Transhumaniści oderwali się od rzeczywistości. Tworzą mity i fikcje, którymi przede wszystkim karmią sami siebie i chcą, żebyśmy my także w te bajki uwierzyli. Te bajki są oczywiście ogromnie niebezpieczne, są toksyczne. Za ideą polepszania rodzaju ludzkiego, czyli za ideą eugeniczną w istocie rzeczy, kryją się też obozy koncentracyjne, kryją się także zbrodnie dokonywane na dzieciach chorych, nienarodzonych i masa różnego rodzaju innych strasznych rzeczy, które zawsze przychodzą do nas w masce dobra – mówi profesor Paweł Skrzydlewski, filozof, nauczyciel akademicki.
Panie Profesorze, jak to jest, że w świecie galopującej ateizacji, sekularyzacji, laicyzacji, w świecie, w którym nie ma miejsca dla Pana Boga w Trójcy Jedynego, tak wielu chce „być bogami”?
Wesprzyj nas już teraz!
Odpowiedź na to pytanie nie jest taka prosta jakby się wydawało na pierwszy rzut oka.
Po pierwsze, to efekt upadku ludzkiego rozumu u bardzo dużej grupy osób. Ten upadek powoduje, że w umysłach zaciera się różnica między Stworzycielem – Bogiem, Który jest zawsze i dzięki sobie, a Który także jest racją istnienia wszystkiego – a stworzeniem, czyli bytami skończonymi, przygodnymi; bytami, które potrzebują do swego istnienia czynników sprawczych, zewnętrznych.
Po drugie, u wielu ludzi pojawia się grzech pychy – istnieje chora miłość siebie samego, aż po nienawiść Boga i całego świata. W efekcie tego samouwielbienia, samo-adoracji następuje pewne samozakłamanie, które nakazuje nazwać człowiekowi siebie samego „bogiem”. To samozakłamanie i samouwielbienie upodabniają człowieka do diabła. Dla człowieka jest to droga do samounicestwienia, do wiecznego nieszczęścia, jakim jest piekło. Odrzucając Pana Boga, a uwielbiając siebie, czyli nazywając siebie „bogiem”, zaczynamy podzielać los upadłego ducha. Oddalamy się od Boga i popadamy w ten stan wiecznego umierania, który potocznie się nazywa piekłem. Niestety, dzisiaj na skutek wielu czynników, bardzo wielu ludzi stara się kochać siebie i tylko siebie, jednocześnie nienawidząc Pana Boga, a co za tym idzie – całego stworzonego przez Niego świata. Szczególnym dziś sposobem samouwielbienia i samo-zbawienia są dziś działania powstające w ramach tzw. trans-humanizmu – tzw. polepszania natury ludzkiej – tak aby człowiek mógł być wolny od wszelkiego zła i miał pełnię życia. To życie wieczne tylko dzięki sobie oczywiście nie jest możliwe. Wierzyć w ten stan wiecznego szczęścia na mocy własnych sił może chyba tylko szaleniec.
Ale przecież wariatów, którzy ogłaszali się bogami, przez wieki nie brakowało. Przywołam chociażby Napoleona – „boga wojny” i jemu podobnych. Teraz jednak ubóstwienie człowieka, przekształcenie człowieka w „boga” weszło – moim zdaniem – na wyższy poziom. Wmawia się nam, że „bycie bogiem” jest czymś ogólnodostępnym, a wszystko właśnie za sprawą wywołanego przez Pana Profesora trans-humanizmu…
Jestem z wykształcenia filozofem i wiem, że na przestrzeni dziejów pojawiały się różne koncepcje bóstwa. Pierwsza znana nam już w czasach mitologicznych wiązała bóstwo z takim bytem, który po pierwsze ma życie wieczne, jest nieśmiertelny, nie może zginąć etc., a po drugie jest obdarzony pewną mocą i związkiem z człowiekiem. Oczywiście przez analogię zaczęto mówić o tym, że właśnie ludzie obdarzeni pewną mocą, odnoszący sukcesy, stają się „bogami wojny”, jak w przypadku przywołanego tu redaktora Napoleona. To mitologiczne rozumienie „boga” jest bardzo niedoskonałe, zasługuje z naszej strony na krytycyzm i dystans. Natomiast pamiętajmy o tym, że pierwsza poważna, filozoficzna teoria „boga” pojawia się u Arystotelesa; u tego myśliciela, który działał cztery wieki przed Chrystusem, więc nie posiadał chrześcijańskiej, teologicznej, religijnej wizji Boga. Arystotelesowska koncepcja Boga zrodziła się z potrzeby ostatecznego wyjaśnienia świata, wyjaśnienia pluralizmu w świecie i samego ruchu, zmiany, obecnych w pluralistycznym świecie.
Dziś w kulturze mamy wielkie pomieszanie wynikające z upadku wykształcenia oraz z negacji poznania filozoficznego. W efekcie tego język zaczyna nosić różne sensy terminu „bóg” i na skutek tego ludzie nazywają siebie „bogami”. Pamiętamy jednak, że we właściwym sensie Bóg to jest taki jedyny i konieczny byt, który jest, istnieje tylko dzięki sobie; to taki byt, który nie ma poza sobą racji swego istnienia, a jest jednocześnie racją istnienia wszystkiego. Z tej przyczyny Bóg nie tylko nieskończenie przewyższa cały świat, ale także musi być postrzegany jako Pan i Władca wszystkiego.
Oczywiście to filozoficzne rozumienie „boga” jest różne od tego, które mamy dzięki Objawieniu. Dzięki Objawieniu wiemy, że Pan Bóg jest jeden w trzech Osobach; że jest nie tylko stwórcą świata, Panem, ale jest także naszym Zbawicielem; że jest Kimś, kto nas kocha; że dla naszego ratowania nie tylko staje się człowiekiem, ale ponosi śmierć na Krzyżu po to, żebyśmy mieli życie wieczne. Dzisiaj, wraz z procesem upadku wykształcenia filozoficznego, wraz z procesem laicyzacji pojawia się w człowieku ta tęsknota za tym, żeby być czymś więcej. No i ludzie roją sobie idee ubóstwienia człowieka; roją, bo przecież inaczej nie można tego nazwać. Taki jest dla mnie jako filozofa kontekst trans-humanizmu i całej tej próby ubóstwienia człowieka; próby, która w istocie rzeczy prowadzi do jego degradacji, niszczenia, do jego upodlenia i zatracenia.
Ale przecież, Panie Profesorze, transhumaniści nie mówią o upodleniu i zatraceniu, tylko obiecują nieśmiertelność, dostatek i wyeliminowanie wszystkich problemów, z którymi ludzie muszą się mierzyć…
Wizja transhumanizmu, tak mocno lansowana przez ośrodki światowe, przez Klausa Schwaba, przez Harariego, przez całą grupę pseudofilozofów i ideologów, operuje błędną metafizyką. Popatrzmy na świat i trzymajmy się praw realnego świata! Widzimy, że wszystko, co nas otacza, ma swój początek. Widzimy również, że te byty, które mają swój początek, przemijają. Przeminie także Ziemia, przeminie Słońce, przeminie cały Wszechświat. To co nas otacza, to jest byt przygodny, czyli byt, który nie ma w sobie racji swego istnienia, którego trwanie jest uzależnione i uprzyczynowione zewnętrznie. Ten byt absolutnie nie jest w stanie zostać na wieki, dzięki sobie, dzięki naturalnym środkom. Oczywiście jako ludzie mamy szansę na trwanie nieskończone, ale to efekt tego, że powstaliśmy na obraz i podobieństwo samego Pana Boga i mamy od Niego łaskę życia wiecznego. Ta łaska stanowi pewnego rodzaju dar, który otrzymujemy od Pana Boga. Ten dar zresztą do pewnego stopnia także jest rozjaśniany przez poznanie naturalne, które już od czasów Platona pokazywało aspekt nieśmiertelności duszy ludzkiej. To jednak zagadnienie bardzo skomplikowane, które w tak krótkiej wypowiedzi trudno rzeczowo i dogłębnie, jasno przedstawić.
Tak jak powiedziałem: każdy z nas ma swój początek w czasie. W związku z tym już sam fakt, że mamy początek w czasie, świadczy o tym, że nie jesteśmy bóstwem. Bóstwo jest bowiem ze swojej natury bytem istniejącym poza czasem i jest zawsze. Po drugie: pamiętajmy o tym, jaki jest zamysł transhumanizmu na praktyczną realizację „ubóstwienia człowieka”. On polega na tym, aby w poszukiwaniu wieczności modelować, zmieniać naszą naturę biologiczną w przekonaniu, że wyprodukujemy taki nasz genom, takie nasze ciało, które pozwoli nam na wieczne reorganizowanie się, odtwarzanie się, na wieczne zdrowe, doskonałe życie. Tutaj tkwi wielki błąd, który dla każdego filozofa jest oczywisty, bo przecież materia ani jej struktury nie są wieczne, ale czasowe, zmienne i kruche w swym istnieniu, kruche jak sam byt materialny. Przecież struktury te istnieją istnieniem podmiotu, a ten jest bytem niekoniecznym, jest bytem ulegającym zagładzie. Transhumaniści widzą w człowieku przede wszystkim coś na wzór maszyny. Człowiek zaś nie jest mechanizmem, nie jest artefaktem, tylko jest organizmem. Człowiek nie powstaje tak jak każdy artefakt, na drodze tworzenia części i składania tychże części w jedną, działającą całość. Człowiek powstaje w całości, w materialnej, biologicznej rzeczywistości, ale nie tylko dzięki materii pochodzącej od rodziców. Powstaje także dzięki stwórczemu działaniu samego Pana Boga, który z niczego na wzór Swój i swoje podobieństwo powołuje do bytu ludzką duszę, zasadę życia, źródło istnienia. Od samego początku swojego istnienia człowiek jest człowiekiem, jest podmiotem, w którym kształtują się nóżki, rączki, główka etc. Te elementy składające się na ludzkie ciało istnieją istnieniem człowieka, nie ma ich przed podmiotem ludzkim, przed substancją ludzką, to jest ludzką duszą. Ona, to jest substancja ludzka, dusza, jest pierwsza i to ona udziela bytowości częściom naszego organizmu. Auto, komputer, dom – powstają przez złożenie części w jedną całość, przez zjednoczenie istniejących uprzednio elementów. Transhumaniści popełniają kardynalne błędy metafizyczne, ich projekcje są urojeniami.
Dlaczego?
Dlatego, że człowiek jest organizmem, jest od strony filozoficznej bytem organicznym, żywym, substancjalnym. To głowa człowieka, genom, w ogóle każdy element ludzkiego ciała, ale i naszej psychiki, trwa dzięki istnieniu człowieka, dzięki temu, że człowiek jest.
Jakby człowieka, jego istnienia nie było, nie byłoby żadnej komórki, nie byłoby żołądka, serca, nerek i tak dalej. W związku z tym pokładanie nadziei, że my dokonując transformacji naszego genomu staniemy się „bogami” jest drogą donikąd, jest dowodem na nieodróżnianie organizmu żywego, jego drogi powstania i rozwoju, od rzeczy – artefaktów materialnych i tego, jak one powstają.
Jeszcze większe absurdy obserwujemy u Yuvala Noaha Harariego. Upatruje on w człowieku jedynie świadomości, a świadomość redukuje do impulsów elektrycznych, energetycznych, informacji. Dlatego chce on (i przewiduje) przerzucenie świadomości ludzkiej na maszynę, na komputer jakiś dysk, nośnik informacji. „Człowiek – świadomość” miałby żyć w maszynie. To jest idiotyzm godny pożałowania; świadczy o tym, że ludzie tak daleko się oddalili od rzeczywistości, że swoje idee biorą za samą rzeczywistość. Posłużę się tu pewnym powiedzeniem śp. ojca profesora Mieczysława Krąpca: tak jak idea krowy nie jest krową, i tak jak nie można wydoić idei krowy, tylko można wydoić krowę żywą, realnie istniejącą, która wcześniej zje trawę, jest w ogóle zdrowa i w odpowiednim wieku, tak też nie można brać pomysłów, obrazów czy koncepcji człowieka za samego człowieka. Realny, prawdziwy człowiek rodzi się z pożycia kobiety i mężczyzny, wymaga odpowiedniego środowiska życia, ma ciało i swoje właściwe dla siebie środowisko życia. Na początku zaczyna istnieć właśnie w łonie mamy, potem w łonie rodziny, następnie w łonie samego społeczeństwa, narodu, w łonie świata samego – by ostatecznie spełnić się w Łonie Boga, w Samym Bogu. Człowiek nie jest świadomością, jakimś „zespołem energetycznych przepływów prądu”.
O tym jednak transhumaniści nie mówią… Dlaczego?
Ponieważ oderwali się od rzeczywistości. Oni po prostu tworzą mity i fikcje, którymi przede wszystkim karmią sami siebie i chcą, żebyśmy my także w te bajki uwierzyli. Te bajki są oczywiście ogromnie niebezpieczne, są toksyczne. Proszę zwrócić uwagę, że za tą ideą polepszania rodzaju ludzkiego, czyli za ideą eugeniczną w istocie rzeczy, kryją się też obozy koncentracyjne, kryją się także te wszystkie zbrodnie dokonywane na dzieciach chorych, nienarodzonych i masa różnego rodzaju innych strasznych rzeczy, które zawsze przychodzą do nas w masce dobra…
Wszystko wskazuje na to, że to, co głosi Harari i inni trans-humaniści, za ich życia nie zostanie zrealizowane. Po co kładą oni tak duży nacisk na ideę, której realnych skutków sami nie doświadczą? Po co już teraz inwestować grube pieniądze, siać zamęt i antyludzką truciznę, skoro tak naprawdę nic z tego mieć nie będą?
Ten cały ruch w istocie rzeczy nienawidzi człowieka i nim gardzi. Sądzę, że pogarda ta ma swe źródło nie tylko naturalne, że jej elementem jest ostatecznie także nienawiść do Boga, bo przecież człowiek nosi w sobie obraz Boga. Cała ta próba tworzenia z człowieka Boga, próba samozbawienia siebie bez Boga, jest pokłosiem grzechu pierworodnego i działania upadłego anioła, diabła. W Raju wąż powiedział do ludzi: „Gdy spożyjecie owoc z tego drzewa, otworzą się wam oczy i tak jak Bóg będziecie znali dobro i zło” (Rdz 3, 5). Ludzie przez to poznanie mieli się stać jak „bogowie”. To jest diabelska działalność, która tak naprawdę daje drugiemu człowiekowi przekonanie o posiadaniu prawa do bezgranicznego panowania nad ludzkim życiem. Ta idea właśnie bezgranicznego władztwa nad życiem człowieka najpełniej chyba objawia się we wszystkich systemach totalitarnych. Co mieliśmy w niemieckim narodowym socjalizmie, który likwidował całe grupy etniczne, który odmawiał milionom ludzi prawa do życia? Mieliśmy śmierć, zniszczenie i diabelstwo. Jak się skończyło to dla Niemców? Hańbą, śmiercią wielu milionów, rozbiciem państwa, upodleniem itd. Dzisiaj trans-humaniści, ale nie tylko oni, próbują wkroczyć z butami w tajemnicę naturalnego powstania człowieka i chcą „produkcji ludzi”. Taka postawa zawsze będzie prowadziła do totalitaryzmu, bo jest to traktowanie człowieka jako produktu, jako rzeczy, a nie podmiotu wolnego, suwerennego obdarowanego godnością i naturą. Transhumaniści pragnąc produkować ludzi, ostatecznie godzą się na ich posiadanie na wzór posiadania rzeczy; godzą się na sprowadzenie człowieka do roli rzeczy i niewolnika, jakiegoś produktu, który poddawany jest redystrybucji. Człowiek miałby się stać towarem, całkiem podobnym do aut i maszyn wytwarzanych w fabrykach. Trzeba pamiętać o tym, że to wszystko pociąga ze sobą potężne konsekwencje pejoratywne dla całego rodzaju ludzkiego, dla całej kultury. To jest pogwałcenie godności człowieka, pogwałcenie jego prawa do normalnego życia, które właśnie jest związane z rodziną, z wychowaniem etc.
Tutaj w postulowanych przez transhumanistów praktykach mamy do czynienia z dewastacją porządku naturalnego, mamy atak na świat będący przecież kosmosem, ładem, porządkiem i to porządkiem pełnym dobra, piękna, prawdy. Bez wątpienia to dewastacja dzieła Boga, ostatecznie prowadząca do jakiegoś wielkiego upodlenia, wielkiego dramatu realnych, konkretnych ludzi. Ten obłąkańczy projekt zresztą był od lat przygotowywany, a teraz jest wdrażany, jest on w gruncie rzeczy kolejną utopią, kolejną próbą budowy raju na ziemi bez Pana Boga, tak jakby Boga nie było i nie było Jego władztwa nad wszystkim. Utopie zawsze będą mordowały, zniewalały, gwałciły i pogardzały realnymi ludźmi. Taka jest ich natura i nie mogą postępować inaczej.
A czy nie jest tak, że ten cały transhumanizm to po prostu skok na kasę? Na czym bowiem obecnie najlepiej zarabiać? Na walce z Panem Bogiem i Kościołem…
Z całą pewnością też ten aspekt finansowy należy dostrzec i uwzględniać przy analizie realizacji utopii transhumanizmu. Proszę zwrócić uwagę, że ta ideologia jest adresowana w pierwszej kolejności do bardzo zamożnych ludzi, których łudzi się koncepcją wiecznego trwania, wiecznego istnienia. Ludzie ci najczęściej nie praktykują żadnej religii, religią dla nich staje się nauka, a uczony zaczyna pełnić tu rolę „nowego kapłana”, który przynosi wyzwolenie od zła i szczęście. Walka z religią prawdziwą, z Kościołem, nie jest tu przypadkowa. Kościół bowiem uczy, że zbawia tylko Bóg i że On jest Panem życia i śmierci.
W związku z tym łudzenie drugich ludzi, że ich myśl, ich świadomość, ich impulsy elektryczne skopiowane z mózgu będą nimi samymi, jest jakąś formą zabawy intelektualnej, na którą tylko głupiec może dać się nabrać. Problem jednak w tym, że ubiera się to w szaty naukowe przy jednoczesnym dyskredytowaniu, ośmieszaniu, deprecjacji religii, prawdziwej pobożności, prawdziwej duchowości człowieka i samej filozofii, co ostatecznie odciąga człowieka od prawdziwego źródła trwania i istnienia, jakim jest Pan Bóg.
Tak naprawdę wyjaśnienie tych spraw związanych z działalnością transhumanistów jest możliwe tylko wtedy, kiedy się zwróci uwagę na aspekt teologiczny, na działanie złego ducha, który chce odciągnąć ludzi od Boga i uczynić los ludzki podobny do losu upadłych duchów.