„Jeszcze niedawno wojna była dla nas czymś odległym w czasie (przynajmniej o pół wieku) albo przestrzeni (o parę tysięcy kilometrów). Dramat Ukrainy to zmienił, a jednym ze skutków jest powrót do rozważań o potrzebie obowiązkowego poboru”, pisze na łamach tygodnika „MAGAZYN Dziennik Gazeta Prawna” Witold Sokała.
Publicysta zwraca uwagę, że w sprawie przywrócenia poboru w Polsce dominują dwa głosy. Z jednej strony są to osoby twierdzące, że „wojsko robi z chłopców prawdziwych mężczyzn”, więc pobór należy przywrócić. Z drugiej zaś jest cała rzesza „matek, młodych mężczyzn, którzy wcale nie czują pociągu do przygody w mundurze, ich dziewczyn, narzeczonych i żon, ale także np. wielu pracodawców”.
„Część opinii publicznej oczekuje gestów, które zwiększyłyby zbiorowe poczucie bezpieczeństwa. Deklaracje o chęci budowy wielusettysięcznej armii bardzo w tej sytuacji kuszą. Ponadto część kadry tęskni do dawnych czasów; wszak więcej rekrutów to więcej jednostek, czyli więcej stanowisk dowódczych i bardziej drożne ścieżki awansu. Publicznie raczej nikt się do takiej motywacji nie przyzna, ale znając choć trochę realia, nie można jej wykluczać”, czytamy na łamach tygodnika.
Wesprzyj nas już teraz!
Zdaniem Sokały stosunkowo najlepszym (i sprawdzonym w wielu krajach) rozwiązaniem jest „stała armia zawodowa plus jak najszersze szkolenie wojskowe – ale dobrowolne, a nie przymusowe”.
Kluczową rolę mogą tutaj odegrać odpowiednio mocne „zachęty” natury finansowej, jak i emocjonalno-prestiżowej. „Armia mniejsza liczebnie, ale wyższej jakości (tak pod względem szkolenia, jak i wyposażenia), wspierająca swym istnieniem postęp i innowacyjność w gospodarce cywilnej, a nie zaburzająca te procesy – to będzie najlepszy sposób odstraszania wroga. A gdyby wróg okazał się głupcem i jednak na nas napadł – sposób jego pokonania”, podsumowuje publicysta.
Źródło: MAGAZYN Dziennik Gazeta Prawna
TG