Niższe podatki, mniej dławiących przedsiębiorczość regulacji, elastyczny rynek pracy – to recepta na kryzys, jaką zaleca prof. Mark Skousen. Równocześnie zaprzecza tezie, wedle której oszczędności mają negatywny wpływ na sytuację gospodarczą państw. Co więcej, zdaniem ekonomisty, są one impulsem do jej rozwoju.
Prof. Mark Skousen jest znanym amerykańskim ekonomistą, wykładowcą Grantham University, propagatorem austriackiej szkoły ekonomii, publicystą i autorem wielu książek. Pod koniec mają br. profesor gościł w Warszawie z cyklem wykładów. Udzielił także wywiadu dziennikowi „Rzeczpospolita”, w którym odniósł się m.in. do obecnej sytuacji gospodarczej w Europie.
Wesprzyj nas już teraz!
W jego opinii droga do rozwiązania kryzysu w Europie jest nadal daleka. Jedynym lekarstwem na europejskie problemy jest umiejętność korzystania z tych środków, którymi państwa dysponują, czyli krótko mówiąc muszą one przestać żyć ponad stan. Konieczne jest także pobudzenie gospodarki, jednak nie przy pomocy rządowego wsparcia finansowego, lecz poprzez obniżanie podatków, ograniczanie prawnych regulacji krępujących przedsiębiorczość oraz uelastycznienie rynku pracy. Ten ostatni warunek można spełnić chociażby rezygnując z przepisów o płacy minimalnej. To zdaniem ekonomisty będzie „gorzkim lekarstwem”, lecz nieporównanie skuteczniejszym niż międzynarodowa pomoc finansowa.
Zdaniem Skousena rządy nie decydują się na zastosowanie tych pomysłów ponieważ błędnie mniemają, że za wzrost gospodarczy odpowiadają wydatki konsumpcyjne i wydatki rządowe – dwa z trzech czynników odpowiadających za wzrost PKB. „Motorem gospodarki jest ostatecznie przedsiębiorczość, inwestycje – czyli oszczędności – oraz wysoka produktywność kapitału i pracowników. Dlatego najlepiej radzą sobie kraje, które mają dobrze wykształconą siłę roboczą, elastyczne i rozwinięte rynki pracy i kapitału oraz wysoki poziom oszczędności.” – mówi w rozmowie z „Rzeczpospolitą” ekonomista. Według tzw. prawa Saya wydatki na konsumpcję są skutkiem, a nie przyczyną rozwoju gospodarczego. Do ich wzrostu przyczyniają się prężny sektor produkcyjny i zdrowy rynek pracy. Prof. Skousen twierdzi, że w ostatnich dekadach społeczeństwa stały się zbyt konsumpcjonistyczne, teraz natomiast konieczne jest aby stały się bardziej produktywne. Problemem jest też to, że coraz większa rzesza ludzi na całym świecie żyje z zasiłków.
Według ekonomisty ciężar walki z kryzysem powinien spocząć na narodowych bankach centralnych, gdyż stosowanie bodźców fiskalnych jest bardziej kosztowne niż stosowanie bodźców monetarnych. „(…) pożyczone pieniądze rządy muszą później oddać wraz z odsetkami, co oznacza cięcia wydatków. Łagodzenie polityki pieniężnej nie stwarza tego problemu. Zwiększanie podaży pieniądza przypomina emisję akcji przez spółkę, bo pozyskanych tak pieniędzy nie trzeba zwracać.” – uważa Skousen. Jego zdaniem inflacja jest mniejszym problemem, niż kryzys fiskalny. Jednak według ekonomisty banki centralne w ostatnich latach zbyt mocno obniżyły stopy procentowe.
Prof. Skausen odniósł się także do pomysłu powrotu do standardu złota. Według niego jest to w obecnych czasach mało realne. „To był w swoim czasie dobry system, ale wówczas podaż pieniądza było znacznie łatwiej zdefiniować niż dziś. Kruszec ten powinien wspierać system walutowy, mając większy udział w rezerwach banków centralnych.” – twierdzi ekonomista. Zauważa jednak, że ostatnimi czasy banki centralne więcej złota nabywają niż sprzedają, co oznacza, że mają świadomość, iż przynajmniej częściowe oparcie waluty na kruszcu ma kluczowe znaczenie dla utrzymania jej stabilności.
Iwona Sztąberek
Źródło: www.rp.pl