Decyzją wójta gminy Dorohusk protest polskich przewoźników na granicy został zmuszony do rozwiązania. Poszkodowani nierówną konkurencją ze strony ukraińskich kierowców transportowcy musieli udrożnić przejście graniczne. Decyzja od początku spotkała się z krytyką i, jak zapewniali manifestanci, nie miała podstaw. Rację przyznał im sąd, który uchylił postanowienie samorządowca.
„Sąd uchylił decyzję wójta gm. Dorohusk. Wracamy na granicę!”, poinformował we wpisie na Facebook’u Rafał Mekler, polityk Ruchu Narodowego i jeden z liderów protestu przewoźników.
Orzeczenie Sądu Okręgowego w Lublinie oznacza, że rozwiązane kilka dni temu zgromadzenie może ponownie blokować wjazd ukraińskich samochodów ciężarowych do Polski w proteście przeciwko nierównym wymogom obejmującym firmy transportowe zza wschodniej granicy i rodzime przedsiębiorstwa. Jak podkreślają organizatorzy, podczas gdy działalność polskich biznesów podlega unijnym rygorom, niezobowiązani do ich przestrzegania ukraińscy kierowcy zagrażają stabilności branży.
Wesprzyj nas już teraz!
Wydana 11 grudnia decyzja o zakończeniu protestu od początku wzbudziła spore kontrowersje. Kierowcy podkreślali, że zarzuty samorządowca dotyczące rzekomego wstrzymywania ruchu pomocy humanitarnej i wojskowych dostaw na Ukrainę były bezpodstawne.
Zdaniem Piotra Zduńczyka, prezesa lubelskich struktur Ruchu Narodowego, na działania wójta wpływ mógł mieć lobbing, a nawet korupcja. Ukraińscy kierowcy wiedzieli bowiem z wyprzedzeniem o zakończeniu blokady, a jeden z ich przedstawicieli spotkał się z samorządowcem kilka dni wcześniej.
W nocy z 11 na 12 grudnia na przejściu granicznym w Dorohusku zapanowała napięta atmosfera pomiędzy policją a protestującymi. Na miejscu interweniował poseł Konfederacji Krzysztof Mulawa.
Adoracja Lewiatana. Czy Polska ukorzy się przed bezbożnym Superpaństwem UE?
źródła: Facebook/ Rafał Mekler, PCh24.pl
FA