Rozpoczął się diecezjalny etap Synodu o synodalności – także w Polsce. W niektórych diecezjach proces synodalny ruszył z dużą pompą, w innych nie; w kilku wreszcie nie rozpoczął się jeszcze wcale, bo na przeszkodzie stanęły takie czy inne obowiązki biskupa miejsca.
Do Polski wrócili też delegaci, którzy w drugą niedzielę października gościli w Rzymie na otwarciu procesu synodalnego przez papieża Franciszka. To abp Stanisław Gądecki i prof. Aleksander Bańka.
W PCh24.pl, inaczej niż w przytłaczającej większości mediów katolickich w Polsce, wskazujemy od samego początku na bardzo wiele niebezpieczeństw i wątpliwości, które związane są z Procesem Synodalnym. Ostrzegaliśmy przed nim już w chwili, w której został ogłoszony. Dlaczego? Wiemy przecież, jak wyglądały poprzednie Synody Biskupów za obecnego pontyfikatu – to przecież właśnie te zgromadzenia stawały się każdorazowo miejscem poważnych sporów teologicznych, to poprzez nie postępowały w Kościele katolickim różnego rodzaju zmiany, od kwestii Komunii świętej dla rozwiedzionych aż po budzący powszechne zgorszenie wśród katolików, bałwochwalczy kult Pachamamy.
Wesprzyj nas już teraz!
Nasze obawy potwierdziły z całą mocą dokumenty synodalne, jakie 7 września opublikował Sekretariat Synodu Biskupów. Synod o synodalności jest nakierowany na niezwykle głębokie przekształcenie Kościoła. Jak powiedział papież Franciszek 9 października na otwarciu synodu, cytując sławnego liberalnego teologa i Ojca Soborowego, o. Yvesa Congara OP, „potrzeba stworzyć odmienny Kościół”. Dokumenty synodalne wskazują wiele narzędzi na tworzenie takiego „odmiennego Kościoła”. Jednym z nich jest szerokie zaproszenie do udziału w procesie synodalnym dla wszystkich ludzi, a szczególnie dla protestantów.
Od słów przeszliśmy już do czynów. W archidiecezji łódzkiej, na zaproszenie abp. Grzegorza Rysia, w otwarciu procesu synodalnego brał udział pan Marek Izdebski. To członek wspólnoty „Kościół ewangelicko-reformowany”; pełni w niej funkcję, którą ewangelicy reformowani określają mianem biskupa. Marek Izdebski został poproszony przez abp. Rysia o to, by opowiedział o synodalnym ustroju swojej wspólnoty. Tak się stało. Wierni mogli usłyszeć, że pojęcie „władzy” w Kościele „nie odpowiada duchowi Ewangelii”. Dlatego we wspólnotach ewangelickich wszystko opiera się na synodach, które w demokratycznych głosowaniach wybierają organy kierownicze i wskazują też, co te organy mają robić; Marek Izdebski wskazał, że choć pełni funkcję, która określana jest mianem biskupa, nie ma żadnej szczególnej władzy, bo w istocie o wszystkim stanowi synod.
Nie wiem, czy w archidiecezji łódzkiej pojawi się pomysł, by iść w tę samą stronę. Zastanawia mnie jednak, dlaczego w Kościele katolickim w Polsce, mając gigantyczne problemy w postaci przyspieszającego rozpadu wiary, zamiast zajmować się tą właśnie najpilniejszą sprawą, rozpoczynamy debatę z przywódcami wspólnot protestanckich o tym, jak zmienić model kościelnej władzy. Jak ta władza funkcjonuje, widzimy bardzo dobrze w wielu krajach na zachodzie, gdzie „wolą synodalnej większości” uznaje się za akceptowalne wszystko, co odpowiada temu światu, na przykład polityczne postulaty ruchu LGBT. Tam nie ma hierarchii, tam jest egalitaryzm. Nie tego potrzebujemy w Kościele.
Sprawa z Łodzi to tylko jeden drobny przykład – z jednej drobnej diecezji w Kościele katolickim na świecie. Ile będzie podobnych „debat”, ile będzie jeszcze głębszych przejawów „inspirowania” się przez Kościół duchem niekatolickim? Co dziać będzie się na procesie synodalnym, gdy do dialogu zaproszone zostaną na przykład środowiska homoseksualne z Warszawy (o czym mówił niedawno bp Piotr Jarecki), albo wyznawcy islamu, pogaństwa czy wreszcie apostaci (co wprost zakładają synodalne dokumenty)?
Po powrocie z Rzymu delegat prof. Aleksander Bańka opisał swoje doświadczenia na portalu Deon.pl. Jak stwierdził, przywiózł do Polski z Watykanu między innymi „przesłanie o Kościele bliskości, współczucia i czułości” oraz przekonanie, że Ojciec Święty „jest mądry i kochany”.
Cóż, urocze. Wolałbym jednak, byśmy byli nie uroczy, ale poważni. Budowa „odmiennego Kościoła”, jak raczył był powiedzieć papież, to nie jest bynajmniej zajęcie, któremu można przypatrywać się przez różowe okulary.
Paweł Chmielewski