Konieczność powtórzenia drugiej tury wyborów prezydenckich w Austrii jest wyjątkowo pomyślna dla prawicowej FPÖ. Prawicowa i antyunijna partia z wielkiego przegranego wyborów może stać się zwycięzcą.
Austriacki Trybunał Konstytucyjny nakazał powtórzenie drugiej tury wyborców prezydenckich, w których nieznaczną ilością głosów wygrał bezpartyjny Alexander Van der Bellen, skrajny lewicowiec i wieloletni szef Zielonych. Wybory ze względu na dużą liczbę nieprawidłowości zaskarżyła do Trybunału prawicowa partia FPÖ, której kandydat Norbert Hofer został – jak się teraz okazuje – być może jednak niepokonany.
Wesprzyj nas już teraz!
Hofer niemal do końca liczenia głosów miał przewagę nad Van der Bellenem. Ostatecznie jednak wydarzył się „cud nad urną” i rzutem na taśmę zielony lewicowiec zwyciężył. Austriacki TK nie doszukał się wprawdzie żadnych manipulacji, ale stwierdził błędy formalne w bardzo wielu okręgach wyborczych, które manipulacje teoretycznie umożliwiały.
Według niemieckiego politologa Christopha Hofingera trudno ocenić, kto wygra w drugiej odsłonie wyborów. W rozmowie z „FAZ” wskazał, że FPÖ może wykorzystywać wygodne dla niej twierdzenie o klęsce Hofera wyłącznie z powodu nieprawidłowości wyborczych. Dodatkowo na rzecz kandydata FPÖ może zadziałać Brexit; w ocenie Hofingera jeżeli Unia Europejska nie zareaguje w sposób zdecydowany na nowy kryzys, umocni to tendencje eurosceptyczne reprezentowane przez kandydata FPÖ. – Im bardziej zniszczona Unia, tym większe są jego szanse – stwierdził dosłownie.
Portal „Spiegel” uznaje, że decyzja austriackiego Trybunału Konstytucyjnego jest dowodem niezależności austriackiego sądownictwa. Gdyby TK odrzucił wniosek FPÖ i uznał wybory za ważne, mógłby narazić się na zarzuty o stronniczość polityczną i sprzyjanie rządzącemu lewicowo-centrowemu obozowi. W ocenie wiedeńskiego korespondenta „Spiegla”, Hasnaina Kazima, niezdolność Austrii do przeprowadzenia rzetelnych wyborów obrazuje chaos, w jakim pogrążone jest to państwo i jest czymś całkowicie „wyjątkowym w zachodniej demokracji”.
W podobnym tonie pisze portal gazety „Süddeutsche Zeitung”, twierdząc, że nie sposób pokazać w świecie zachodniej demokracji przykładu podobnych problemów przy wyborach prezydenckich. Zdaniem „SZ.de” konieczność organizacji ponownych wyborów doprowadzi do jeszcze głębszych podziałów w i tak już bardzo chwiejnym politycznie społeczeństwie austriackim. Ten sam tytuł wskazuje, że aktualni prezydent i premier Austrii próbują przy okazji decyzji TK obwieścić „wielki dzień” austriackiej demokracji mający udowadniać jej wielką dojrzałość i sprawność. W istocie jednak, jak wskazują cytowani przez „SZ” internauci, jest to jedynie walka ze sławą „republiki bananowej”, jaką Austria ma za granicą.
Przyszłość Austrii w czarnych barwach maluje portal „Zeit Online”. „Po katastrofie Brexitu w ubiegłym tygodniu następuje kolejne zwycięstwo prawicowego populizmu w Europie, tym razem w Austrii” – czytamy w artykule Bastiana Braunsa. Autor przewiduje, że skutki nowych wyborów mogą być „katastrofalne”, bo większe szanse na zwycięstwo ma Hofer, a to w długiej perspektywie grozi wyjściem Austrii z UE. Według Braunsa słusznie napiętnowane przez TK błędy przy wyborach mogą więc „zaważyć na przyszłości Europy”.
Austriacka „Die Presse.com” przewiduje, że kampanię wyborczą przed nowymi wyborami szef FPÖ Heinz-Christian Strache oprze przede wszystkim na zarzucaniu lewicowym i centrowym elitom Austrii świadomej manipulacji skierowanej przeciwko swojej partii, odmalowywanej jako antyestablishmentowa i szczerze demokratyczna partia. Drugim filarem kampanii Hofera może być debata o ewentualnym wyjściu Austrii z Unii Europejskiej w obliczu targających nią kryzysów. Sam Van der Bellen cytowany przez największą austriacką bulwarówkę „Krone” zapowiada, że będzie zdecydowanie walczył o zwycięstwo i sądzi, że skoro raz już wygrał, zrobi to znowu.
Kandydat FPÖ przed wyborami wyjątkowo ostro atakowany nie tylko przez lewicową część austriackiego establishmentu, ale także przez instytucje europejskie. Szef Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker tuż przed głosowaniem stwierdził wprost, że nie lubi Norberta Hofera i zaliczył go w poczet „śmiesznych uczniaków”, z jakimi musi borykać się jego komisja.
Pach