24 października 2025

Prof. Roberto de Mattei: Spełnia się przepowiednia z Fatimy

(Fot. PCh24.pl)

Spełnia się przepowiednia fatimska, a Kościół katolicki, apostolski, rzymski – ze swymi nieomylnymi prawdami wiary i moralności – pozostaje ostatnim stałym punktem w chaosie współczesności – pisze prof. Roberto de Mattei.

Kruche zawieszenie broni w Gazie nie powinno budzić złudzeń ani co do przyszłości tego porozumienia, ani co do możliwości rychłego pokoju między Rosją a Ukrainą. Między tymi dwoma toczącymi się konfliktami istnieje zresztą zasadnicza różnica. Porozumienie w Gazie było możliwe przede wszystkim dlatego, że istnieli zwycięzca i pokonany – odpowiednio Izrael i Hamas. Po drugie, dlatego że uformowała się szeroka współpraca państw arabskich i muzułmańskich, zdecydowanych przywrócić ład, który Hamas zakłócił atakiem na Izrael 7 października 2023 roku.

W przypadku Ukrainy jest odwrotnie: nie ma jeszcze ani zwycięzcy, ani pokonanego, a ponadto nie istnieje szeroka koalicja państw gotowych do izolowania Rosji, która – w przeciwieństwie do Hamasu – jest rozległym krajem dysponującym bronią nuklearną. Chiny, od których Rosja jest dziś zależna, mają wszelki interes w tym, by zamrozić zaangażowanie Stanów Zjednoczonych w Europie, aby odciągnąć ich siły z Indo-Pacyfiku i móc zadać Tajwanowi śmiertelny cios, do którego od lat się przygotowują.

Wesprzyj nas już teraz!

Amerykański prezydent Donald Trump, chcąc zwiększyć obecność wojskową w tamtym regionie geopolitycznym, chciałby ograniczyć zaangażowanie USA na froncie europejskim. Nie rozumie, że stawką wojny na Ukrainie jest przyszłość całego Zachodu. Jeśli pod względem gospodarczym, politycznym i militarnym Europa jest młodszą siostrą Stanów Zjednoczonych, to pod względem duchowym i kulturowym jest ich matką, gdyż cywilizacja amerykańska wyrasta z europejskiego dziedzictwa intelektualnego, religijnego i moralnego.

Ukraina – dawne królestwo Kijowa – ze względu na swoją historię i wyrażaną dziś wolę polityczną należy do Europy, a nie do moskiewskiej Rosji. Porzucenie jej byłoby aktem moralnego tchórzostwa i politycznej krótkowzroczności.

Trump, próbując doprowadzić do zakończenia wojny na Ukrainie, ryzykuje popełnienie tego samego błędu co Putin: niedocenienie nie tyle charakteru Zełenskiego – aktora, który uczynił ze swojego życia scenę – ile ducha oporu narodu ukraińskiego. To naród, który przetrwał, nie uginając się, Hołodomor – zagładę głodem (1932–1933) zadaną z woli Stalina, w wyniku której zginęło około 4 milionów ludzi – oraz który w latach 1941–1960 stworzył najbardziej zacięty ruch zbrojnego oporu antyradzieckiego w Europie Wschodniej. Trudno będzie zawrzeć porozumienie, które narzuci temu narodowi warunki nie do przyjęcia.

Mamy zatem do czynienia z niemal nierozwiązywalnymi węzłami. Prezydent Trump z pewnością nie zna dzieł napisanych na temat Rosji przez Josepha de Maistre’a (1753–1821) i Juana Donoso Cortésa (1809–1853), a być może również tych autorstwa amerykańskiego historyka Henry’ego Adamsa (1838–1918), który dostrzegał w tym wschodnim kraju zagrożenie, określając go jako ogromną rzeczywistość terytorialną i ludzką, trudną do zrozumienia lub ujarzmienia – siłę natury raczej niż naród w zachodnim znaczeniu tego słowa (The Education of Henry Adams. An Autobiography, Modern Library, New York 1996, s. 438–439).

Nie jest jasne, w jakim stopniu głównym celem Trumpa jest powiększenie potęgi Ameryki, a w jakim – własnego „ja”, poprzez zdobycie nagrody, dziś już zdyskredytowanej, lecz wciąż, jak się zdaje, mającej dla niego wielkie znaczenie – Pokojowej Nagrody Nobla. Trzeba jednak przyznać, że amerykański prezydent otoczony jest zespołem współpracowników gotowych korygować jego błędy w ocenie sytuacji, podczas gdy prezydent Rosji, jak wszyscy dyktatorzy, jest dramatycznie osamotniony w swoich decyzjach, ponieważ nikt nie ośmiela się mu sprzeciwić. Trump patrzy na laury, które może zdobyć po zakończeniu swojej prezydentury, natomiast Putin wie, że jest skazany na rządzenie aż do śmierci, jeśli chce uniknąć zabicia po zakończeniu rządów. Także z tego powodu rosyjskiego przywódcę zdaje się trawić jakby samobójczy pęd.

Putin kazał mordować swoich przeciwników – w kraju i poza jego granicami – i doprowadził do rzezi setek tysięcy swoich rodaków w jednej z najbardziej nieudanych kampanii wojskowych w historii Rosji. Letnia ofensywa rosyjska dobiega końca i – jak zauważa Marta Serafini na łamach „Corriere della Sera” z 20 października – rosyjski car nie osiągnął ani jednego z zapowiadanych celów. Pokrowsk, zagrożony od ponad roku, nie upadł, a armia rosyjska nie zdołała przejąć kontroli nad żadnym z obwodów, do których Putin rości sobie prawa: donieckim, ługańskim, zaporoskim, chersońskim. Rosyjski dyktator wie, że nie może wygrać, a mimo to jest gotów na wszystko, byle nie przegrać. Trudno przewidzieć jego przyszłe posunięcia – tak samo jak posunięcia Trumpa, który lubi improwizację i zaskakujące zwroty akcji.

Problem polega na tym, że niegdyś stosunki międzynarodowe przypominały skomplikowaną partię szachów rozgrywaną między doświadczonymi graczami, którzy w tę grę angażowali wszystkie swoje zdolności intelektualne. Dziś natomiast sceną światową rządzi plątanina namiętności, stanowiąca główną przyczynę międzynarodowej niestabilności. Robert Kaplan mówi o „szekspirowskim upadku”, odnosząc się do wewnętrznych demonów, które popychają przywódców politycznych ku pewnemu poziomowi szaleństwa (Il secolo fragile. Caos e potere nel mondo in crisi permanente, Marsilio, Wenecja 2025, s. 100). Współczesnym ludziom władzy brakuje zrozumienia tragiczności losu oraz wielkości ducha, które cechowały bohaterów Szekspira, nawet kiedy upadali.

Elżbietański teatr został ponadto zastąpiony światem cyfrowym, w którym każdy – przywódca, influencer czy zwykły obserwator – odgrywa swoją rolę przed niewidzialną publicznością, podczas gdy media społecznościowe zachęcają i zwielokrotniają ekspansyjną siłę nieuporządkowanych emocji. Jak w dramatach Szekspira, emocje dominują nad rozumem, lecz wewnętrzne demony Makbeta i Otella objawiają się dziś w postaci społecznego uzależnienia od algorytmów. Gniew, zemsta, nienawiść i uraza stały się dominującymi impulsami niestabilnej psychologii zbiorowej, która karmi się w świecie wirtualnym, przed globalną publicznością.

W tym właśnie kontekście nabiera kształtu wewnętrzny upadek cywilizacji, która – podobnie jak bohaterowie Szekspira – jest pożerana przez własne demony. Z tą różnicą, że dziś szaleństwo nie zamyka się w milczeniu pałacowych komnat, lecz ukazuje samo siebie na ekranie, niczym globalna tragedia transmitowana na żywo. Psychologia jednostek i mas wymyka się tym, którzy próbują odtworzyć bieg dziejów według z góry przyjętych schematów ideologicznych, ponieważ epoką współczesną nie rządzą już idee, lecz zbiorowe nastroje i niekontrolowane namiętności. W świecie silnych emocji – realnych i wirtualnych – wszystkie ideologie ulegają rozkładowi.

Przetrwała jednak niszczycielska siła komunizmu, który prezydent Chin Xi Jinping odradza w Pekinie, a Władimir Putin przekłada na praktykę władzy w Moskwie. Spełnia się przepowiednia fatimska, a Kościół katolicki, apostolski, rzymski – ze swymi nieomylnymi prawdami wiary i moralności – pozostaje ostatnim stałym punktem w chaosie współczesności. Gdy wszystko zostaje wchłonięte przez wir teraźniejszości, a czas staje się nurtem zdarzeń pozbawionym kierunku, w którym wszystko jest możliwe i wszystko nieprzewidywalne, refleksja historyczna i teologiczna staje się koniecznością. Interwencja Boga jest w każdej chwili możliwa, a jeden akt wierności lub zdrady człowieka może odmienić bieg wydarzeń.

W V wieku rzymski generał Bonifacy, comes Africae, namiestnik rzymskiej Afryki (ok. 422–432 r. n.e.), zdradził swoją wiarę i Imperium, wchodząc w porozumienie z najeźdźcami – Wandalami (Prosper z Akwitanii, Chronicon, rok 429). Święty Augustyn, który wzywał go do walki, zmarł podczas oblężenia miasta Hippony, rozważając sens upadku Cesarstwa Rzymskiego, które chyliło się ku ruinie nie tylko z powodu siły barbarzyńców, lecz także z powodu zdrady własnych obrońców.

A jednak na gruzach tego Imperium miała się narodzić chrześcijańska cywilizacja średniowiecza. Teologia dziejów świętego Augustyna, świadka schyłku Imperium Rzymskiego, pozostaje jedyną, która potrafi otworzyć serce na nadzieję. Któż, jeśli nie Leon XIV, mógłby dziś przywrócić jej wiecznotrwałe znaczenie?

Roberto de Mattei

Corrispondenza Romana

Pach

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(32)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie