Obserwujemy polityków, osobistości życia publicznego, a nawet przedstawicieli Kościoła zamazujących granice pomiędzy złem i dobrem oraz ignorujących fakty na rzecz pobożnożyczeniowych teorii. Licznym odwiedzinom w meczetach i muzułmańskich centrach kulturowych towarzyszy zawsze nastrój podniosłej euforii. W tym samym czasie chrześcijanie na całym świecie są prześladowani i zabijani przez uczniów Mahometa, który – jak głoszą poprawne politycznie teorie – został po prostu opacznie zrozumiany, przez niewielką grupę ekstremistów, niereprezentujących pokojowo nastawionej większości muzułmanów ani samego islamu.
Twierdzenie, że to, co dzieje się na terytorium samozwańczego kalifatu nie ma nic wspólnego z islamem natychmiast zdobyło ogromną popularność w mediach głównego nurtu. Zaczął, jak zwykle, niezawodny piewca islamu Barack Obama, mówiąc: Wyjaśnijmy to sobie jasno, ISIL [Islamskie Państwo Iraku i Lewantu – przyp. aut.] nie mówi w imieniu żadnej religii. Inni natychmiast podjęli tę śpiewkę. W ten sposób od Philipa Hammonda, brytyjskiego ministra obrony, można było usłyszeć, że rzekomy kalifat ISIL nie ma żadnej moralnej zasadności; jest to reżim tortur, kar wymierzanych według uznania oraz mordu sprzecznego z najbardziej podstawowymi wierzeniami islamu. Którymi? Tego brytyjski polityk nie wyjawił. Yvette Cooper z brytyjskiego gabinetu cieni orzekła, że islamiści z ISIL obcinający ludziom głowy, pomiatający kobietami, zabijający muzułmanów, chrześcijan i każdego, kto stanie im na drodze nie są ruchem wyzwolenia, a jedynie perwersyjną, ideologią ucisku, która nie ma żadnego powiązania z islamem. Najwyraźniej minister Cooper zapomniała, co Koran zaleca w sprawie obcinania głów (47:4), równouprawnienia płci (4:34), zabijania muzułmanów (4:89), chrześcijan (oraz wszystkich, którzy wchodzą im w drogę; 9:29).
Wesprzyj nas już teraz!
W sukurs idą także środowiska uniwersyteckie oraz muzułmanie w randze celebrytów. Profesorowie z najlepszych zachodnich uniwersytetów prześcigają się w swoich wysiłkach, by uświadomić kalifowi Baghdadiemu, iż tylko uważa się za pobożnego muzułmanina. Prowadzone są badania mające wykazać, że Mahomet, człowiek, który sam wielokrotnie zabijał własnym mieczem jest o wiele bardziej „umiarkowany” od tych, którzy dzisiaj czynią podobnie powołując się na niego. Cała dyskusja ma zatrzeć różnicę pomiędzy twierdzeniem, że „większość umiarkowanych muzułmanów” nie popiera kalifatu a faktem, iż działania jego bojowników znajdują religijne wytłumaczenie. Zatem pomimo dochodzących z wielu stron gorączkowych zapewnień, że Państwo Islamskie z islamem nie ma nic wspólnego, nikt jakoś nie potrafi uzasadnić takiego stanowiska odnosząc się do nauczania „religii pokoju”. Kto by się jednak przejmował takimi szczegółami… Ze świecą można jednak szukać tu wyjaśnień bazujących na Koranie. Za naczelny argument wystarczyć ma twierdzenie, że skoro nie wszyscy muzułmanie zachowują się jak wojownicy ISIL, to znaczy, że postępowanie dżihadystów jest sprzeczne z islamem. To tak, jakby twierdzić, że rozwody i antykoncepcja są zgodne z nauką katolicką, bo większość katolików je praktykuje.
Obezwładniony Zachód otwiera się na ekstremistów
Dlaczego tak ważne jest przekonanie opinii publicznej, że Państwo Islamskie nie działa zgodnie z Koranem i naukami proroka Mahometa? Powodów jest wiele. Po pierwsze, zdeterminuje to skalę poparcia dla kalifatu pośród muzułmanów na całym świecie. To pokaże, czy możemy spodziewać się prób jego replikacji także w innych zakątkach globu. Po drugie, ta powódź artykułów i zapewnień (zarówno ze strony muzułmanów, jak i osób nie wyznających islamu), że obecne kalifat jest raczej aberracją islamu niż wcieleniem jego idei, ma na celu uspokojenie społeczeństw zachodnich. Przecież od konstatacji, że nawoływania do przemocy wobec niewiernych są zapisane w Koranie niedaleko już do wątpliwości wobec muzułmańskich emigrantów, których liczba przecież ciągle rośnie. Dlatego trzeba robić wszystko, by przekonać ludzi do tego, że muzułmanie mieszkający w Europie nigdy się na podobne „religijne szaleństwa” nie zdobędą.
Bez wątpienia większość ludzi nie ma wystarczającej wiedzy, żeby dojrzeć fałsz i błędy takiego rozumowania. Jednak debata publiczna prowadzona w ten sposób powstrzymuje tak władze, jak i społeczeństwa od jednoznacznego wystąpienia z wezwaniem muzułmanów, szczególnie zamieszkałych w Europie, do skonfrontowania doktryn religijnych na podstawie których działa Państwo Islamskie. W ten sposób zaś zostawia się dla radykalnego islamu uchyloną furtkę, która sprawia, że scenariusz iracki może się powtórzyć także na Zachodzie.
Niestety, część katolickiego duchowieństwa z miejsc nieobjętych konfliktem też przyłącza się do tego korowodu. Biskup Brisbane Mark Coleridge, uznał, że chociaż barbarzyństwo ekstremistów wydaje się apokaliptyczne, to jednak nie ma nic wspólnego z islamem i jest zwyczajnym świętokradztwem. Hierarchowie z Bliskiego Wschodu wypowiadają się jednak w zupełnie innym tonie. Wygnany arcybiskup Mosulu ostrzegł jednoznacznie: – Islam zabrał mi moją diecezję, wy na Zachodzie też staniecie się ofiarami muzułmanów.
– Postarajcie się nas zrozumieć – apelował Amel Shimoun Nona w wywiadzie dla „Corriere della Sera”. – Wasze liberalne i demokratyczne zasady są tutaj nic niewarte. Musicie od nowa rozważyć naszą bliskowschodnią rzeczywistość, ponieważ do swoich krajów zapraszacie coraz większą liczbę muzułmanów. Wy także jesteście w niebezpieczeństwie. Musicie podjąć mocne i odważne decyzje, nawet kosztem zaprzeczenia waszym wartościom. Wydaje wam się, że wszyscy ludzie są równi, ale to nieprawda: islam tak nie naucza. Wasze wartości nie są ich wartościami. Jeżeli tego szybko nie zrozumiecie, sami staniecie się ofiarami wroga, którego zaprosiliście do własnego domu. Swoją wypowiedź zakończył smutnym proroctwem: – Nasze cierpienia są wstępem do waszych cierpień. Europejczycy i chrześcijanie Zachodu w niedalekiej przyszłości także doświadczą tego, co my.
Ucieczka, dżyzja albo miecz
Tysiące chrześcijan zostało zmuszonych do opuszczenia Mosulu (i dorobku całego życia) w lipcu 2014 r. Ich heroizm jest niebywały. World Watch Monitor donosi, że spośród 3,5 tysiąca chrześcijan zamieszkujących to miasto, na pozostanie zdecydowało się jedynie około 25 osób. Od tego czasu dziewięciu przeszło na islam a inni płacą pogłówne wymagane przez Koran (9:29). Islamiści zapowiedzieli chrześcijanom, że w przypadku odmowy płacenia dżyzji „czeka ich tylko miecz”.
W obliczu trwającego ludobójstwa papież Franciszek powiedział, że zbrojne próby powstrzymania islamistów od mordowania mniejszości religijnych w Iraku są zasadne, ale nie powinny być podejmowane przed jedno państwo a przez całą wspólnotę międzynarodową. Na te ostrożne słowa dotyczące możliwej interwencji dżihadyści zareagowali histerycznie twierdząc, że papież wzywa do nowej krucjaty, której celem jest zniszczenie islamu i nawrócenie wszystkich na chrześcijaństwo. Ta histeria jest oczywiście narzędziem rekrutacyjno-propagandowym.
Ojciec Święty stanął wobec dziwnego tworu „o wszelkich znamionach” państwa, tworu, który na całym świecie ma swoich zwolenników, pojmujących islam inaczej niż opisał go sam Franciszek w adhortacji apostolskiej Evangelii Gaudium (253: „prawdziwy islam i poprawna interpretacja Koranu sprzeciwiają się wszelkiej przemocy”). Co można zrobić w takiej sytuacji? Wysłać na teren Iraku oddział specjalny jezuitów, by przekonali kalifa oraz jego wojowników, że prawdziwy islam i poprawne odczytanie Koranu sprzeciwiają się przemocy? Czy może łatwiejsze będzie przyznanie się do błędu i uznanie, że jeżeli chodzi o zdolności profetyczne, to przejawił je raczej Benedykt XVI, szczególnie jeśli powrócimy do wykładu, jaki ten wygłosił w 2006 roku w Ratyzbonie. Jedynym błędem jaki wtedy popełnił było bowiem założenie, że ludzie Zachodu są wciąż na tyle cywilizowani by uszanować logiczne rozumowanie. Dziś, zamiast powtarzać: „a nie mówiłem?”, papież emeryt pokornie milczy. Nie musi nic mówić – rzeczywistość jest o wiele bardziej wymowna niż najmocniejsze nawet słowa. Obrazki ukrzyżowanych chrześcijan, dzieci przecinanych na pół, odciętych głów, zbiorowych egzekucji i prawdziwych rzek krwi sprawiają, że wszyscy noszący krzyż uświadamiają sobie na nowo, iż nie jest on ekstrawagancką ozdobą, ale przypomnieniem, że – jak powiedział Pascal – męka Chrystusa trwać będzie aż do skończenia świata.
Monika Gabriela Bartoszewicz