założeniach Powstania Warszawskiego polityki nie było: był to czyn – antypolityczny, antykonstruktywny, jałowy, niszczycielski gest, to na pewno nie jest polityka”.
Wesprzyj nas już teraz!
Ta ocena była (i jest) powielana także po 1989 roku przez wszystkich pisarzy i publicystów politycznych odwołujących się do tradycji realizmu politycznego. Ostatnio również mamy do czynienia z nowym zjawiskiem, które można w skrócie określić zdaniem: „każdy prawdziwy antykomunista jest krytyczny wobec Powstania Warszawskiego”. Taką oto tezę odnajdujemy w najnowszej książce Piotra Zychowicza „Obłęd ’44. Czyli jak Polacy zrobili prezent Stalinowi, wywołując Powstanie Warszawskie”. Autor monografii „nieobojętnych” całą swoją myśl zawarł właściwie w tytule swojej książki, która w dużej części poświęcona jest ostrej krytyce – z antykomunistycznej i „realistycznej” perspektywy – polityki rządu RP w latach 1939-1945 oraz decyzji podejmowanych przez przywództwo Polskiego Państwa Podziemnego.
Wydaje mi się, że dla tych wszystkich, którzy usiłują uczynić krytykę Powstania Warszawskiego marką swojego antykomunizmu i twardego realizmu, warto przypomnieć stanowisko jakie wobec insurekcji 1944 roku zajął Józef Mackiewicz. Autorowi „Kontry” trudno odmówić antykomunistycznych kredencji, podobnie jak realistycznego podejścia do materii politycznej.
Niemałą część swojej publicystyki i twórczości literackiej (por. powieść „Nie trzeba głośno mówić”) poświęcił Mackiewicz krytyce zarówno polityki rządu RP po 1939 roku, jak i stanowisku zajmowanemu przez Polskie Państwo Podziemne wobec dwóch wrogów Polski: Niemców i Sowietów. W największym skrócie zarzut brzmiał: polskie elity polityczne zapoznały prawdziwy cel wojny, jaką była walka o całość i niepodległość Rzeczypospolitej i zamiast niego jako cel wojny wskazały (idąc za aliancką propagandą) walkę z Niemcami; zapomniały przy tym o śmiertelnym zagrożeniu, jakim jest nadciągająca okupacja sowiecka.
Józef Mackiewicz opuścił Warszawę w przeddzień Powstania. 31 lipca 1944 roku wyjechał wraz z żoną do Krakowa. Tam napisał „Optymizm nie zastąpi nam Polski”, broszurę, która była katalogiem zarzutów stawianych polskim władzom w kontekście niedostrzegania przez nie nadciągającego kataklizmu sowieckiej okupacji na ziemiach polskich.
W tej samej broszurze Mackiewicz odniósł się do Powstania Warszawskiego. Pisał: „Plan [Powstania Warszawskiego] był rozumny i pod każdym względem politycznie moralny. Nieprawdą jest, że wybuchło przedwcześnie, że działała tu „zbrodnicza lekkomyślność generała Bora”. […] Mimo wszystko powstanie przyniosło nam ogromne korzyści polityczne. […] Powstanie warszawskie odsłoniło istotne oblicze sowieckie, podniosło poświęcenie polskie do piedestału bohaterstwa i wstrząsnęło sumieniem świata. Daliśmy o sobie mówić na początku tej wojny, ale nie zawsze w sposób fortunny, gdyż nagły upadek Polski w 1939 roku był zbyt niespodziewany dla opinii nieprzywykłej wówczas do wojen błyskawicznych. Dajemy o sobie mówić u schyłku tej wojny, co jest rzeczą o wiele ważniejszą”.
Wspomniana broszura została opublikowana dopiero w 2005 roku, dwadzieścia lat po śmierci jej autora. Jednak w 1947 roku na łamach londyńskich „Wiadomości” Józef Mackiewicz w odniesieniu do Powstania Warszawskiego powtórzył argumentację zaprezentowaną w swoim memoriale z 1944 roku. W artykule „Powstanie warszawskie z innej strony” pisał: „Na czym więc polegał błąd w rachunku powstańców, który doprowadził do straszliwej katastrofy Warszawy? Nie wiem, czy w ogóle można tu mówić o błędzie w rachunku logicznym. Bo jeżeli można było się spodziewać, że takie stanowisko zajmą Sowiety, niepodobieństwem było przewidzieć bezmiar zaślepionej, zaciętej tępoty Hitlera […]. Krew zalewająca oczy Hitlera pomieszała mu resztę rozsądku. Wiadomo już dziś, że Warszawa to była jego osobista sprawa, jego „Angelegenheit” […] Hitler nazwał zupełnie słusznie powstanie „drugim Katyniem”. Gdyż podobnie jak pierwszy doszedł do skutku wyłącznie w interesach sowieckich, z tą tylko różnicą, że wykonany nie rękami enkawudzistów, ale Niemców. Był to z ich strony obłęd dosłowny, i doprawdy, trudno jest winić kierowników powstania, że go nie przewidzieli”.
W kolejnych fragmentach tekstu publikowanego w „Wiadomościach” Mackiewicz kwestionował nawet oficjalnie podawaną liczbę strat polskich poniesionych od sierpnia do października 1944 roku. Powołując się na „jednego z najznakomitszych polskich statystów wojennych” stwierdzał, że „w żadnym wypadku nie przekraczają pięćdziesięciu tysięcy”.
Jak widać więc, antykomunizm i realizm nie muszą oznaczać potępiania w czambuł decyzji o wybuchu Powstania Warszawskiego. Co nie oznacza, że nie należy mieć wątpliwości i pytań. Także w tej mierze bliskie mi jest stanowisko Józefa Mackiewicza ze wspomnianej broszury spisanej w 1944 roku. Pisząc o „ogromnych korzyściach politycznych” Powstania Warszawskiego, zadawał jednocześnie dramatyczne pytanie: „Bóg zechce rozsądzić, czy równoważą one krew, mord, cierpienia naszych rodaków, hańbę kobiet, zniszczenie klejnotów rodzimej kultury, płacz dzieci. Czy ruiny splamione krwią, czy rozwłóczone po ulicach trupy naszych najlepszych, nie przeszkadzają nam w zimnym rachunku politycznym?”.
Grzegorz Kucharczyk