Amerykański „National Catholic Reporter” znany jest z promowania religijnego progresizmu w każdej możliwej postaci. Ważnym punktem tego programu pozostaje dekonstrukcja katolickiego kapłaństwa. W tym celu gazeta przekonuje: „kapłaństwo” kobiet nie jest radykalnym postulatem!
Dawn Cherie Araujo prezentuje historię Nancy Meyer, która po 31 latach życia zakonnego opuściła zgromadzenie, by dołączyć do ruchu „księżynek”. „Odpowiedzi różnią się w przypadkach poszczególnych kobiet, ale za każdym razem pojawia się nadrzędny motyw: po Drugim Soborze Watykańskim przestały postrzegać życie zakonne jako przystające do ich wizji duchowego spełnienia. W latach 70-tych i 80-tych większość z nich opuściła swoje zgromadzenia, powtarzając, że przed katoliczkami rozpoczął się okres nowych możliwości” – czytamy.
Wesprzyj nas już teraz!
Kolejna bohaterka przedstawiana przez Araujo, Mary Bergan Blanchard – niedawno „wyświęcona” 82-letnia emerytka – od początku wykazywała się właściwą, bo progresywną wrażliwością. „Weźmy pod uwagę fakt, że w latach 70-tych, kiedy federalne prawo zniosło segregację rasową w publicznych szkołach, przez co Boston stał się areną przemocy z powodów rasowych, Blanchard przeprowadziła się tam z Nowego Jorku, by uczyć właśnie w publicznych szkołach” – podkreśla dziennikarka, sugerując przy tym, że zaangażowanie w kapłaństwo kobiet było takim samym moralnym odruchem.
„Jeśli stwierdziłbyś, że to radykalizm, Blanchard by zaprzeczyła. Przeprowadziła się do Bostonu ponieważ była głęboko poruszona problemem rasowym; była nauczycielką i chciała coś zmienić. Zrobić coś praktycznego. Została kapłanką bowiem kobiety są niewystarczająco reprezentowane w świecie religii” – czytamy. Było wzniośle, później jednak robi się śmiesznie. Otóż Dawn Cherie Araujo przyznaje, że Mary Blanchard zdecydowała się na „święcenia” ponieważ… niedawno przeszła na emeryturę i „poszukiwała nowego powołania. Także praktycznego”.
Oczywiście, czytelnik dowiaduje się, że w przypadku zakonnic, które porzuciły życie konsekrowane, decyzja o przyjęciu – symulowanych – święceń nastąpiła po wielu latach i to na skutek zachęt ze strony otoczenia. Nancy Meyer miała po 31 latach opuścić zakon w „porozumieniu” z jej kierownikiem duchowym; dowiadujemy się też, że decyzja podjęta została po serii… snów. Następnie pracowała jako asystentka duszpasterska, „ale czuła, że parafianie potwierdzają jej wezwanie z dzieciństwa do kapłaństwa”. Dziś Meyer prowadzi „domowy kościół”. Blanchard – także była zakonnica, zgromadzenie opuściła w roku 1969 – podpowiada: kobieta myśląca o życiu konsekrowanym tak naprawdę jest „przygotowana do życia i posługi kapłańskiej”.
Dla niektórych spośród dzisiejszych „kapłanek” droga do modernistycznej symulacji kapłaństwa była nieco dłuższa i wiązała się z małżeństwem. Tak wyglądała historia Marii Thornton McClain: w roku 1958 wstąpiła do zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia, a opuściła je w roku 1974. W 1981 roku zawarła związek małżeński, w roku 2012 uczestniczyła w symulacji święceń. Dziś kieruje „małą wspólnotą w Indianapolis”. Niektóre spośród aktywistek ruchu kapłaństwa kobiet twierdzą z kolei, że… zaaprobowanie ich postulatów przez Watykan jest tylko kwestią czasu. Linda Spear wspomina, jak „po Drugim Soborze Watykańskim pewien biskup powtarzał im, żeby w ramach przygotowania do święceń uzupełniły studia teologiczne”.
Następnie feministki – wrażliwe moralnie i społecznie zaangażowane– prezentowane są przez liberalną dziennikarkę jako… ofiary. „Bycie kobietą, która otrzymała święcenia kapłańskie, jest przestępstwem karanym przez Kościół karą ekskomuniki, tak samo karany jest sam udział w święceniach kobiet. W roku 2007 Kongregacja Doktryny Wiary wydała dekret, zgodnie z którym każda kobieta, która usiłuje przyjąć święcenia kapłańskie, a także osoba, która próbuje udzielić jej święceń, podlegają ekskomunice wiążącej mocą samego prawa, zarezerwowanej Stolicy Apostolskiej. O ile większość byłych zakonnic pogodziła się z nałożoną karą (…), to starają się też, by nie wskazywać innych osób. Dotyczy to członków ich dawnych wspólnot zakonnych udzielających wsparcia takim tajnym święceniom, jak i kościołów parafialnych, do których uczęszczają” – czytamy. Informacje o zaciągnięciu kary są ukrywane, a osoby dopuszczające się ciężkiego grzechu, fałszujące obraz sakramentalnego kapłaństwa, przedstawiane są jako ofiary scentralizowanej, kościelnej instytucji.
„Nie wszystkim kobietom-księżom udało się zachować ich relacje z kościołem parafialnym. Martha Sherman, należąca dawniej do zgromadzenia Sióstr Notre Dame, podkreśla, że kiedy w 2010 roku otrzymała święcenia diakonatu, a w 2013 kapłańskie w Stowarzyszeniu Rzymskokatolickich Kobiet Kapłanów, biskup diecezji Sioux Falls wydał list opisujący szczegóły ekskomuniki, odczytywany we wszystkich kościołach Salem (Południowa Dakota), gdzie wraz z żoną (!) prowadzi pole kempingowe”. Araujo ubolewa, że Sherman spotkała się z bardzo chłodnym przyjęciem ze strony innych wierzących, odmówiono udzielania jej Najświętszego Sakramentu. Taka cicha zgoda na „wykluczenie” nie powinna jednak postępowego czytelnika zwodzić, przecież ruch kapłaństwa kobiet „stara się wywołać rewolucję, ale ich rewolucja nie będzie gwałtowną zmianą. Chodzi przecież o rewolucję… postępową.
Następnie NCR podkreśla, że ekskomunikowane feministyczne aktywistki są w gruncie rzeczy „tradycjonalistkami”. Uznają przecież kapłaństwo i hierarchiczny charakter Kościoła katolickiego! Chcą jedynie ten Kościół zmienić od wewnątrz. „Nim jednak kościół (!) ujrzy rzeczy takimi, jakie są – czytamy na globalsistersreport.org – kobiety podkreślają, że mogą spokojnie i wytrwale (tak, jak wspólnoty, które opuściły wiele dekad temu) naciskać na rzecz zmian, bez względu okoliczności”.
Modernistyczną propagandę sponsoruje… Fundacja Conrada N. Hiltona. Wydawca „National Catholic Reporter” otrzymał na to zadanie 2,3 miliona dolarów. W końcu – jak przeczytać można na stronie serwisu – postępowe siostry „zmieniały i dalej zmieniają nasz świat”.
Źródło: globalsistersreport.org
mat