Na skutek stosowania środków zapobiegających zakażeniu, nasz układ odpornościowy w czasie pandemii „przestał ćwiczyć, osłabł” – uważa prof. Piotr Kuna, kierownik Kliniki Chorób Wewnętrznych, Astmy i Alergii Uniwersytetu Medycznego w Łodzi. Jak podkreśla, dzisiaj zbieramy tego żniwo w postaci „armagedonu” pacjentów zarażonych wirusami grypy, paragrypy i rinowirusami.
– Podczas pandemii używaliśmy różnego rodzaju środków dezynfekcyjnych. Ich zużycie wzrosło kilkakrotnie. Preaparaty te zabijają zarówno szkodliwe, jak i nieszkodliwe mikroorganizmy dla naszego organizmu. Niszczą one nabłonek dróg oddechowych, dlatego wirusy mogą tam łatwiej wniknąć. Co więcej, uszkadzają nos, gardło – mówi prof. Kuna w rozmowie z portalem ABC Zdrowie.
Jego zdaniem podporządkowanie społeczeństwa strategii utrzymywania dystansu społecznego przyczyniło się do zmniejszenia liczby zakażeń innymi niż koronawirus patogenami. – Oznacza to, że nasz układ odpornościowy przestał ćwiczyć, osłabł – zauważa. – W konsekwencji nie jest on w stanie bronić się przed infekcjami. Co więcej, brak aktywności fizycznej, otyłość, nadwaga, lęk, choroby psychiczne (np. depresja), poczucie samotności także negatywnie wpłynęły na układ immunologiczny – dodaje.
Wesprzyj nas już teraz!
Co więcej, lekarz przyznał, że do obniżenia odporności przyczyniło się także noszenie… masek. W tym kontekście przytoczył badania przeprowadzone w Danii. Wynika z nich, że zasłanianie nosa i ust NIE ZMNIEJSZYŁO RYZYKA zakażenia koronawirusem. – Zupełnie inaczej było w przypadku innych patogenów. Okazało się, że noszenie maseczki w przestrzeniach otwartych blokowało kontakt z innymi mikroorganizmami (…) Maseczka w tym przypadku stanowi barierę ochronną – podkreślił prof. Kuna.
Źródło: portal.abczdrowie.pl
PR