Pseudonaukowcy propagują aborcję przedstawiając, w fachowym piśmie medycznym, dyskusyjne wyniki badań, w których stwierdzili, że poród jest 14 razy bardziej niebezpieczny dla kobiet niż aborcja. Tezy naukowców obaliła prof. Proscilla Coleman z uniwersytetu stanowego w Ohio.
W tym miesiącu, na łamach fachowego periodyku medycznego „American Journal of Obsterics and Gynecology” ukazał się artykuł dwójki naukowców: dr. Elizabeth Raymond i Roberta Grimes’a, którzy starali się wykazać, iż „ryzyko zgonu związanego z porodem jest około 14 razy większe niż w przypadku aborcji”. Zdaniem Coleman badania wspomnianych naukowców zawierają „niebezpieczne wypaczenia” i celowo wprowadzają w błąd.
Wesprzyj nas już teraz!
Grimes i Raymond przedstawili raport na temat bezpieczeństwa aborcji i porodu w Stanach Zjednoczonych, starając się udowodnić, że poród wywołuje więcej problemów zdrowotnych niż aborcja, jeśli chodzi o 10 typów poszczególnych powikłań, które poddano analizie.
Co więcej, uczeni stwierdzili, że niebezpieczeństwo związane z porodem wzrasta z biegiem lat. W latach 70., po zalegalizowaniu aborcji w USA, poród był siedem razy bardziej niebezpieczny niż aborcja. Aborcja rzekomo jest coraz bezpieczniejsza. Uczeni stwierdzili, że ryzyko związane z pojawieniem się powikłań okołoporodowych wynika m.in. z zachodzenia w ciążę w późnym wieku, a także z powodu upowszechnienia się interwencji chirurgicznych, tj. np. cesarskiego cięcia.
Coleman, która zarzuca nierzetelność badaniom Raymond-Grimes’a podkreśla, że opierają się one jedynie na danych statystycznych centrów zapobiegania chorobom (CDC). One z kolei czerpią informacje ze sprawozdań władz stanowych, które opierają się na raportach z placówek aborcyjnych. Te ostatnie, zgodnie z prawem nie muszą podawać danych o ewentualnych zgonach kobiet, które nastąpiły w wyniku powikłań poaborcyjnych. Wiele stanów w ogóle zrezygnowało z podawania informacji o aborcji.
Raporty centrów zapobiegania chorobom nie zawierają także uwag o samobójstwach wśród kobiet, które dokonały aborcji, ani danych o przypadkach śmierci kobiet w wyniku „fizycznych lub psychicznych zaburzeń,” popełnionych kilka lat po uśmierceniu dziecka poczętego. Co więcej, badania Raymond-Grimes’a nie uwzględniły 13 proc. zabiegów aborcyjnych, które miały miejsce po pierwszym trymestrze, kiedy śmiertelność matek wynosi od 14,7 do 76,6 osób na 100 tys. kobiet, uśmiercających swoje dzieci w okresie od 14.do 21. tygodnia ciąży.
Prace badawcze zignorowały także mnóstwo dowodów na to, że poród chroni kobiety przed rakiem piersi i samobójstwami. Nie uwzględniły one raportów, pokazujących, że osoby, które przeszły aborcję, były o 62 proc. bardziej narażone na śmierć w ciągu ośmiu następnych lat. Fińskie badanie wykazało, że kobiety, które dokonały aborcji, są czterokrotnie bardziej narażone na śmierć w ciągu pierwszego roku od dokonania aborcji niż kobiety, które urodziły dzieci.
Raymond i Grimes nie wykazali się obiektywnością. Już na samym początku artykułu skrytykowali prawo, które zobowiązuje ośrodki aborcyjne do poinformowania kobiet, pragnących uśmiercić swoje dzieci o zagrożeniach, jakie niesie aborcja dla ich zdrowia.
Źródło: NCR, AS.