Co powiedzielibyśmy o człowieku, który w miejscu publicznym zachowuje się wulgarnie używając obelżywych słów? A jaka byłaby nasza ocena mężczyzny, który zostawił własną rodzinę i związał się z inną kobietą? Zapewne łatwo byłoby nam odsądzić takie osoby od czci i wiary. Jednak w kazaniu na górze Pan Jezus ostrzega byśmy wyjęli wpierw belkę w własnego oka. W sukurs Ewangelii przychodzą najnowsze ustalenia neurobiologów.
Jezus o osądzaniu bliźnich
„Jezus powiedział do swoich uczniów: Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni. Bo takim sądem, jakim sądzicie, i was osądzą; i taką miarą, jaką wy mierzycie, wam odmierzą. Czemu to widzisz drzazgę w oku swego brata, a belki we własnym oku nie dostrzegasz? Albo jak możesz mówić swemu bratu: Pozwól, że usunę drzazgę z twego oka, gdy belka tkwi w twoim oku? Obłudniku, wyrzuć najpierw belkę ze swego oka, a wtedy przejrzysz, ażeby usunąć drzazgę z oka twego brata” (Mt 7,1-5).
Wesprzyj nas już teraz!
Łatwo przychodzi nam ocenianie innych. Można nawet powiedzieć, że nie potrafimy, a wręcz nie możemy funkcjonować inaczej. Ocena i osąd zachowań i postaw ludzkich to konieczne narzędzie do porządkowania skomplikowanych, wielopoziomowych zależności które powstają, gdy człowiek żyje w jakiejkolwiek społeczności. Pozwala oddzielić dobro od zła, ustalić warunki, na jakich dana grupa społeczna funkcjonuje i umożliwia jej rozwój.
Jezus najlepiej zna naszą naturę, dlatego nie wymaga od nas rzeczy niemożliwych, czyli bezwzględnego zakazu oceniania innych. Każe za to zmienić sposób myślenia i patrzenia, wszak wprost odwołuje się do wzroku (belka i drzazga w oku), co stawia kwestię osądu bliźniego w zupełnie innym świetle.
Mamy przede wszystkim zwrócić oceniający wzrok ku sobie, by zobaczyć własne wady i słabości. Doprowadzi nas to do odkrycia, iż nie mamy się czym chełpić przed innymi, bo wszyscy jesteśmy równie bezsilni wobec zła, które z łatwością przychodzi nam czynić. Kiedy odkryjemy skalę własnych niedomagań, powinno wzbudzić to w nas serdeczne współczucie dla bliźnich i pozwolić dostrzec w każdym człowieku… no właśnie: bliźniego, czyli kogoś nam bardzo bliskiego.
Po takiej metanoi patrzenie na drugiego i ocenianie go stanie się już zgoła inne. Po pierwsze będziemy potrafili oddzielić grzech od grzesznika. Po drugie, zbliżymy się do tego jak patrzy na nas sam Chrystus:
Wy sądzicie według ciała, ja nikogo nie sądzę. A jeśli już sądzę, to sąd mój jest prawdziwy, bo nie jestem sam, lecz jestem ja i Ten, który mnie posłał. (J 8; 15 – 16)
Niewątpliwie Jego osąd jest miłosierny, jak wtedy, gdy przyprowadzono do Niego kobietę przyłapaną na cudzołóstwie. Paradoksalnie Jezusowe: Ten kto jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci kamieniem uratowało nie tylko kobietę, ale i chcących ją kamienować faryzeuszy.
W zdobyciu wzroku, którego nie przesłania ani belka, ani drzazga może nam przyjść z pomocą dobrze wykorzystana wiedza naukowa. Nie jest ona przecież niczym innym jak poznawaniem Bożego stworzenia. W kontekście Chrystusowego napomnienia dotyczącego sądów i ocen na ludziach przyjrzyjmy się dwóm przypadkom medycznym szczegółowo opisanym w literaturze fachowej.
Na wylot
13 września 1848 roku w pobliżu miasteczka Cavendish w stanie Vermont w USA trwały prace związane z położeniem nowej linii kolejowej. Jednym z brygadzistów kierujących dużą grupą ludzi był 25-letni wówczas Phineas Gage. Silnego zdrowia, zdyscyplinowany, inteligentny i podziwiany jest przez podwładnych, jak i zwierzchników, którzy uważają go za najwydajniejszego i najzdolniejszego ze swoich pracowników. Gage odpowiada między innymi za oczyszczenie terenu pod nową linie kolejową, co polega na przygotowaniu i zdetonowaniu ładunków wybuchowych umieszczonych w skałach. Około godziny 16.30 Gage zaczyna ubijać metalowym prętem proch znajdujący się w skalnym otworze, gdy dochodzi do zapłonu i potężnej detonacji. W jej wyniku pręt przebija Gage’owi lewy policzek, przechodzi przez oczodół i wylatuje przebijając czołową część czaszki. Po chwili nieszczęśnik zostaje znaleziony przez robotników 30 metrów dalej. Mężczyźni są tyleż przerażeni, co zdziwieni, gdyż ich kierownik mający dziurę w głowie nie tylko, że żyje, to jeszcze rozmawia z nimi całkowicie rzeczowo.
Na miejsce szybko zostaje wezwany lekarz, John Harlow. Opatrując otwartą ranę w głowie rannego brygadzisty medyk widzi pulsującą tkankę mózgu. Choć Phineas wciąż jest przytomny i pozostaje w dobrym kontakcie, doktor zdaje sobie sprawę, że w ranie szybko wywiąże się groźna infekcja i jest przekonany, że dni Gage’a są policzone. Jednak ku zdumieniu wszystkich mężczyzna przeżywa i po dwóch miesiącach zostaje uznany za wyleczonego. Stracił wprawdzie wzrok w lewym oku, ale poza tym zachował całkowitą sprawność fizyczną. Ten niezwykły przypadek Harlow miał podsumować słowami, iż on tylko opatrzył rany, a Gage’a ocalił Bóg.
Phineas’owi Gage’owi zostało darowane życie, jednak jego jakość zmieniła się diametralnie. Wszyscy, którzy znali go przed wypadkiem, z trudem rozpoznawali w nim dawnego kompana. Gage stał się kapryśny, wybuchowy, za nic mający ograniczenia wynikające z norm społecznych. Stał się kłótliwy, skłonny do bójki i tak wulgarny, że kobietom odradzano przebywanie w jego towarzystwie. Został zwolniony ze stanowiska brygadzisty, imał się różnych zajęć w stadninie, nigdzie natomiast nie mógł zagrzać dłużej miejsca. W końcu stał się atrakcją cyrkową. Snuł niezliczone plany, które szybko porzucał, żyjąc chwilą. Gage zmarł kilkanaście lat po wypadku, do końca swoich dni prowadząc życie hulaki i awanturnika. Co najbardziej dojmujące, nie widział w swoim postępowaniu nic zdrożnego i zdawał się być po prostu bardzo zadowolony z takiego postępowania.
Oponiak pana Elliota
Podobny przypadek zmiany osobowości opisali neurobiolodzy Hanna i Antonio Damasio. Ze względu na dobro pacjenta jego personalia nie zostały ujawnione i nazwano go „panem Elliotem”. Elliot piastował ważne stanowisko w firmie handlowej, był pracowity, sumienny, ceniony przez szefostwo, nadto miał opinie przykładnego męża i ojca. Będąc po 30-stce z mężczyzną zaczęło dziać się coś niepokojącego: doskwierały mu silne bóle głowy, miał coraz większe problemy z koncentracją. Szybko zdiagnozowano u niego oponiaka wielkości małej pomarańczy ulokowanego w płacie czołowym mózgu. Takie nowotwory z reguły nie są złośliwe, rokowania więc nie były złe. Guz wraz z przylegającymi do niego tkankami mózgu został usunięty i pacjent szybko wrócił do zdrowia. Czy nadal był jednak tym samym „panem Elliotem”?
Do tej pory świetnie zorganizowanego i zdyscyplinowanego człowieka niemal siłą trzeba było ściągać z łóżka i gnać do pracy. W biurze to nie potrafił dłużej skoncentrować się na niczym, to znów przez wiele godzin ślęczał nad nieistotnymi dokumentami. Zatracił kompletnie umiejętność określania sobie racjonalnych celów i ich osiągania, przy jednoczesnym zachowaniu pełnej inteligencji i wiedzy o otaczającym go świecie. Stracił w związku z tym posadę w firmie, próbował rozkręcać coraz bardziej ryzykowne i bezsensowne interesy, które kończyły się kolejnymi bankructwami. Porzucił żonę i dzieci, by związać się z inna kobietą, z którą nie przeżył wspólnie nawet pół roku. Do tego stał się zimny, wyrachowany i pozbawiony empatii.
Ewangelia zawsze aktualna
Neurobiolodzy ustalili, że za zmiany osobowości Phineas’a Gage’a i pana Elliota odpowiadało uszkodzenie płatu czołowego mózgu. To w nim ulokowane są ośrodki odpowiadające za m.in. koncentrację, umiejętność planowania i osiągania celów, przewidywanie konsekwencji swoich czynów, empatię.
Skutki zarzuconego, ale przez lata wykonywanego zabiegu lobotomii, potwierdzają powyższe wnioski. Lobotomię polegającą na wycinaniu fragmentu płatu czołowego mózgu wykonywano na osobach nadpobudliwych, agresywnych, którzy po zabiegu stawali się bezwolni, obojętni, otępiali.
Wobec powyższego nie sposób nie zadać pytania o zakres wolnej woli osób z uszkodzeniami płatów czołowych mózgu, a co za tym idzie ich odpowiedzialności za własne czyny i naszej oceny ich postaw życiowych. Z pomocą przychodzi nam Jezusowe, a jakże, nie sądźcie! Pomimo znacznego postępu medycyny wciąż nie wiemy, w jakim stopniu takie osoby są świadome wyrządzanego przez siebie zła. Nauka odsłoniła nam część tej tajemnicy, ale pełna ocena odpowiedzialności Gage’a, Elliota i im podobnych za swoje działania pozostaje dla nas zagadką. Dlatego wezwanie Chrystusa jest najlepszą i uniwersalną postawą wobec naszych bliźnich, których dotknęło takie kalectwo.
Pisząc ów tekst Pan Bóg dał mi osobiście szansę, by wcielić w życie te rady…
Postscriptum
Jestem osobą słabowidzącą. Choroba moja powoduje m.in. zawężenie pola widzenia i bardzo silny światłowstręt, co skutkuje tym, że w ciągu dnia przebywając na zewnątrz jestem praktycznie niewidomy i musze poruszać się za pomocą białej laski. Po zmroku widzę nieco lepiej, co daje mi większą swobodę przy samodzielnym chodzeniu, ale i tak mój nieodłączny towarzysz, laska niewidomego, jest zawsze ze mną.
Będąc w trakcie pracy nad powyższym tekstem wracałem późnym wieczorem do domu. Puste chodniki, znajomość terenu (byłem już blisko domu), brak światła słonecznego – wszystko to sprawiło, że poczułem się pewnie i szybkim krokiem szedłem w kierunku bloku. Nagle mijając całodobowy sklep usłyszałem za sobą wulgarny, pijacki krzyk. Odwróciłem się. Szybko zrozumiałem, że mężczyzna wyglądający na bezdomnego obrzuca mnie inwektywami oskarżając, że… udaje niewidomego. Pomimo moich napomnień i wyjaśnień nie przestawał mnie obrażać stając się do tego coraz bardziej agresywny. Wyprowadziło mnie to z równowagi. Jak można być tak bezczelnym? Przecież to się nie mieści w głowie – pomyślałem. Muszę w tym miejscu dodać, że ze strony osób z tzw. marginesu społecznego zawsze spotyka mnie życzliwość, otwartość i pomoc, a tu takie chamstwo. Pokazałem mężczyźnie legitymację osoby niepełnosprawnej, co wywołało u niego konfuzję, ale po chwili zaczął mi ponownie wygrażać. Odszedłem wzburzony i roztrzęsiony widząc, że dalsza rozmowa nie ma sensu i obrzucając w myślach bezczelnego nieznajomego inwektywami.
I w tym momencie olśniło mnie: jeden Pan Bóg wie, jakiego Phineas’a Gage’a właśnie spotkałem na swej drodze. Moja złość na mężczyznę natychmiast zelżała. Twarda jest Twoja mowa Chryste – pomyślałem – ale jakże nam potrzebna.
Michał Patryarcha