18 września 2018

Pozywajmy bluźnierców – póki możemy!

(źródło: pixabay.com/Ordo Iuris)

Katolicy zbytnio obawiają się uczynienia medialnego „męczennika” z kogoś, kto dopuszcza się ataku na wiarę. Chciałbym zwrócić uwagę na możliwość częstszego korzystania przez osoby wierzące z przyznanych nam w prawie instrumentów, na przykład w ramach powództwa cywilnego. Takie postępowanie można wszcząć w przypadkach gdy ktoś naruszy autonomię jednostki w zakresie wyznawania wiary i przywiązania do istotnych wartości – mówi dr Bartosz Lewandowski, dyrektor Centrum Interwencji Procesowych instytutu Ordo Iuris.

 

Czy polskie prawo pozwala osobom wierzącym skutecznie bronić się przed przejawami znieważania osób świętych oraz przedmiotów czci religijnej?

Wesprzyj nas już teraz!

Obecne prawo daje mechanizm ochrony przed bluźnierstwami, pozostaje jednak pytanie, czy praktyka stosowania przepisów idzie w tym właśnie kierunku. To są dwie osobne kwestie. Mamy artykuł 196. Kodeksu karnego, czyli przepis, który penalizuje obrazę uczuć religijnych. Ustawodawca doprecyzował, że taka obraza może polegać na znieważeniu przedmiotu czci religijnej albo miejsca wykonywania kultu. Zatem w momencie gdy podczas wystawy artystycznej dochodzi do znieważenia przedmiotu czci religijnej i obraża to czyjeś uczucia religijne, to tego typu zachowanie jest karalne w Polsce.

 

Praktyka pokazuje, że sądy bardzo niechętnie – mam wrażenie – ten przepis stosują. Mieliśmy casus Nergala i kilka postępowań. W jednym, najbardziej głośnym muzyk został uniewinniony za zniszczenie Biblii na scenie. Uzasadnienie wyroku de facto nie kwestionowało samego faktu znieważenia przedmiotu czci religijnej, ale skoncentrowane było na tym, czy osoba wnosząca pozew była świadkiem tego zdarzenia i czy istniały obiektywne przesłanki do stwierdzenia faktu obrazy uczuć religijnych.

 

Myślę, że problem związany jest więc z praktyką i z tym, że czasami katolicy obawiają się uczynienia medialnego „męczennika” z kogoś, kto dopuszcza się ataku na wiarę. Kwestia złożenia zawiadomienia to jedno, postawienie zarzutów i przekazanie przez sąd postępowania dalej to kolejny krok, ale wszystko to powoduje, że lewicowe media robią wokół tego hałas i podkreślają, że polskie państwo szkaluje i zwalcza ateistów.

 

Obraza uczuć religijnych to sformułowanie dosyć mało uchwytne, umożliwia dowolną interpretację. Sąd powoła biegłego, który orzeknie, że jego uczucia nie zostały obrażone, i – mówiąc kolokwialnie – może być po sprawie…

Zwracałbym tu uwagę na możliwość częstszego korzystania przez osoby wierzące z przyznanych nam w prawie instrumentów, na przykład w ramach powództwa cywilnego. Takie postępowanie można wszcząć w przypadkach gdy ktoś naruszy autonomię jednostki w zakresie wyznawania wiary i przywiązania do istotnych wartości. Nie mamy absolutnie żadnych wątpliwości, że w momencie kiedy sprawca znieważa osobę najbliższą dla pokrzywdzonego, dochodzi do przestępstwa. Jednak jeżeli już mówimy o tym, że ktoś obraża najważniejszą w gruncie rzeczy istotę dla pokrzywdzonego, czyli Pana Boga, tutaj pojawiają się pewne wątpliwości i zawsze uruchomiony zostaje mechanizm, który próbuje to usprawiedliwiać.

 

Wydaje mi się, że w zakresie obowiązujących przepisów mamy do dyspozycji wspomniany artykuł 196. Kodeksu karnego, który przecież spotyka się z atakami – co raz pojawiają się postulaty jego wycofania i zarzuty penalizowania bluźnierstwa, tak jak w przypadku przepisu przedwojennego, który za bluźnienie Bogu przewidywał karę pozbawienia wolności do lat pięciu. Tymczasem obecny zapis z 1997 roku, jeśli przyjrzeć mu się z perspektywy filozoficznej, wywodzi się z głębokiego poszanowania wolności jednostki, dla liberałów rzeczy fundamentalnej. Stoi on na straży uczuć religijnych – mojego wewnętrznego przekonania, że mam pewien system wartości religijnych i uważam, że on jest absolutnie chroniony. To, że ktoś znieważy przedmiot czci religijnej albo też miejsce kultu, a nie spotka się to z adekwatną reakcją jednostki, a więc nikt się nie poczuje urażony, przestępstwa nie będzie.

 

Ale opowiadających się za utrzymaniem tego przepisu próbuje się zakwalifikować do grona zwolenników palenia na stosach.

Tak, „Gazeta Wyborcza” publikowała wielokrotnie artykuły przekonujące, że my [Polska] jesteśmy gdzieś na cywilizacyjnym końcu świata, pośród krajów karzących za bluźnierstwo, porównując nasze państwo wręcz do islamistów. To absolutna nieprawda, kłamliwy mechanizm. Skoro bowiem dopuszczamy w naszym prawie penalizowanie znieważania innej osoby, nie widzę powodów, dla których nie moglibyśmy karać za bezczelne, wulgarne zachowanie w bezpośrednim zamiarze obrażenia religijnych uczuć innych.

 

Tym bardziej, że kara za takie przestępstwo nie jest specjalnie wysoka – maksymalnie dwa lata pozbawienia wolności.

 

Rozmawiał Roman Motoła

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij