– Kościół triumfuje, gdy jego wierni członkowie walczą o Niego – mówił prof. Roberto de Mattei podczas prezentacji wywiadu-rzeki z bp. Athanasiusem Schneiderem.
14 października br. w Palazzo Cardinal Cesi w Rzymie prof. Roberto de Mattei wraz z kardynałem Leo Burkiem i biskupem Athanasiusem Schneiderem zaprezentował najnowszą książkę, będącą zapisem wywiadu Diane Montagny z bp. Schneiderem, zatytułowaną: „Christus Vincit: Christ’s Triumph Over the Darkness of the Age” (Christus Vincit: triumf Chrystusa nad ciemnością wieku). Prof. De Mattei zaznaczył, że „Kościół zatriumfuje, jeśli jego wierni członkowie będą o Niego walczyć”.
Wesprzyj nas już teraz!
Prof. de Mattei podczas prezentacji publikacji podziękował Diane Montagnie, że w rozmowie z hierarchą nie bała się poruszyć różnorodnych aspektów współczesnej debaty religijnej. Prelegent wyraził również wdzięczność bp. Schneiderowi za to, że odniósł się do wszystkich kwestii.
Włoski historyk, prezes Fundacji Lepanto, przedstawił kontekst wydarzeń, które doprowadziły do opublikowania książki, jednocześnie zaznaczając, że obecny Synod Amazoński jest „jednym z najbardziej dramatycznych wydarzeń dla Kościoła w ostatnich stuleciach”.
Kardynał Burke i biskup Schneider zaapelowali o modlitwę i post, by Synod nie zatwierdził błędów, a także herezji zawartych w Instrumentum laboris. Prof. de Mattei przypomniał, że obaj hierarchowie byli jednymi z nielicznych pasterzy Kościoła, którzy przerwali ciszę, gdy inni biskupi w świecie pogrążają się w obecnym kryzysie. Tym samym – zaznaczył – wypełniali swój mandat jako następcy Apostołów.
– Święty Augustyn mówi, że ci, którzy nie wyznają publicznie tego, w co wierzą, są tylko w połowie wierni: „Non enim perfecte credunt, qui quod credunt loqui nolunt”. Nie tylko ci, którzy porzucają prawdę, by przyjąć błąd, ale także ci, którzy nie wyznają jej publicznie w razie potrzeby również są połowicznie wierni. Pasterzom milczącym w czasach ciemności, takich jak te, w których żyjemy, przypominamy słowa proroka Izajasza: „Biada mi, bo milczałem” (por. Izajasz VI, 5) – mówił prof. de Mattei.
Nawiązując do słów bp. Schneidera wdzięcznego Opatrzności Boskiej za swoje imię, profesor zauważył, że święty Atanazy był niezłomnym obrońcą wiary katolickiej przeciwko arianom i semiarianom w czasach wielkiego kryzysu religijnego w IV wieku. Gdy został zwołany I Sobór Kościoła przez cesarza Konstantyna w Nicei w maju 325 r., wśród około trzystu ojców szerzyło się wiele błędów i herezji dotyczących Trójcy Świętej.
– Wielki historyk Soborów, Hefele, wyjaśnia, że w Nicei biskupi prawowierni stanowili mniejszość. Atanazy i jego przyjaciele tworzyli prawe skrzydło, można by rzecz skrajną prawicę. Ariusz i jego zwolennicy stanowili lewicę, podczas gdy centrolewicę tworzyli Euzebiusz z Nikomedii, a centroprawicę – Euzebiusz z Cezarei. Wśród tych skrzydeł była tylko jedna prawdziwa katolicka opcja św. Atanazego. Lecz Atanazy, któremu święty Hilary z Poitiers przypisuje największy wpływ na sformułowanie nicejskiego wyznania wiary, nie był wówczas ani biskupem, ani kapłanem, ani znanym teologiem, a jedynie młodym diakonem, który miał niewiele ponad 25 lat i współpracował z Aleksandrem, biskupem Aleksandrii – przypomniał prof. de Mattei.
Wyjaśnił on, że bp. Atanazy nie ograniczył się do modlitwy, ale zorganizował za kulisami opór biskupów wobec arianizmu. Dzięki niemu Nicejskie Credo zostało sformułowane i stanowiło bastion nie do zdobycia dla arian. – To dowód działania Ducha Świętego w Kościele – puentował prelegent.
– Kościół katolicki jest tajemniczym organizmem i ważne jest, aby starać się zrozumieć jego fizjologię. Dziś prawie wszystkie środki masowego przekazu przyjmują ideologię świecką i nie rozumieją nadprzyrodzonej natury Kościoła. Różne stanowiska teologiczne sprowadzają się do stanowisk politycznych, a polityka z kolei sprowadza się do zderzenia interesów ekonomicznych – mówił.
Historyk tłumaczył, że Kościół ma widzialne ciało, tworzą go żywi ludzie i posiada własną strukturę prawną. Jego członkowie – po przyjęciu chrztu – uczestniczą w sakramentach i są posłuszni autorytetowi ustanowionemu przez samego Jezusa. Jednak Kościół nie jest wspólnotą, którą można by było porównywać z jakąkolwiek inną strukturą, z przedsiębiorstwem, systemem politycznym – demokratycznym, czy dyktatorskim.
– Kościół katolicki jest Mistycznym Ciałem, którego Głową jest Chrystus, wierni są członkami, a Duch Święty jest duszą. Leon XIII (Satis Cognitum) i Pius XII (Mystici Corporis), ale także Benedykt XVI (Angelus 31 maja 2009 r.) nazwali Ducha Świętego „Duszą Kościoła”. Obecność Ducha Świętego trwa w każdej duszy, która jest w stanie łaski uświęcającej, ale Jego niezniszczalna obecność trwa również w całym ciele Kościoła, jako Duch prawdy i mądrości, aż do końca wieków – mówił profesor.
Każdy kto zaprzecza ludzkiej i widzialnej części Kościoła „popada w protestantyzm”. Zaprzeczanie zaś Jego boskiemu i niewidzialnemu aspektowi oznacza zrównanie Kościoła z jakąkolwiek inną wspólnotą. Usunięcie z Kościoła jednego z tych dwóch elementów, ludzkiego czy boskiego, oznacza jego zniszczenie.
– Ci, którzy ignorują działanie Ducha Świętego wobec Kościoła, nigdy nie będą w stanie zrozumieć Jego rzeczywistości. Często słyszymy na przykład, że Papieżom towarzyszy Duch Święty i to prawda. Ale wszystkim chrześcijanom, choć na różne sposoby także towarzyszy Duch Święty. Przez chrzest otrzymują dar Ducha Świętego, który jest duchem Chrystusa – tłumaczył.
Duch Święty wspiera nie tylko głowę Kościoła, ale każdego ochrzczonego, w tym ochrzczonych Indian amazońskich, którzy poprzez chrzest są włączani do Kościoła Chrystusowego i są wspomagani przez Ducha Świętego. – Z tego powodu nie możemy zrozumieć takich kapłanów, jak biskup Erwin Kräutler, emerytowany biskup Xingu w Brazylii, który szczyci się tym, że nigdy nie ochrzcił Indianina – zauważył.
Sakrament bierzmowania udoskonala chrzest i czyni chrześcijanina autentycznym „żołnierzem Chrystusa”, jak kiedyś powiedziano: synem lub córką Kościoła walczącego, który odważnie walczy z ciałem, diabłem i duchem świata. – Wraz z chrztem i bierzmowaniem chrześcijanin otrzymuje także nadprzyrodzone światło, które teologowie nazywają „katolickim zdrowym rozsądkiem” lub „sensus fidei”, to znaczy zdolnością do przestrzegania prawd wiary przez instynkt nadprzyrodzony, poprzedzający nawet rozumowanie teologiczne. Św. Tomasz uczy, że Kościołem powszechnym rządzi Duch Święty, który, jak obiecał Jezus Chrystus, „nauczy [Go] całej prawdy” (J 16, 13). Nadprzyrodzona zdolność, którą wierzący musi przeniknąć i zastosować w swoim życiu prawdę objawioną, pochodzi od Ducha Świętego – przypominał prof. De Mattei.
Dodał on, że w 2014 r. Międzynarodowa Komisja Teologiczna, której przewodniczył kard. Gerhard Ludwig Müller, ówczesny prefekt Kongregacji Nauki Wiary, opublikowała opracowanie zatytułowane „Sensus fidei w życiu Kościoła” wyjaśniające, że sensus fidei jest rodzajem duchowego zmysłu, nie jest refleksyjną znajomością tajemnic wiary – wiedzy zdobytej przez teologię – ale spontaniczną intuicją, dzięki której wierzący przestrzega prawdziwej wiary czy odrzuca jej przeciwieństwo. Ten zmysł wiary pozwala wierzącemu dostrzec jakąkolwiek niezgodność, niespójność lub sprzeczność między nauczaniem lub praktyką a prawdziwą wiarą chrześcijańską, którą żyją.
Wiara wiernych, podobnie jak doktryna znajdują się pod wpływem Ducha Świętego i wierni poprzez swój chrześcijański zmysł oraz wyznanie wiary przyczyniają się do wyjaśniania, manifestowania i poświadczania prawdy chrześcijańskiej.
– Każdy ochrzczony członek Kościoła ma sensus fidei, a sensus fidei opiera się na racjonalnych podstawach, ponieważ akt wiary jest z natury aktem zdolności intelektualnych. Dziś utracono prawdziwe pojęcie wiary, ponieważ sprowadza się je do doświadczenia sentymentalnego, zapominając, że jest to akt rozumu, którego celem jest prawda. Fideizm został potępiony przez Kościół. Na I Soborze Watykańskim zamiast tego zdefiniowano jako dogmat harmonię między wiarą a rozumem (Denz-H, n. 3017) – przypomniał profesor.
– Gdy sensus fidei podkreśla kontrast między niektórymi wyrażeniami wypowiedzianymi przez władze kościelne a Tradycją Kościoła, wierzący musi uciekać się do dobrego użycia logiki, oświeconej łaską. W takich przypadkach wierzący musi odrzucić wszelką dwuznaczność lub fałszowanie prawdy, powołując się na niezmienną Tradycję Kościoła, która nie kontrastuje z Magisterium, ale je obejmuje – wyjaśnił prof. de Mattei.
– Watykańska Komisja Teologiczna oświadczyła, że: „zaalarmowani sensus fidei indywidualni wierzący mogą odmówić przyjęcia nauczania nawet prawowitych pasterzy, jeśli nie uznają w tym nauczaniu głosu Chrystusa, Dobrego Pasterza”. Z tego powodu sensus fidei może w niektórych przypadkach doprowadzić wiernych do odrzucenia niektórych dokumentów kościelnych i postawienia się przed najwyższymi władzami w sytuacji oporu lub jawnego nieposłuszeństwa. Takie nieposłuszeństwo jest pozorne tylko dlatego, że w tych przypadkach uzasadnionego oporu obowiązuje zasada Ewangelii, że należy być posłusznym Bogu, a nie ludziom (Dz 5:29) – tłumaczył.
Profesor dodał, że w przypadku sprzeczności twierdzeń z wiarą lub moralnością, mamy moralny obowiązek podążania za naszym sumieniem.
– Dzisiaj ci, którzy zgodnie ze swoim sumieniem opierają się słowom lub czynom władzy kościelnej, które odbiegają od Tradycji Kościoła, są czasem oskarżani o to, że są „wrogami papieża”, a nawet „schizmatykami”. Ale te słowa należy rozważyć. Najpoważniejsze wady katolika, to sprzeciw wobec doktryny Chrystusa lub oddzielenie od Kościoła, który założył Chrystus. W pierwszym przypadku jest to heretyckie, w drugim – schizmatyckie – mówił.
Zapewnił, że ci wierni, którzy kwestionują niektóre wypowiedzi czy dokumenty papieża Franciszka, nie są heretykami, ponieważ „herezja nas odpycha. – Wierzymy w doktrynę Chrystusa taką, jakiej nauczano zawsze i wszędzie – wyjaśnił.
– Nie jesteśmy schizmatykami – kontynuował – ponieważ schizma nas odpycha: mocno wierzymy w papiestwo reprezentowane dziś przez papieża Franciszka, którego najwyższy autorytet uznajemy – dodał.
– Jednak – kontynuował – jeśli papież Franciszek lub jakikolwiek inny papież wypowie słowa lub dopuści się czynów, które wydają się być sprzeczne z doktryną i Tradycją Kościoła, mamy prawo odciąć się od tych słów i czynów.
De Mattei wskazał, że nie jest to „separacja prawna, lecz moralna”. Nie odcięcie od Urzędu Piotrowego, który jest urzędem służby Kościołowi, ale oddzielenie od zła, które jest wyrządzane Kościołowi przez tych, którzy piastują Piotrowe stanowisko.
– Uznajemy prymat papieża nad jurysdykcją nad wszystkimi biskupami świata, ale cierpimy, gdy widzimy papieża, popierającego – w imię synodalności – opinie episkopatów, które wskazują mu heretycką lub zmierzającą w kierunku heretyckim ścieżkę synodalną – mówił prelegent.
– Uznajemy najwyższy charyzmat, jaki Kościół przypisuje papieżowi, mianowicie nieomylność i chcielibyśmy, aby papież wykorzystał go w całej swojej rozciągłości, aby określić prawdy i potępić błędy. Cierpimy jednak, jeśli papież powstrzymuje się od korzystania z tego charyzmatu, w ekstrawagancki sposób wypowiadając się w wywiadach, listach, a nawet w rozmowach telefonicznych – dodał.
Prof. Roberto de Mattei podkreślił, że „klęczymy przed papieżem, ponieważ w nim rozpoznajemy Namiestnika Chrystusa, ale cierpimy, gdy On nie klęka przed Najświętszym Sakramentem, którym jest sam Chrystus – Ciało i Krew, Dusza i Bóstwo”.
Dodał, że wierni doświadczają nie tylko pewnego rodzaju cierpienia, ale nawet są oburzeni, gdy „widzą pogańskie ceremonie w obecności Ojca Świętego w Ogrodach Watykańskich”. „To jest to samo oburzenie, które odczuliśmy, gdy zobaczyliśmy, jak Bazylika Świętego Piotra została zbezczeszczona obrazami wyświetlanymi na jej fasadzie 8 grudnia 2015 r. – mówił.
– Zarzucają nam, że jesteśmy wrogami papieża Franciszka, ale to oskarżenie jest bezpodstawne. Nie jesteśmy ani wrogami, ani przyjaciółmi papieża Franciszka. Jesteśmy i chcemy być przyjaciółmi prawdy i dobra, wrogami błędu i zła, przyjaciółmi przyjaciół Kościoła i wrogami wrogów Kościoła – wyjaśnił.
– Zarzucają nam, że chcemy zerwać z jednością Kościoła, ale jedność nie może istnieć bez prawdy. Kościół jest jeden, ponieważ jest wyjątkowy, ukształtowany na podobieństwo Chrystusa, który jest taki sam wczoraj, dziś i na wieki. Na jego podobieństwo, natura Kościoła musi pozostać identyczna do końca świata, ponieważ jak mówi św. Paweł: „Jeden jest Pan, jedna wiara, jeden chrzest. Jeden jest Bóg i Ojciec wszystkich” (Ef 4 : 5) – podkreślił.
De Mattei przemawiał jako świecki w imieniu wielu świeckich. Zaznaczył, że świeccy nie są upoważnieni do nauczania doktryny Kościoła, ponieważ nie należą do Kościoła nauczającego. Mają jednak prawo i obowiązek, zgodnie z prawem kanonicznym, do zachowania, przekazywania i obrony wiary, którą otrzymali podczas chrztu.
– Jako zwykły świecki, duchowo zjednoczony z obecnymi tu następcami apostołów, wierzę, że mogę powiedzieć: dzisiaj jesteśmy głosem Tradycji, która wzywa papieża do wysłuchania. Nasz głos przekazuje naukę, która pochodzi z dawnych czasów i prosi papieża, aby słuchał nas nie mniej uważnie jak tak zwaną „mądrość przodków” ludów tubylczych. My także jesteśmy echem mądrości przodków, mądrości, która sięga Jezusa Chrystusa, Mądrości Wcielonej – mówił.
Przywołując słowa św. Ludwika Marie Grignion de Montfort o Słowie Wcielonym z dzieła „Miłość Mądrości Przedwiecznej”: „Słowo Ciałem się stało; Mądrość Przedwieczna wcieliła się. Bóg stał się człowiekiem, nie przestając być Bogiem; Ten Bóg-Człowiek nazywa się Jezus Chrystus, to znaczy Zbawiciel”, zaznaczył, jak bardzo ważne są te słowa francuskiego świętego, o których zaświadczają dziś kardynał Burke i biskup Schneider.
De Mattei wyraził nadzieję, że dołączą do nich inni kardynałowie i biskupi, którzy będą świadczyć o Mądrości Przedwiecznej.
W „Christus Vincit” biskup Schneider zacytował słowa św. Hilarego z Poitiers, zwanego „Atanazym Zachodu”: „Na tym polega szczególna natura Kościoła, że triumfuje, gdy upada, że lepiej Go zrozumieć, gdy jest atakowany, że podnosi się, gdy Jego niewierni członkowie go opuszczają”. – Można dodać, że triumfuje, gdy jego wierni członkowie walczą o Niego – puentował prelegent.
Źródło: lifesitenews.com
AS