Gdy autorka popularnej w Polsce książki o katastrofie w Czarnobylu poinformowała, że wkrótce napisze kolejną o ludziach rozmawiających z fasolą, myślałem, że rozpłaczę się ze śmiechu. I faktycznie, po chwili niemal zapłakałem. Tyle, że ze smutku.
Trudno uwierzyć w podobną historię, ale przecież Kate Brown – bo o tej autorce mowa – nie jest byle kim. Nie można jej ot tak po prostu posądzić o jakieś bujanie w obłokach. To wszak naukowiec i profesor historii. W dodatku z renomą wykutą, proszę Państwa, na Massachusetts Institute of Technology. Ale jednak: ta intelektualistka, uznana w świecie nauki autorka bestsellera i publicystka, przygotowuje książkę o jakiejś tajemniczej wspólnocie w Szkocji, która od kilkudziesięciu lat bierze na spytki sałatę, fasolę i inne warzywa.
Wesprzyj nas już teraz!
Podczas takich seansów, sałata wypłakuje się w rękaw uważnym słuchaczom, jak to źle traktują ją ludzie, fasola uskarża się na dyskryminację a reszta warzyw – kto wie? – przyklaskuje pewnie swoim wygadanym liderom, domagając się należnych im praw. Kate Brown opowiedziawszy o tym, wpadła niemal w zachwyt, twierdząc bezwstydnie, iż skoro współczesny człowiek (czytaj: „cywilizowany człowiek”) otworzył się na homoseksualistów oraz otoczył prawną ochroną zwierzęta, to może czas najwyższy… wsłuchać się w głos warzyw i je również włączyć do naszej człowieczej rodziny.
Gdzie jest Dawkins?
Absurd? No nic podobnego. Brown opowiada te dyrdymały bez żadnego zażenowania. W dodatku przeprowadzający z nią wywiad dziennikarz radia TOK FM – czy znacie Państwo bardziej światłe i częściej odwołujące się do racjonalizmu medium, niż ta stacja? – nawet się nie zająknął, usłyszawszy historię o gadających warzywach. A tymczasem normalny człowiek powinien przecież parsknąć śmiechem, przyzwoity zaś – zaśmiewać się w niebogłosy.
Być może też umknęło mi, że jakiś „racjonalista” czy „empirysta” w typie Richarda Dawkinsa napisał książkę „Warzywa urojone”, w której obala mit gadających sałat i marchewek. Być może przeoczyłem, ale niemal jestem pewien, że nic takiego dotąd się nie ukazało.
To może zaskakiwać, wszak mądrale w typie Kate Brown czy dziennikarzy radia, w którym niedawno gościła, zapewne śmieją się do rozpuku, gdy tylko słyszą o objawieniach Maryjnych, mistykach czy cudzie Zmartwychwstania. Przecież to nielogiczne, prawda? W coś takiego mogą wierzyć jedynie ludzie ciemni lub chorzy psychicznie; ciemnogrodzianie albo dzieci wychowywane w patologicznych rodzinach; ewentualnie życiowi nieudacznicy, którzy brak pieniędzy rekompensują sobie wiarą w cuda. No tak, ale co innego pogaduszki z fasolą czy herbatka wypita z główką sałaty. To ma sens i głęboką logikę.
Niebezpieczne listy
Wszystko to brzmi absurdalnie, jak jakaś wyjątkowo tandetna powieść fantasy. I pewnie wystarczyłoby wyśmiać podobne enuncjacje, a może nawet wybrać się do Szkocji, by zobaczyć na własne oczy, jak grupa szaleńców urządza sobie pogaduszki z warzywami, gdyby nie świadomość, że jednak poważni ludzie dają wiarę podobnym bzdetom.
Z kolei owi poważni – albo „poważni” – ludzie mają przełożenie na nasze życie codzienne, a nawet na życie Kościoła. Nie przez przypadek po „teologii wyzwolenia” kolejną herezją, która majaczy nam na horyzoncie jest „teologia ekologizmu”. Wystarczy przeczytać fragmenty kilkustronicowego listu biskupów z Filipin, którzy całkiem poważnie wzywają wiernych do „przywrócenia więzi z naturą”, pisząc w innym miejscu nawet o czym takim, jak „święta więź”. Wspominają też o „grzechach ekologicznych” czy „matce-ziemi”.
Brzmi to, jak żywcem wyjęte z jakiejś pogadanki członków Greenpeace’u czy z manifestu Zielonych. Nie ma wątpliwości, że troska o ziemię, zieleń i żyjątka jest absolutyzowana przez niektórych duchownych. Odpowiadają za to z pewnością współcześni ideolodzy ekologii – liczni pseudonaukowcy pokroju Pani Brown. To oni inspirują, podsuwają komu trzeba pod nos niepodlegające dyskusji badania (jak gdyby w nauce chodziło o tworzenie aksjomatów), no i straszą nas rychłą śmiercią rodzaju ludzkiego. Śmiercią fizyczną, bo kto dzisiaj zawraca sobie głowę śmiercią duchową?
Dlatego przestałem się naśmiewać z Kate Brown i jej podobnych szaleńców. To nie są nieszkodliwi kabareciarze z przypadku, lecz niebezpieczni ideolodzy.
Czy zdziwię się, gdy za kilkanaście miesięcy przeczytam list biskupów innego lokalnego Kościoła, że należy wznowić świętą więź poprzez przyjazny dialog z braćmi ziemniakami, siostrami marchewkami i transpłciową sałatą?
Nie, chyba nie zdziwię. I to jest najbardziej przerażające.
Tomasz Figura