Nowy szef polskiej dyplomacji, profesor Zbigniew Rau, który w płatnej ulotce wyborczej przedstawił radykalne postulaty lewicowych ugrupowań promujących „cywilizację śmierci”, spotkał się z krytyką i ośmieszaniem. Wykładowca prawa i polityk PiS przekroczył bowiem pewne granice: śmiał powiedzieć głośno o barbarzyńskich pomysłach dzisiejszych ulepszaczy człowieka i społeczeństwa.
Promocja współczesnej wersji kanibalizmu nie jest nowością. Środowiska akademickie od dawna pracują nad koncepcjami, które pomogą przezwyciężyć naturalny opór społeczeństwa wobec „innowacyjnych technologii”.
Wesprzyj nas już teraz!
Zbigniew Rau w ulotce wyborczej z 2019 roku przestrzegał przed „ideologią LGBT” i „cywilizacją śmierci”. Przywołał zjawiska, które przecież mają miejsce, takie jak: legalizacja pseudomałżeństw homoseksualnych, eutanazji, tzw. późnej aborcji czy postulaty legalizacji zoofilii, pedofilii, a nawet kanibalizmu. Wskazał m.in., że „dla zachodnich rzeczników nowoczesności nie ma żadnych świętości, a ich barbarzyńskie działania wiodą wprost do iście piekielnej cywilizacji śmierci, przed którą próbował nas ostrzegać św. Jan Paweł II”.
Jak to w ulotce wyborczej, ówczesny kandydat na parlamentarzystę przekonywał, by głosować na PiS, bo miałaby to być „ostatnia bariera chroniąca nas przed chaosem, który chce nam zafundować lewica”. Zobowiązał się ponadto do przygotowania projektu ustawy mającej przeciwdziałać seksualizacji dzieci.
Wypowiedzi te i im podobne, zwłaszcza dotyczące postulatów legalizacji kanibalizmu, wzbudziły powszechną krytykę środowiska lewicowego, twierdzącego, że ktoś taki jak Rau nie może reprezentować Polski w stosunkach dyplomatycznych. Dopytywano, jak się wytłumaczy z „kontrowersyjnych poglądów”?
Trzeba tu postawić pytanie, skąd pretensje do kogoś, kto jedynie przedstawił i skrytykował radykalne postulaty postępowych naukowców? Profesor przecież odniósł się do eksperymentów prowadzonych przez innych uczonych, do zagrożenia barbaryzacją życia wskutek promocji niektórych innowacji biotechnologicznych związanych m.in. z produkcją in vitro ludzkiego mięsa.
Mięso z probówki
Prof. Richard Dawkins w tweecie sprzed ponad dwóch lat pytał, czy mięso hodowane w laboratorium zniesie tabu przeciwko kanibalizmowi. Słynny biolog ewolucyjny zamieścił link do artykułu o możliwej komercjalizacji mięsa wyhodowanego w laboratorium, co miało nastąpić do końca 2018 roku. „Długo nie mogłem się tego doczekać ” – napisał. „A co, jeśli hodowalibyśmy ludzkie mięso? Czy możemy przezwyciężyć nasze tabu przeciwko kanibalizmowi?” – dociekał.
Mięso wyhodowane w laboratorium, jego zdaniem, byłoby „interesującym przypadkiem testowym, zderzającym konsekwencjalizm moralny z absolutyzmem reakcji fuj”. Innymi słowy, ludzkie mięso wyhodowane w laboratorium mogłoby rzekomo być etyczne w tym sensie, że nikt nie doświadczałby złych konsekwencji: nie ma zabijania człowieka ani profanacji zwłok.
Pytanie brytyjskiego biologa, darwinisty i ateisty nie było nowe. Portal Livescience.com wskazuje na wyniki badań sugerujących, iż skłonienie ludzi do jedzenia mięsa wyhodowanego w laboratorium może być wyzwaniem i że rynek powstałego w ten sposób syntetycznego mięsa ludzkiego byłby prawdopodobnie znikomy. Prof. Owen Schafer z Centrum Etyki Biomedycznej Uniwersytetu w Singapurze prognozuje, że spożywanie go „będzie niezwykle rzadkie”.
Sama jednak idea promocji nowych technologii biomedycznych (upowszechnienie edycji genów i procedury in vitro) w celu sztucznej produkcji mięsa nie jest czymś odosobnionym. Eksperymenty z tzw. mięsem laboratoryjnym, zwanym także mięsem in vitro (IVM) lub „czystym mięsem” trwają co najmniej od kilkudziesięciu lat.
W 2013 r. holenderski medyk Mark Post, profesor Uniwersytetu w Maastricht, zajmujący się badaniami nad komórkową hodowlą mięsa od co najmniej 2005 roku, częstował grupę dziennikarzy, polityków i przedsiębiorców biorących udział w konferencji prasowej w Londynie „laboratoryjnym hamburgerem”. Badania (notabene efekt trzyletniego innego projektu sfinansowanego przez Sergey’a Brinna, jednego z twórców Google), zaowocowały powołaniem do życia startupu MosaMeat, który w 2021 r. miałby wypuścić na rynek mięso laboratoryjne znacznie tańsze niż tradycyjny hamburger.
Badanie potencjalnych odbiorców takiego produktu w Stanach Zjednoczonych, opublikowane w 2018 roku na łamach czasopisma „PLOS ONE” wykazało, iż dwie trzecie ludzi byłoby skłonnych spróbować tej nowości, ale tylko jedna trzecia mogłaby by ją spożywać regularnie.
Z ankiety dowiadujemy się, że co najmniej kilka osób chciałoby skosztować syntetycznego ludzkiego mięsa. Wskazano przy tym na artystów performatywnych i gwiazdy, które mogłyby chcieć zarobić na sprzedaży swoich komórek.
Filozofowie „dowodzą” etyczności kanibalizmu
Portal Livescience.com pytał: „czy powinniśmy się temu sprzeciwić? Dlaczego mielibyśmy zabronić syntezy ludzkich komórek w coś nadającego się do konsumpcji?”. Portal przywołał artykuł opublikowany w 2014 roku w „Journal of Applied Philosophy”.
Owen Schaefer i Julian Savulescu próbowali tam uzasadniać rzekomą etyczność jedzenia mięsa wyhodowanego w laboratorium, w tym także z komórek ludzkich.
Dywagując nad sprzeciwem wobec tego typu praktyki, która może być postrzegana jako „otwarcie drzwi do kanibalizmu na świecie”, przypomnieli, że w 2005 roku naukowcy naszkicowali różne ścieżki wytwarzania mięsa in vitro. Pół dekady później wielu badaczom udało się wykonać kluczowy pierwszy krok: syntezę tkanki mięśniowej i innych składników zwierzęcych.
I chociaż na razie koszty produkcji oraz możliwość wprowadzenia mięsa in vitro na szeroką skalę to kwestia odległej przyszłości, to jednak ich zdaniem nie ma „żadnych przekonujących argumentów filozoficznych, aby uznać tego typu mięso za nieetyczne”.
Nawiązując do konsekwencjalizmu dodali, że „nawet spożywanie mięsa in vitro wyhodowanego na bazie ludzkich komórek i krwi nie będzie bezpośrednim kanibalizmem”, ponieważ „nikt nie musi umierać i nikt nie zostaje zbezczeszczony”.
Napisali: „zdolność do syntezy mięsa może nie tylko zmienić sposób jego produkcji, ale także rozszerzyć asortyment. Mógłby on obejmować gatunki zagrożone wyginięciem, zwierzęta trudne do udomowienia, zwierzęta wymierające i, co może najbardziej niepokojące, ludzi. Kanibalizm jest rzeczywiście niemal uniwersalnym tabu we współczesnym społeczeństwie, a IVM wzbudza widmo nowego, łatwego do wytworzenia ludzkiego mięsa do spożycia przez niewielką mniejszość, która może chcieć zaangażować się w kanibalizm lub eksperymentować z nim. Chociaż jest mało prawdopodobne aby kanibalizm stał się powszechnym szaleństwem, znajdą się przynajmniej niektórzy ludzie o dziwnych upodobaniach, niezwykłych normach kulturowych lub może po prostu chcący z ciekawości poznać smak ludzkiego mięsa; ludzie, którzy mogą być zainteresowani opracowaniem i spożywaniem ludzkiego mięsa in vitro”.
Dalej autorzy pisali, że: „ze względów moralnych moglibyśmy wprowadzić surowe ograniczenia dotyczące syntezy ludzkiego mięsa do celów konsumpcyjnych (…). Jest to jednak zbyt pochopne. Powinniśmy najpierw zapytać, co jest takiego złego w kanibalizmie sztucznie stworzonych ludzkich komórek i tkanek, że należałoby tego zakazać?” – pytali.
Uczeni argumentowali, iż „większość aktualnych przypadków kanibalizmu budzi moralny sprzeciw, ponieważ oprócz spożywania ludzkiego mięsa, wiążą się one z dwoma cechami: zabijaniem istot ludzkich i profanacją zwłok”. Podkreślali, że „w tym sensie kulturowe tabu przeciwko kanibalizmowi jest generalnie uzasadnione innymi względami niż odrażający akt”.
„Ale IVM, co ważne – czytamy – nie obejmuje żadnego z tych czynników. Żaden człowiek nie zostałby zabity w procesie produkcji ludzkiego mięsa z in vitro ani żadne zwłoki nie zostałyby zbezczeszczone. Czy zatem kanibalizm jest zły?” – prowokowali.
Autorzy rozpatrywali także przypadek kanibalizmu „za zgodą”. Podają przykład głośnej sprawy niemieckiego informatyka Armina Meiwesa, który w marcu 2001 roku zamordował i częściowo zjadł poznanego przez internet mężczyznę, Bernda Jürgena Armando Brandesa. Ofiara miała wcześniej zgodzić się na ten proceder.
„Być może sami nigdy nie chcielibyśmy uczestniczyć w takim kanibalizmie, ale wstręt do czegoś nie jest powodem, aby uważać to za niemoralne, tak jak wstręt do bakłażana nie jest powodem, aby uważać jego spożycie za niemoralne. Co ciekawe, w literaturze niewiele uwagi poświęca się temu, czy w kanibalizmie jest jeszcze coś złego poza zabijaniem i profanacją. Być może dlatego, że obecnie rzadko ma to praktyczne znaczenie” – napisali Schaefer i Savulescu.
Podsumowując swoje intelektualne dywagacje uczeni stwierdzili, że „alternatywnie może się zdarzyć, iż początkowa produkcja mięsa z in vitro wymagałaby od ludzkiego „dawcy” dostarczenia próbek genetycznych lub tkanek, które posłużyłyby jako model dla przyszłych produktów. Jednak oznacza to po prostu, że dawca musi wyrazić odpowiednią, świadomą zgodę. Po jej uzyskaniu nie byłoby powodu do obaw, iż dawca jest traktowany bez szacunku”.
Żeby wyprodukować pierwszego „laboratoryjnego hamburgera”, trzeba było uśmiercić setki płodów cielęcych.
Romuald Zabielski i Joanna Zarzyńska z Katedry Chorób Dużych Zwierząt oraz Katedry Higieny Żywności i Ochrony Zdrowia Publicznego warszawskiego Instytutu Medycyny Weterynaryjnej SGGW w artykule poglądowym zatytułowanym: „Wyzwania związane z produkcją sztucznego mięsa” zauważają, że po prezentacji hamburgera przez Posta w 2013 r. „badania nad sztucznym mięsem dosłownie ruszyły z kopyta. Powstało też wiele publikacji naukowych pisanych przez zwolenników, jak i przeciwników jego produkcji. Sama idea jest bardzo atrakcyjna w kontekście etycznym – dążenie do ograniczenia utrzymywania i zabijania zwierząt dla wyżywienia rosnącej liczby ludności na świecie. Pierwszym głównym powodem rozwoju badań były jednak które zrodzone na początku nowego millenium obawy o środowisko. Były one związane głównie z wyczerpywaniem się możliwości zwiększenia produkcji zwierzęcej (…) oraz zanieczyszczeniem środowiska, produkcją gazów cieplarnianych (…), a także utratą bioróżnorodności ziemi użytkowanej rolniczo”.
Polscy autorzy zdradzili szereg szczegółów dotyczących technicznej strony produkcji mięsa in vitro. Przypomnieli, że komórki macierzyste uzyskuje się od zwierząt w rzeźni lub poprzez biopsję, ale w organizmie zwierzęcym jest ich stosunkowo niewiele, a ponadto „mają one zaprogramowaną, ograniczoną liczbę podziałów, więc w produkcji wielkoskalowej trzeba byłoby sukcesywnie uzyskiwać je od zwierząt dawców”.
Naukowcy wyjaśnili, że zważywszy na „niewielką liczbę komórek macierzystych w tkankach oraz ich ograniczoną liczbę podziałów, próbka pobrana za pomocą biopsji cienkoigłowej to o wiele za mało dla masowej produkcji sztucznego mięsa. Rozwiązaniem może być albo unieśmiertelnianie komórek poprzez modyfikacje genetyczne, albo pobieranie większych ilości tkanek. W tym wypadku chyba bardziej humanitarnym i racjonalnym rozwiązaniem byłoby uśmiercanie zwierząt niż wycinanie rozległych partii tkanek i zachowanie tak okaleczonych osobników przy życiu” – wskazywali.
Po pobraniu komórek wyzwaniem jest ich utrzymanie przy życiu oraz stymulacja do podziałów i różnicowania w kierunku miocytów in vitro. To wymaga skomplikowanego oprzyrządowania oraz dwa i pół razy więcej prądu niż w chowie drobiu i bydła mlecznego, większych nakładów najwyższej czystości chemicznej i mikrobiologicznej wody oraz substancji odżywczych.
Co jednak najbardziej niepokojące, „hodowla miocytów wymaga także zastosowania kilkuprocentowego dodatku surowicy płodowej (najczęściej płodów cieląt). Na wytworzenie sztucznego mięsa na pierwszego hamburgera zużyto około 50 litrów surowicy, co według szacunków wymaga zebrania krwi od 91 do 333 płodów bydlęcych!”.
I dalej: „Dotąd nie udało się znaleźć równie skutecznego stymulatora jak surowice płodów, ale uzyskanie takiej surowicy wiąże się z zabijaniem płodów. Udało się stworzyć podłoża niezawierające surowicy oraz innych składników pochodzenia zwierzęcego. Nie są one jednak odpowiednie do wszystkich typów komórek i – jak już wspomniano – są mniej efektywne w odniesieniu do pobudzania wzrostu i przeżywalności komórek”.
Kolejnym wyzwaniem jest znalezienie bezpiecznych biomateriałów, które pozwolą komórkom uorganizować się w konfigurację tkankową, a także konieczność stosowania antybiotyków w hodowlach komórkowych w celu zahamowania wzrostu drobnoustrojów.
Nad upowszechnieniem produkcji mięsa z probówki pracuje Parlament Europejski. Ciekawe są wyliczenia nie tylko dotyczące opłacalności produkcji, ale także możliwości komercjalizacji pomysłu. Sugerują one, że jest to raczej marzenie i „fanaberia”, która przegrywa niemal pod każdym względem z tradycyjną metodą hodowli zwierząt na mięso.
Churchill i historia mięsa z probówki
Zatwierdzona przez Amerykańską Agencję ds. Żywności i Leków w 1995 r. produkcja mięsa in vitro może wydawać się nowym pomysłem; jednak sama idea sięga 1912 roku, kiedy Alexis Carrel utrzymywał serię żywych hodowli embrionalnych tkanek serca kurcząt, które dzieliły się przez 34 lata.
W 1931 roku Winston Churchill wyobraził sobie przyszłość produkcji mięsa in vitro w swoim eseju „Fifty years hence” opublikowanym w „Strand Magazine”. W 1999 roku Willem Frederik Van Eelen, lekarz i psycholog, który od ponad 50 lat prowadził badania nad możliwością produkcji mięsa z probówki, uzyskał pierwszy patent na przemysłową produkcję mięsa hodowlanego, przeznaczonego do spożycia przez ludzi lub zwierzęta. Benjaminson, Gilchriest i Lorenz sprawdzili wykonalność pomysłu, hodując mięso in vitro dla kosmonautów.
W 2005 roku „Journal of Tissue Engineering” opublikował artykuł „In vitro cultured meat production”, który wywołał duże zainteresowanie naukowe i społeczne. W tym samym roku holenderscy naukowcy otrzymali od rządu grant na badania w wysokości 2 mln euro. W 2007 r. utworzono międzynarodowy sojusz uczonych, które pod pretekstem troski o środowisko, powołali konsorcjum mięsne in vitro, mające zając się produkcją mięsa na skalę przemysłową. W 2008 roku radykalna organizacja People for the Ethical Treatment of Animals (PETA) wyznaczyła nagrodę w wysokości 1 miliona dolarów na pierwszy komercyjnie opłacalny projekt produkcji mięsa kurcząt in vitro, a także ufundowała stypendia na badania w tej dziedzinie. W tym samym roku Norweski Instytut Badań nad Żywnością zorganizował pierwsze międzynarodowe sympozjum na temat mięsa in vitro. W 2011 r. warsztat eksploracyjny zorganizowany przez Europejską Fundację Nauki w Szwecji ocenił możliwości, niedociągnięcia i potencjał tej dziedziny. Ukuł też termin „mięso hodowlane”, aby zastąpić źle kojarzące się określenie „mięso in vitro”.
Od tego czasu kilka start-upów takich jak: Memphis Meats, Modern Meadow, New Harvest, MosaMeat, JUST, Aleph Farms i Meatable rozszerzyło projekty badawcze. Żaden nie wymyślił jeszcze modelu produkcji mięsa in vitro na dużą skalę.
Mark Post w 2017 r. mówił, że „będziemy stopniowo przechodzić w kierunku produkcji mięsa wolnego od zwierząt, ale jak dotąd nie jest to możliwe przy obecnym stanie technologii”. Gdyby faktycznie chciano całkowicie zrezygnować z poboru komórek od zwierząt, pozostaje pobieranie komórek od ludzi?
Oron Catts, współzałożyciel SymbioticA, badacz i artysta, który „pracuje z półżywą tkanką jako materiałem”, nie widzi nic złego w zjadaniu ludzkiego mięsa.
Zauważył, że w 1991 Van Valen i Maiorana zaproponowali, aby pierwszą ludzką linię komórkową, słynne obecnie komórki HeLa, uznać za nowy gatunek drobnoustrojów. W artykule opublikowanym na łamach „Journal of Evolutionary Theory” stwierdzili: „Gatunki powstały na różne sposoby. Komórki HeLa to najlepiej znane hodowane komórki pochodzenia ludzkiego. Proponujemy tutaj, z całą powagą, aby stały się one odrębnym gatunkiem ograniczonym do określonego środowiska”.
Zgodnie z tą logiką – argumentował Catts – „możemy wywnioskować, że jedzenie mięsa in vitro nie powinno być uważane za kanibalizm, o ile wyhodowane komórki zostałyby w taki czy inny sposób zmienione, tak aby stały się nowym gatunkiem drobnoustrojów”. Oznacza to, że „komórki musiałyby przejść przez X cykli wzrostu komórek, zanim zostaną przekształcone w mięso” – mówił.
Dodał także, iż „skoro biologia staje się technologią, a istoty stają się surowcem (…) kwestie etyczne mogą być postrzegane jako przeszkoda na drodze do innowacji”.
Prowadzący studia islamskie dr Abdulaziz Sachedina z George Mason University argumentował nawet, że mięso hodowane w laboratorium opiera się na hodowli „nieczujących kawałków mięsa, a nie na zabijaniu czujących istot”. Mięso wyhodowane w laboratorium, które przypomina składem chemicznym ciało ludzkie, a nie pochodzi od prawdziwej osoby ludzkiej, nie spełnia kryteriów uznania za pochodzące od „istoty ludzkiej” – puentował swoje wywody.
Bill Schutt, profesor biologii i autor książki: „Cannibalism: A Perfectly Natural History” wspomina fakt, na który zwrócił mu uwagę jeden z niemieckich profesorów. Otóż Zygmunt Freud mówił o dotyczącym kanibalizmu społecznym tabu jako zjawisku funkcjonującym w celu stłumienia naszego rzekomego, wrodzonego pragnienia zjadania samych siebie, co miałoby być ostatecznym doświadczeniem seksualnym.
Nando Parrado, autor, przedsiębiorca ocalały z katastrofy lotniczej w Andach (rok 1972), po której wraz z piętnastoma innymi osobami zjadał ciała ofiar, by przeżyć 72 dni wysoko w górach, uważa, że ludzi trzeba uczyć, iż słowo „kanibalizm” jest często błędnie używane. „To, co zrobiliśmy, to antropofagia” – tłumaczył.
W książce „Globalization and Misuses of Biotechnologies: Back to Cannibalism” Jean-Daniel Rainhorn przypomina międzynarodowe sympozjum, jakie odbyło się w 2014 r. w Genewie z udziałem naukowców zajmujących się zarówno medycyną, jak i naukami społecznymi. Poświęcone ono było niektórym nadużyciom biotechnologii, umożliwiających dostarczanie konsumentom „produktów medycznych pochodzenia ludzkiego” i traktowania ludzkiego ciała jako „rezerwuaru zasobów naturalnych”.
„Postęp w biomedycynie doprowadził do powstania nowych, szczególnie lukratywnych gałęzi przemysłu (…), a ich szybki rozwój przyczynił się do poważnych zmian w zachowaniu, które czasami podważają pewne dobrze ugruntowane wartości, do tej pory uważane za uniwersalne. Rzeczywiście, dzisiaj, w zglobalizowanym środowisku neoliberalnym istnieje popyt na ludzkie ciało. (…) Skutkuje to nowym spojrzeniem na integralność ludzkiego ciała, które nie jest już świętą uniwersalną wartością” – ubolewał.
O przesuwaniu granic i „degustacji” ludzkiego mięsa w celu ratowania planety
Rok temu profesor Magnus Söderlund zasugerował, że konieczne może być zwrócenie się ku kanibalizmowi i zjadanie ludzkiego mięsa, aby uratować planetę przed zmianami klimatycznymi.
Słowa te padły podczas dwudniowego sympozjum na temat żywnościowej przyszłości – Gastro Summit w Sztokholmie. Wydarzenie odbyło się 3 i 4 września. Reklamowano je jako „nowy szczyt gastronomiczny z naciskiem na zrównoważony rozwój, innowacje i zdrowie”. To „dynamiczna platforma do prezentacji i dyskusji na temat trendów, ruchów i zmian społecznych, które wpłyną na branżę HoReCa” – można było przeczytać na stronie organizatora.
W przemówieniu zatytułowanym: „Czy możesz sobie wyobrazić jedzenie ludzkiego ciała?”, behawiorysta i specjalista od marketingu z „Handelshögskolan” opowiadał się za przełamaniem pradawnych tabu przeciwko bezczeszczeniu zwłok człowieka, a także optował za zjadaniem ludzkiego mięsa.
Söderlund oskarżył „konserwatystów”, iż nie chcą ratować planety. Tłumaczył, że przekonanie ludzi do kanibalizmu będzie wymagało czasu, ale już można ten „pomysł” stopniowo „sprzedawać”, poczynając od zachęcania do „degustacji” ludzkiego mięsa.
Szwedzki uczony pytał: „czy jesteśmy ludźmi zbyt samolubnymi, aby żyć w sposób zrównoważony?”. Konferencja Gastro Summit była reklamowana jako miejsce, w którym padają pytania: „czy kanibalizm jest sposobem na zrównoważony rozwój żywności w przyszłości?”; „czy pokolenie Z ma odpowiedzi na nasze wyzwania żywieniowe?”; „czy można skłonić konsumentów do podjęcia właściwych decyzji?”. Podczas Gastro Summit otrzymasz odpowiedzi na te pytania, a także zapoznasz się z najnowszymi odkryciami naukowymi i poznasz wiodących ekspertów” – zachęcali organizatorzy.
W swoim wystąpieniu Söderlund pytał publiczność, ile osób byłoby otwartych na „pomysł” zjadania ludzkiego mięsa. Ocenił później, że 8 procent. Sam przyznał, iż jest gotów go skosztować.
Profesor Magnus Söderlund kieruje Centrum Marketingu w Stockholm School of Economics. Swoją szokującą propozycję przedstawił nie tylko podczas szczytu w Sztokholmie, ale także w szwedzkiej telewizji TV4, argumentując, że jedzenie ludzkiego mięsa może być „zrównoważoną alternatywą dla mięsa lub nabiału”. Tłumaczył, że ma na myśli ciała ludzi już nieżyjących i nie opowiada się za wzajemnym zabijaniem. W rozmowie ze szwedzką prezenterką zaznaczył, że ludzi można oszukać by podjęli właściwą decyzję, otwierając się na „degustację”.
To tylko niektóre z coraz śmielej dyskutowanych propozycji, które padają podczas różnych sympozjów. Dlaczego więc pokazanie zawczasu szerszej publiczności, o czym rozmawiają renomowani naukowcy jest czymś niedopuszczalnym, dyskwalifikującym?
Wspomniany na wstępie profesor Rau słusznie zauważył postępującą barbaryzację życia i zwrot ku pogaństwu tyle, że przy wykorzystaniu współczesnych, bardzo wyrafinowanych narzędzi i technologii. Obecnie nazywa się to „innowacyjnością”.
Agnieszka Stelmach