15 kwietnia 2022

Propaganda, rzeczywistość i powrót „zapory republikańskiej”. Francja między Emmanuelem Macronem a Marine Le Pen

(fot. EPA/Mohammed Badra Dostawca: PAP/EPA.)

W temacie relacji z Rosją Emmanuel Macron, podobnie jak Marine Le Pen, kultywuje pewien rodzaj  równowagi: potępienie rosyjskiej inwazji, ale chęć utrzymania kontaktów z Moskwą. Obecny prezydent podczas swojej ostatniej pięcioletniej kadencji często oszczędzał swojego rosyjskiego odpowiednika, przyjmował go w Wersalu, w Fort Brégançon i sam ponad miarę podróżował do Moskwy, nie wspominając już o dziesiątkach telefonów na Kreml. 

Związki Marine Le Pen z Rosją są jednak nawet starsze. Widziała ona w Rosji obrońcę tradycyjnych wartości, patriotyzmu, i podobnie jak cała prawica francuska, uważała Putina nie za starego KGB-istę, ale za niemal „obrońcę wiary i prawosławia”. W 2017 roku Rosja udzieliła na kampanię Le Pen pożyczki. Warto jednak pamiętać, że w okresie „miodowego miesiąca” pomiędzy Putinem i Macronem, nagle rosyjski bank zażądał zwrotu całości z reszty sumy, co wprawiło partią narodową w popłoch i niemal w bankructwo.

Le Pen jest przeciw sankcjom na Rosję, zwłaszcza na węglowodory, ale podaje tu jako motyw chęć obrony Francuzów przed problemami gospodarczymi i rosnącymi cenami. Macron werbalnie jest za sankcjami, ale „stopniowymi”, by także nie osłabić swojej gospodarki. Obydwoje są za pomocą dla uchodźców z Ukrainy i potępiają agresję. Le Pen jest przeciw dostarczaniu broni, Macron przeciw dostarczaniu broni ofensywnej. W praktyce, minister obrony Florence Parly mówi, że Francja dostarczyła Ukrainie sprzęt za ponad 100 mln euro. Jednak i według minister Sił Zbrojnych są to głównie „środki ochrony, sprzęt optoelektroniczny i amunicja”. Była też mowa o dość przestarzałym sprzęcie przeciwpancernym. Jak na możliwości kraju, któy szczyci się swoją techniką militarną to dość słabo. Zwłaszcza kiedy wcześniej sprzedawało się uzbrojenie, raczej nie defensywne, Rosji…
Stosunek kandydatów do NATO też wygląda dość podobnie. I Macron i Le Pen krytykowali Sojusz Atlantycki. Emmanuel Macron mówił o „stanie śmierci mózgowej”, dla Le Pen, Sojusz realizuje polityką amerykańską i „podżegał do wojny”. Chciałaby wzorem de Gaulle’a wyjścia Francji ze zintegrowanego dowództwa wojskowego NATO, ale już po zakońćzeniu wojny na Ukrainie. Dla Emmanuela Macrona priorytetem jest rozwój „europejskiej obrony”, w koordynacji z Sojuszem Atlantyckim, ale z „autonomią strategiczną Unii Europejskiej”, z unijnymi wspólnymi siłami wojskowymi  i wspólnymi projektami przemysłu wojskowego. Dla Marine Le Pen odpowiedzią jest Francja i silna obrona narodowa zachowująca dystans od Moskwy i Waszyngtonu, z kategoryczną odmową odnoszenia do tych kwestii aspektu integracji europejskiej.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Wybory katolików w drugiej turze

Na forach katolickich Francji toczy się dyskusja, na kogo głosować  II turze? Jakie są „czerwone linie” wyznaczone przez naukę Kościoła? Dyskusja sporo mówi też o kondycji samego katolicyzmu we Francji.

W I turze wyborów prezydenckich głosy katolików mocno się podzieliły. W sondażu przeprowadzonym dla La Croix przez IFOP w teorii wśród katolików wygrał Emmanuel Macron. To ten sam trend, co w przypadku ogółu Francuzów. Prezydent zgromadził 29 proc. głosów osób deklarujących się jako katolicy, a Marine Le Pen 27 proc.

14 proc. zagłosowało na skrajnie lewicowego i antysystemowego Jean-Luca Mélenchona, tu już znacznie mniej, niż jego wynik „krajowy” (22 proc.). 10 proc. zebrał prawicowy Eric Zemmour, a 7 proc. centrowa Valérie Pécresse. Jej partia Republikanie była jednak kiedyś głównym beneficjentem głosów katolickich.

Macron wygrywa, ale jednak teraz w sumie 45 proc. katolików zagłosowało na prawicę. W dodatku proporcje te zmieniają się mocno na korzyść kandydatów prawicy przy uwzględnieniu podziału na katolików praktykujących i niepraktykujących. Okazuje się, że stopień praktyk ma wpływ na głosowanie. Osoby niepraktykujące, a deklarujące swój katolicyzm, głosowały w przeważającej większości na Emmanuela Macrona (31 proc.). Jednak i na Marine Le Pen też częściej (29 proc.) głosowali „niepraktykujący”. Inaczej było w przypadku Zemmoura. Inna ciekawostka to fakt, że protestanci (36 proc.) wybierali najczęściej Macrona, a muzułmanie w olbrzymiej przewadze Melenchona (69 proc.), o czym będzie jeszcze poniżej.
Arcybiskup Reims de Moulins-Beaufort przypomniał niedawno katolikom, że w wyborach prezydenckich w 2022 r. „nie wybierają zbawiciela Francji”. W drugiej turze zmierzą się ze sobą dwie zdecydowanie przeciwstawne wizje polityczne, które dla różnych grup katolików wydają się trudne do zaakceptowania. W 2017 roku 62 proc. z nich głosowało na Emmanuela Macrona, podczas gdy 38 proc. wybrało Marine Le Pen. Teraz nie jest już to takie oczywiste.

Emmanuel Macron, który chce włączyć „prawo do aborcji” do karty praw podstawowych Unii Europejskiej i zafundować Francuzom eutanazję, który rozszerzył w kraju czas dozwolonego zabijania dzieci nienarodzonych do 14 tygodni, który wprowadził „in vitro dla wszystkich”, nie jest już kandydatem pierwszego wyboru. Ważny jest tu szczególnie temat eutanazji. Macron popierał jednoznacznie tzw. „prawo do godnej śmierci”, a eutanazja to przecież jedna z „czerwonych linii” nauki Kościoła, który broni wartości życia. Inna sprawa, że Kościół nie specjalnie o tym przypomina, a niektóre środowiska tzw. katolewicy, wolą podkreślać, że to Marine Le Pen, której przypisuje się rasizm i niechęć wobec migrantów, ma być jeszcze dalsza od ducha katolicyzmu. Używa się tu nawet utylitarnie wypowiedzi papieża Franciszka. Niektórzy są więc gotowi oddać w głosowani 24 kwietnia białą kartkę.

Czy Le Pen będzie „autorytarnym” prezydentem?

Oskarżenia o autorytaryzm pojawiają się bardzo często w odniesieniu do Warszawy czy Budapesztu To wygodna zbitka pojęciowa, podobnie jak „populizm”, czy dodawanie do określenia polityk „prawicowy”, przymiotnika „skrajny”. Przez lata udawało się zamykać najpierw Front Narodowy, a później Zjednoczenie, w ciemnej piwnicy „obskurantyzmu” i kwestionować prawo do normalnego funkcjonowania w Republice. Miała to być partia działająca w ramach prawnych państwa, ale „nie-republikańska”. Jednocześnie „republikańscy” byli np. nad Sekwaną zawsze komuniści. Na tej bazie tworzyły się „fronty” i „zapory republikańskie”, które miały łączyć wszystkie partie, od skrajnej lewicy po centroprawicę, do zatrzymywania najpierw Jeana-Marie Le Pen, a później jego córki w wyborach prezydenckich. Dotyczyło to także kandydatów partii narodowej  w okręgach jednomandatowych w wyborach parlamentarnych. Z roku na rok, tworzenie takich „zapór” idzie coraz trudniej. Le Pen została „oddiabolizowana”, a poza tym pękła centroprawica, czyli dawna RPR, później UMP, a obecnie Republikanie. Przynajmniej kilku polityków tej znikającej partii już nie wzdragało się przed oddaniem głosu na Marine Le Pen, czy Zemmoura.

Być może dlatego w kampanii wyborczej przed II turą pojawił się wywołany przez Macrona temat „autorytarnego dryfu” kontrkandydatki. Poszło o incydent z „dziennikarzem”, który pojawił się na jej wiecu ze zdjęciem kandydatki z Putinem (Macron ma tu jeszcze bardziej kompromitujące dziś fotografie z rosysjkim prezydentem). Osoba ta została przez ochronę bezpardonowo wyrzucona z sali. Natychmiast pojawiły się oskarżenia o tłumienie wolności prasy itp. Macron krytykował Le Pen, że ta próbuje określać, kto jest, a kto nie dziennikarzem. Riposta była szybka, bo w pałacu prezydenckim za jego kadencji zniknęło miejsce mediów, a za ochronę Le Pen podczas kampanii odpowiadają akurat służby państwowe, które owego dziennikarza-rozrabiakę wyrzuciły.

Tym razem „przyprawianie gęby” Le Pen idzie trudniej, a skupienie się na tematach merytorycznych – emerytury, francuski wkład do UE, wizja współpracy ekonomicznej z Niemcami (Le Pen nie chce np. współpracy przemyśle zbrojeniowym ze względu na „różne strategie” Paryża i Berlina), wojny na Ukrainie (tutaj różnice wbrew pozorom nie są zbyt duże), współpracy z NATO, czy przede wszystkim walki z inflacją i drożyzną nie wypada dla kandydatki Zjednoczenia Narodowego najgorzej. Ciekawym przykładem są tu np. wiatraki. Le Pen obiecała zastopować ich rozwój, co Macron nazwał „aberracją”. Z tym, że turbin wiatrowych nie chce u siebie oglądać według badania Opinion Way, ponad 60 proc. mieszkańców wsi… Trudno też atakować „autorytaryzm” Le Pen, kiedy przez długie miesiące pandemicznej izolacji społecznej, rządy Macrona wieloaspektowo łamały zasady demokracji. Itd., itp. Z tym, że nie rzeczy niemożliwych.

 

Czujny aparat państwa
Macron ma jednak olbrzymią przewagę w postaci mocno niechętnych Le Pen mediów, ale także aparatu państwa. Krajowe banki nie dają jej partii kredytów na kampanię (teraz dostała je w Budapeszcie), media przytoczą każdą wpadkę Le Pen i ukryją podobne ze strony prezydenta. Gazety np. pisały, że Macron nie podziela opinii Bidena o „ludobójstwie”, ale już jego idiotyczna wypowiedź o tym, że to nie ludobójstwo, bo rzecz dotyczy „bratnich narodów”, wielu tytułom jakoś „umykała”. 

Inna ciekawostka to wydarzenia z Nantes, gdzie tamtejszy rektor państwowej uczelni rozsyła e-maile do wszystkich pracowników i studentów z wezwaniem do „zablokowania skrajnej prawicy”. Taki mail został rozesłany 13 kwietnia przez rektor uniwersytetu Carine Bernault. Pisała w typowym stylu dla euro-mowy o swoim „głębokim przywiązaniu do wartości demokratycznych i republikańskich, do rządów prawa, do poszanowania praw podstawowych i indywidualnych, do uniwersalizmu opartego na poszanowaniu różnic, wolności wypowiedzi i konstrukcji europejskiej”, by na koniec wezwać do „do głosowania za blokowaniem skrajnej prawicy”. Z tym, że prawo stanowi jasno o „neutralności politycznej” uczelni.

Niby drobny epizod, ale sporo mówiący o „elitach” Francji, jej stanie demokracji i swoistej amputacji dyskursu prawicy z przestrzeni publicznej, co mocno odczuł na swojej skórze przed I turą zwłaszcza Eric Zemmour. Teraz rozbudzona przeciw niemu nienawiść, ma zostać skierowana na Le Pen.

 

Czy w 2022 roku prawica ma jeszcze szanse?

Pytanie o obecne wybory i o to, czy będą one znowu pojedynkiem zasady „wszyscy” w ramach „frontu republikańskiego” przeciw „skrajnej prawicy” postawiła w „Le Figaro” także Malika Sorel-Sutter. To absolwentka Politechniki w Algierze i Sciences Po w Paryżu, publicystka, były członek Wysokiej Rady ds. Integracji przy premierze Francji.

Wskazała decydującą o wynikach zmianę w postaci ewolucji demograficznej Francji. Jeszcze w 2011 roku lewicowy think tank Terra Nova opisał „Francję jutra” stojącą wobec prawicy – „strażnika tradycyjnej Francji”. Wskazano tam na ekspansję demograficzną i zmiany tożsamości społecznej. Tylko w 2006 r. przyznano prawie 150 000 naturalizacji, co stanowiło wzrost o 60% w porównaniu z 1995 r. W tym tempie łatwo policzyć ile wynosi nowy elektorat, składający się z naturalizowanych Francuzów, przy czym 80% z nich to muzułmanie, raczej skłonni do głosowania na lewicę.

Dynamika demograficzna jest bardzo korzystna dla lewicy, czego efektem był bardzo dobry wynik Melenchona, sygnatariusza apelu „Stop islamofobii” i zwolennika „kreolizacji” Francji. Chociaż przyciągnął do siebie ludzi rozczarowanych systemem i Macronem jako „prezydentem ludzi bogatych” (hasła bliskie także elektoratowi Le Pen), to biorąc pod uwagę przemiany na korzyść islamu i migrantów będzie im jednak bliżej do nowego „frontu republikańskiego”, który postawi zaporę zwycięstwu Le Pen.

To tylko kilka wybranych aspektów kampanii wyborczej we Francji, która pisze się codziennie. Ważna dla wyniku może okazać się przewidziana na 20 kwietnia debata. W 2017 kandydatka Zjednoczenia Narodowego taką konfrontację przegrała. Sondaże nadal przypisują wygraną w II turze Macronowi, ale warto zauważyć, że są to często wyniki, które mieszczą się w granicach błędu statystycznego. Teoretycznie wszystko jest możliwe.

 

Bogdan Dobosz

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(2)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 151 780 zł cel: 300 000 zł
51%
wybierz kwotę:
Wspieram