Kilkudziesięcioosobowa grupa osób pikietowała na Wojskowych Powązkach w trakcie pogrzebu komunistycznego aparatczyka Stanisława Kociołka. Manifestanci sprzeciwili się honorowaniu osoby przez lata zaangażowanej w zniewalanie Polaków oraz współodpowiedzialnej za tragiczne wydarzenia z grudnia 1970 roku na Pomorzu.
Niezadowolenie z pogrzebu na Wojskowych Powązkach wysokiego rangą funkcjonariusza totalitarnego reżimu wyraził w oświadczeniu prezes IPN, dr Łukasz Kamiński – o czym pisaliśmy już szerzej na portalu PCh24.pl. Swój sprzeciw wobec ciągłego traktowania komunistycznych oprawców niczym bohaterów wyrazili także inni obywatele.
Wesprzyj nas już teraz!
Kilkadziesiąt osób przyszło na pogrzeb Stanisława Kociołka na Wojskowych Powązkach. Pochowanie dygnitarza PRL w tak zaszczytnym miejscu manifestanci uznali za kolejną zniewagę. Jeden z uczestników zgromadzenia przyniósł na uroczystość tabliczki ze zdjęciami zamordowanych w grudniu 1970 roku.
Pikietujący szli za konduktem pogrzebowym w milczeniu, zostali jednak słownie zaatakowani przez uczestników pochówku. Próbowano im wyrwać tabliczki ze zdjęciami ofiar komunistycznego reżimu.
Stanisław Kociołek w trakcie robotniczych protestów na Wybrzeżu w grudniu 1970 roku był wicepremierem PRL. W przeddzień masakry, do której doszło 17 grudnia, Kociołek apelował do robotników, by wrócili do pracy. Gdy Ci zmierzając do swoich zakładów wysiedli na dworcu, czekały na nich czołgi i milicja. Kolejne osoby wysiadające z podjeżdżających składów kolejowych spowodowały, że tłum zbliżył się do funkcjonariuszy. Wtedy doszło do brutalnej akcji sił reżimu w wyniku której śmierć poniosło kilkadziesiąt osób. Odpowiedzialni za te wydarzenia do dzisiaj nie ponieśli odpowiedzialności.
Źródło: „Gazeta Polska Codziennie”
MWł