– Chiny na pewno dążą do dominacji nad regionem, ponieważ tamtejszym włodarzom wydaje się, z przyczyn historycznych, że taka jest przeznaczona im rola. Innymi słowy – gdyby do tego nie dążyły, byłoby coś nienaturalnego, byłaby to jakaś abdykacja z tej roli, która zdaniem wielu powinna im przypaść. Natomiast nikt nie wie, jakie są tak naprawdę zamiary obecnego kierownictwa ChRL – mówi w rozmowie z tygodnikiem „Do Rzeczy” prof. Jakub Polit.
Historyk zwrócił uwagę, że w Chinach dokonuje się polityczna zmiana pokoleń. – Aż do lat 90. kraj ten był kierowany przez coraz starszych weteranów tzw. długiego marszu chińskich komunistów z połowy lat 30. Ci ludzie z przyczyn biologicznych ustąpili ze sceny. Sam Deng zmarł w roku 1997, ale wtedy publicznie się nie udzielał od co najmniej pięciu lat. Jego testament polityczny mówił, że należy przede wszystkim skupiać się na rozwoju gospodarczym i na czas późniejszy odkładać ambicje polityczne, bo nie byłoby to ani bezpieczne, ani rozsądne. Wydaje się, że jego dwaj bezpośredni następcy, którzy zresztą nie mieli wielkiego osobistego autorytetu, podążali tym kursem. W zasadzie mało kto wierzył, że mieli jakieś własne plany i zdania, więc trzymali się tego właśnie pomysłu – wyjaśnił.
Rozmówca tygodnika Lisickiego stwierdził, że pewną zagadką dla świata jest obecny przywódca Chin, prezydent Xi Jinping, któremu na początku listopada plenum KC otwarło wrota do władzy teoretycznie dożywotniej. – Wcześniej jego poprzednicy ograniczali się do dwóch kadencji. Xi to człowiek, który z całą pewnością nie pamięta Chin niekomunistycznych. To syn ministra. Jego generacja władzy nie zdobywała, ale z niej korzystała. Mówi się o nim, że jest człowiekiem o dużych ambicjach. Zdaniem części ekspertów po prostu się pospieszył, to znaczy uznał, że nadszedł już rzeczywiście czas, aby ChRL przestała udawać państwo mniej znaczące niż to, jakim naprawdę jest. Pytanie tylko, czy się nie pomylił – podkreślił.
Wesprzyj nas już teraz!
Zapytany czy nie jest tak, że za niedługo to przyspieszenie doprowadzi do tego, o czym słyszymy od dłuższego czasu, że Chiny będą współodpowiedzialne za wybuch trzeciej wojny światowej prof. Polit odpowiedział:
„Jest w tym jakaś logika. Problem polega na tym, że – zwłaszcza kiedy mamy do czynienia z komunistami – logika nie jest najlepszym doradcą, jeśli idzie o przewidywanie przyszłości. Przypomnijmy, że badacz na pewno nietuzinkowy, z wyobraźnią – Samuel Huntington – w swojej sławnej, wznowionej nie tak dawno pracy o kolizji cywilizacji przewidywał wybuch wojny chińsko-amerykańskiej na rok 2010. Przypomnę też, że w XIX w. specjaliści uważali, że wojną, do której musi dojść, jest wojna pomiędzy imperium brytyjskim a rosyjskim o rywalizację w Azji. Tymczasem do takiej wojny nie doszło. Wojna krymska była prowadzona przez Brytyjczyków w sojuszu z Francuzami o nieco inne cele, wcześniej i na peryferiach Europy. Nie doszło też w sensie klasycznym do wielkiej rozprawy japońsko-sowieckiej, o której w okresie międzywojennym pisano, że jest nieuchronna. Innymi słowy – jest to logika fałszywa. Jeśli zresztą jest prawdą, o czym sam nie jestem do końca przekonany, że chińscy przywódcy są pilnymi czytelnikami nieśmiertelnego mędrca Sun Zi, to trzeba pamiętać, że dla niego największym mistrzem i wojownikiem jest ten, kto pokona wroga bez walki. W związku z tym niekoniecznie taka konfrontacja musi przybrać postać trzeciej wojny światowej. No, chyba że za ostatnią – tę trzecią – wojnę światową uznamy zimną wojnę. W takim razie nadchodząca czwarta wojna również powinna być zimna, chłodna, letnia, ale na pewno nie gorąca”.
Na koniec poruszono kwestię co to wszystko oznacza dla Polski? – Czy RP powinna „puścić oko” w stronę ChRL? Czy Pekin byłby w ogóle zainteresowany współpracą z Warszawą? A jeśli tak, to czy nam się to opłaci? – pytał Tomasz D. Kolanek.
– Jeżeli mamy się stawiać Chińczykom dlatego tylko, że są komunistami, to przypomnę, że wielu mędrców na Zachodzie i na Wschodzie dmie hałaśliwie w puzon propagandy, że ChRL nie buduje żadnego komunizmu, tylko kapitalizm, i to taki, że aż strach. Nie ulega wątpliwości, że nie leży w naszym interesie zapewnianie świata, iż jesteśmy tym championem, który chce najżarliwiej potępiać łamanie praw człowieka w Chinach. Owszem: wiadomo, że jest to, mówiąc kolokwialnie, państwo nieprzyjemne, ale przypomnę, że w wielu rejonach świata, w tym w wielu państwach, z którymi jesteśmy zaprzyjaźnieni, także postępuje się nieprzyjemnie. Możemy się starać utrzymywać w miarę poprawne stosunki z Chinami, zwłaszcza stosunki handlowe. Nie widzę najmniejszych powodów, żebyśmy mieli w jakiś szczególny sposób akcentować swoją niechęć do tego państwa na szczeblu państwowym – w sposób formalny, ponieważ nieoficjalnie, osobiście, możemy jako jednostki mówić głośno, co o tym wszystkim myślimy. Najwyżej zostaniemy ukarani zakazem wjazdu do ChRL – wyjaśnił prof. Polit.
– Nie ulega jednak wątpliwości, że wszystkie te trendy są dla Polski zasadniczo niepomyślne z bardzo prostych przyczyn. Po pierwsze dlatego, że nasz najważniejszy sojusznik, którym są aktualnie Stany Zjednoczone, będzie się koncentrował na sprawach azjatyckich, a nie na Europie. A to, jak doskonale wiadomo, nie leży w naszym interesie. Po drugie, prawdopodobnie USA będą chciały pozyskać dla siebie przyjaźń rozmaitych mocarstw pomniejszych i peryferyjnych. Starając się na przykład oderwać Rosję od Chin, będą mogły chcieć ugłaskiwać ją naszym kosztem, a przynajmniej unikać podejmowania akcji antyrosyjskich tylko z powodu Polski. Po trzecie, chcąc sobie zabezpieczyć tyły skoncentrowane na rozgrywce z Chinami, USA mogą dać wolną rękę sprzymierzeńcom europejskim, przede wszystkim Niemcom, pozwalając im na to, żeby realizowały swoje wizje i fantazje na terenie Europy. Pozwolę sobie przywołać tutaj świetną pracę dr. hab. Michała Lubiny. Zwraca on uwagę, że Amerykanie mają z Chinami interesy, a nie mają przyjaźni, natomiast Rosjanie kultywują z ChRL serdeczną przyjaźń bez żadnych szczególnych interesów. Otóż fakt, że Rosja powoli zamienia się w rodzaj zaplecza surowcowego dla Chin, że dostarcza im oprócz surowców głównie broń, że stosunki ludnościowe między Rosją a Chinami stają się coraz bardziej niekorzystne etc. – wszystko to może spowodować, że w Rosji strach przed nowymi Batu-chanami, jak w czasach Breżniewa mówiono o Chińczykach, może spowodować, że nacisk Rosji w Europie się zmniejszy – mówił rozmówca „Do Rzeczy”.
– Powtarzam: nie jesteśmy zobowiązani do udzielania pomocy USA w żadnym z ich pozaeuropejskich konfliktów, a gdybyśmy nawet chcieli, to z przyczyn technicznych innej pomocy niż symboliczna nie jesteśmy w stanie udzielić. Nie ma najmniejszego powodu, żebyśmy narażali się Chińczykom, podobnie jak na przykład Japonia – też sojusznik USA – nie musi wykonywać groźnych gestów pod adresem Białorusi. Polska nie ma najmniejszego powodu, żeby wysuwać się przed szereg. W naszym interesie jest utrzymywanie poprawnych stosunków z Chinami tak długo, jak to tylko się da, aczkolwiek rozmaite marzenia, żeby być jakimś ambasadorem chińskich interesów na terenie UE, żeby zrobić tutaj dla przywódców Państwa Środka jakiś szczególnie sympatyczny pokoik, to też są pomysły zarówno naiwne, jak i niebezpieczne – podsumował prof. Jakub Polit.
Źródło: tygodnik „Do Rzeczy”
TK