Komisja Europejska spodziewa się, że w tym roku obniżymy deficyt sektora finansów publicznych do 3,4 proc. PKB. Według ekspertów, deficyt może z kolei wynieść więcej niż 3,5 proc. PKB. Oznacza to, że Bruksela być może wcale nie zamknie wobec Polski procedury nadmiernego deficytu. Wynika z niej dla Polski szereg ograniczeń.
Przede wszystkim, rząd nie może w takiej sytuacji przyjmować projektów ustaw, które zmniejszyłyby dochody budżetu państwa czy samorządów lub zwiększały ich wydatki. A to wykluczałoby m.in. zapowiedziane przez premiera wydłużenie urlopów macierzyńskich czy wprowadzenie zasady kasowego rozliczania VAT dla małych firm. Nie byłoby ulg podatkowych dla przedsiębiorców, działań stymulujących rynek pracy czy obniżek podatków.
Wesprzyj nas już teraz!
Obecnie zarówno premier Donald Tusk, jak i minister finansów Jacek Rostowski liczą na to, że Komisja potraktuje Polskę ulgowo i zamknie procedurę nadmiernego deficytu nawet, jeśli nasz ubytek w kasie państwa będzie wyższy niż wymagany. Jednakże, według unijnych urzędników, granica tolerancji KE, jeśli chodzi o przestrzeganie limitów, zależy od indywidualnej oceny każdego z krajów.
Czeka nas więc zaciskanie pasa, a już w tym roku kasa państwa ledwo się dopina. Plan wpływów z VAT po październiku jest zrealizowany w mniejszym o 10 proc. stopniu, niż był w tym samym okresie ub.r. Topnieją też dochody z akcyzy. Na koniec roku ubytek w budżecie z tytułu VAT może wynieść nawet 7 mld zł, a dochody mogą być mniejsze nawet o 10 mld zł. Wobec tego rząd, żeby zachować wysokość deficytu, prawdopodobnie zastosuje księgowe sztuczki, jak przerzucenie niektórych wydatków na przyszły rok lub zaksięgowanie wszystkich dochodów z VAT na ten rok. Pytanie, co zrobi, jeśli gospodarka spowolni w 2013 r. do mniej niż 2,2 proc. zapisanych w ustawie budżetowej.
– Rząd byłby zmuszony do nowelizacji założeń budżetu i miałby dylemat – zwiększyć deficyt czy dalej ciąć wydatki inwestycyjne. – To ostatnie jeszcze bardziej pogorszyłoby sytuację przedsiębiorców – przyznaje Stanisław Gomułka, główny ekonomista Business Centre Club.
Po raz kolejny okazuje się, że przepisy unijne potrzebne są gospodarkom krajowym poszczególnych państw, niczym piąte koło u wozu. Walka z deficytem budżetowym to dobra rzecz, ale niekoniecznie wymuszona nadrzędnymi zobowiązaniami, wysyłającymi nieuzasadnione sygnały na rynek. Sytuacja taka wprowadza ponadto chaos, ponieważ trzeba będzie nowelizować budżet i w jakiś sposób znaleźć w nim środki, by nie złamać brukselskich regulacji. Najprostszym rozwiązaniem, wypraktykowanym szereg razy przez obecny rząd, będzie podniesienie którejś ze składek bądź kolejna podwyżka któregoś z podatków.
Tomasz Tokarski
Źródło: www.rp.pl