Bez fleszy i konferencji prasowych prezydent Filipin Benigno Aquino podpisał ustawę o zdrowiu reprodukcyjnym. Przewiduje ona m.in. powszechny dostęp do antykoncepcji, promuje używanie prezerwatyw i pigułek poronnych oraz zezwala na dobrowolną sterylizację. Powszechnie uważa się, że otwiera także furtkę do legalizacji aborcji. Stąd też od samego początku powstawania nowego prawa wzbudzało ono ostre protesty środowisk katolickich.
– Ostatnią szansą będzie teraz odwołanie się do Sądu Najwyższego – powiedział abp Angel Lagdameo. Były przewodniczący episkopatu Filipin dodał także, że trzeba nadal działać, a przyszłość i tak pokaże, kto naprawdę miał rację.
Wesprzyj nas już teraz!
Z kolei sekretarz komisji ds. rodziny i życia tamtejszej konferencji biskupów powiedział, że „walka Kościoła przeciw kulturze śmierci będzie kontynuowana. Możemy tylko ubolewać, że taki właśnie „prezent” sprawiono Bogu i Filipińczykom w okresie Bożego Narodzenia”. Ks. Melvin Castro wskazał również, że ustawa stała się prawem „pod osłoną ciemności i w sekrecie”. Skoro podpis prezydenta pod ustawą nie wymagał obecności mediów i opinii publicznej, pokazuje to wyraźnie, że nowe prawo nie zasługuje na to, by przywiązywać do niego wagę.
Oburzenia nie kryją również katoliccy posłowie do tamtejszego parlamentu. Rzecznik prasowy jednego z katolickich ugrupowań Ricardo Boncan określił zachowanie prezydenta mianem „wielce niegodziwego”. Poinformował o zawarciu porozumienia między ugrupowaniami katolickimi, które ma doprowadzić do anulowania ustawy po wyborach w 2013 r. – Wykorzystamy wszystkie legalne środki do walki z tym niesprawiedliwym, nieetycznym, złym i przeciwnym życiu.
Źródło: KAI
luk