Ogromny ruch społeczny nie interesuje mediów informujących nas rzekomo o najważniejszych wydarzeniach. W zamian otrzymujemy nieustanny festiwal strachu. Ma on skłonić całe populacje do poddania się nieracjonalnej polityce, której cele daleko odbiegają od medycyny pojmowanej jako służba człowiekowi i działanie na jego prawdziwego dobra, przy zachowaniu żelaznej niegdyś zasady: Primum non nocere.
Tylko w ciągu dwóch weekendów oraz łączącego je tygodnia na kilku profilach pojawiły się filmy z ogromnych demonstracji w Atenach, Wiedniu, Madrycie, Brukseli, Genui, Turynie, Melbourne, Rzymie, Neapolu, Wellington, Monachium, Londynie, Brisbane, Paryżu, Pradze…
Nieco mniejsze marsze przeszły ulicami niderlandzkiej Hagi, austriackich: Klagenfurtu, Linzu i Gleisdorf, niemieckich: Stuttgartu, Magdeburga, Pforzheim czy Ulm.
Wesprzyj nas już teraz!
W Mediolanie policja bezwzględnie usuwała z drogi pracowników pokojowo protestujących przed siedzibą firmy przeciwko zwolnieniu ich z powodu braku paszportów covidowych. Niektórzy pozbawieni zatrudnienia byli wleczeni przez mundurowych po asfalcie.
W Waszyngtonie setki pracowników Boeinga wyszły przed siedzibę firmy by sprzeciwiać się obowiązkowym paszportom sanitarnym.
Setki ludzi przyszły przed siedzibę telewizji w Neapolu. Jedna z uczestniczek protestu mówiła przez megafon: „Prawa człowieka są ograniczane, przechodzimy pod rządy dyktatury. Chcę być wolnym człowiekiem!”.
W Monreale (prowincja Palermo) setki młodych ludzi zbuntowały się przeciwko odwołaniu przez rektora uczelni Tygodnia Studenckiego.
W Kanadzie kierowcy zablokowali ulicę przy siedzibie premiera Justine’a Trudeau.
W Rzymie setki studentów wyszły na ulice sprzeciwiając się polityce premiera Maria Draghiego. Część protestujących starła się z policją.
Nowojorska policja urządzała naloty na restauracje i sklepy, zatrzymując mieszkańców, którzy ośmielili się wejść do środka po zakupy czy na posiłek bez zielonej kenkarty.
W Rzymie podczas zebrania organizacji lekarzy około 40-50 medyków protestowało przeciwko przymusowym zastrzykom i innym środkom stosowanym przez rząd. Z włoskim temperamentem zarzucali władzom, że toleruje członków zalegających długo z wpłacaniem składek a marginalizuje niezaszczepionych. Medyków sprzyjających reżimowi oskarżali o konformizm i ignorancję.
W trakcie ogromnej manifestacji w stolicy Austrii pracownicy służby zdrowia zrzucali przed siedzibą ministerstwa ochronne ubrania używane w pracy, na znak niezgody wobec sanitaryzmu.
W centrach handlowych na terenie Italii pod hasłem: „No Green Pass” zamaskowani uczestnicy akcji zwołanej poprzez social media, w barwach narodowych rozrzucali ulotki z symbolem kodu QR.
Od wielu tygodni ulicami włoskich czy francuskich miast przechodzą większe czy mniejsze manifestacje ludzi zirytowanych odbieraniem im podstawowych wolności pod pretekstem walki o zdrowie publiczne. Walki, na ołtarzu której poświęcane jest życie i zdrowie pacjentów cierpiących na inne choroby niż ta jedna, której pogański kult rozszedł się po całym świecie.
Jak wiele spośród tych faktów przebiło się do społecznej świadomości? A może są one nieistotne? Ogromny ruch społeczny nie interesuje mediów informujących nas rzekomo o najważniejszych wydarzeniach. W zamian otrzymujemy nieustanny festiwal strachu. Ma on skłonić całe populacje do poddania się nieracjonalnej polityce, której cele daleko odbiegają od medycyny pojmowanej jako służba człowiekowi i działanie na jego prawdziwego dobra, przy zachowaniu żelaznej niegdyś zasady: Primum non nocere.
Cenzurowane, lecz wciąż społecznościowe
Tylko czasami do największych mediów publikujących w języku polskim przebijają się relacje i obrazki z protestów przeciwko globalnej strategii covidowej. Dochodzi do nich w różnych państwach, bodaj najczęściej europejskich. Informacje jeśli już nawet są podawane, to zazwyczaj w kontekście starć z policją i z zaniżoną liczbą uczestników. Fotografie ilustrujące te wydarzenia bardzo rzadko dają wyobrażenie o rzeczywistej frekwencji. Zwykle pokazywane są wąskie kadry, stąd trudno zweryfikować dane serwowane przez policję. Medialne doniesienia dotyczą zaledwie ułamka demonstracji odbywających się najczęściej w wolne dni: soboty czy niedziele.
Z największą skalą protestów mamy do czynienia w państwach, gdzie władze posunęły się najdalej w zuchwałych zamachach na ludzką wolność: we Francji, Włoszech, Austrii marsze w obronie prawa do normalnego życia są najliczniejsze, zarówno pod względem frekwencji jak i samej liczby wydarzeń. Rozmiary niektórych manifestacji wręcz imponują. Ulicami miast przechodzą dziesiątki tysięcy ludzi.
Wobec blokady w najbardziej popularnych mediach informacje przebijają się dosyć wąskim strumieniem, poprzez media społecznościowe. Ponieważ najbardziej popularny Facebook stosuje już teraz regularną informacyjną kontrolę, łatwiej znaleźć krótkie filmy i relacje z demonstracji na przykład na twitterowych profilach @RadioGenova, @ProtestNews_EN, @AnonymeCitoyen czy @AnonUKCitizen (niektóre z nich mają swoje odpowiedniki także na platformie Zuckerberga). Nie brakuje osób, które propagują te relacje za pośrednictwem swoich prywatnych kont.
Między drugim a trzecim obiegiem
W ostatnich tygodniach, na hasło „omikron”, kolejne rządy wdrażają coraz to bardziej dotkliwe środki. Może dlatego, że czują, iż zostało im niewiele czasu. Dopuszczone warunkowo preparaty stopniowo tracą swój okres ważności, z trudem udaje się ukrywać przed opinią społeczną wiadomości o skutecznych lekach. Znaczna część społeczeństw uodporniła się na propagandę i dostrzega jaskrawą nielogiczność stosowanej polityki, która chociaż nie przynosi dobrych efektów, jest powtarzana wraz z nadejściem każdego kolejnego sezonu zakażeń, tyle, że w jeszcze bardziej represyjnej wersji. „Głupotą jest robić ciągle to samo i oczekiwać innych rezultatów” – głosi znane powiedzenie. Jednak chociaż zaledwie parę tygodni temu słyszeliśmy, że polityka lockdownów czy zamykanie szkół albo są daremne, albo wręcz szkodliwe, to wkrótce z tych samych ust dowiedzieliśmy się, iż znowu zostaną zastosowane.
W pierwszych dniach grudnia Austriacy objęli kwarantanną także mieszkańców zaszczepionych, o ile żyją pod jednym dachem z osobą, u której stwierdzono obecność wirusa. Holandia, gdzie preparaty przyjęło ponad 85 procent populacji, znów całkowicie zamknęła kraj. Rząd Włoch zamierza natomiast wprowadzić wymóg okazywania negatywnego testu przez osoby „w pełni zaszczepione”, które będą chciały wejść do szczególnie tłocznych miejsc jak stadiony czy sale koncertowe, ale i do kin czy teatrów. Wymóg noszenia masek na twarzach stanie się powszechny. To rygory zaplanowane do zatwierdzenia już na dzień przed Wigilią.
Na obecnym etapie zirytowane nowym etapem zamykania życia publicznego mogą być nie tylko osoby od dawna sceptyczne wobec reżimu sanitarnego, ale i te, które uwierzyły namowom władz oraz mediów, przekonujących, że przyjęcie zastrzyku oznacza „ostatnią prostą” do normalności, otworzy granice, drzwi do kin i teatrów, pozwoli zasiąść bez skrępowania przy restauracyjnym stoliku. Nawet pośród zaszczepionych wielu sprzeciwia się zmuszaniu wszystkich do poddania się temu zabiegowi. Dają temu wyraz na marszach, demonstrując odpowiednie hasła i udzielając wywiadów niezależnym reporterom.
Można odnieść wrażenie, iż władze nic sobie ze zdania opinii społecznej nie robią. Dociskają reżim sanitarny w wielkim pośpiechu. Nie oznacza to bynajmniej, że masowe wyrazy sprzeciwu są bez sensu. Przeciwnie, pokazują one, że wbrew totalnej propagandzie i narastającym represjom opór ludzi wolnych duchem ma szansę powodzenia; że człowiek buntujący się względem wszechobecnego systemu nie jest jednak pozostawiony sam sobie.
Równocześnie władcy Big Tech pod szczytnym hasłem „walki z dezinformacją” zapowiadają coraz bardziej szczelną cenzurę niewygodnych wiadomości. Wkrótce nawet te „partyzanckie” filmy, fotografie i relacje tekstowe z protestów mogą zostać zepchnięte już nie do drugiego, a do trzeciego obiegu.
Roman Motoła