Dzisiaj

Protestantyzacja bez hamulców. Charyzmatyczny „gorący ziemniak” Kościoła

(Fot. GSz)

„Katolicki internet” od kilku tygodni żyje sprawą influencera Krzysztofa Dzieńkowskiego (Krzychu Jezuita), który po ośmiu latach opuścił zakon dla charyzmatycznej liderki Klaudii Domańskiej. Sprawę opisywaliśmy na naszym portalu, głównie z perspektywy zagrożeń duchowości charyzmatycznej. W międzyczasie pojawiła się seria wywiadów, w których były jezuita jak i jego partnerka tłumaczyli przyszłe plany i charakter „służby” na rzecz Kościoła. Dzięki temu cały świat mediów katolickich miał okazję zobaczyć, do czego prowadzi pozbawienie racjonalnych bezpieczników w sferze wiary, w połączeniu z nieuznawaniem żadnego duchowego autorytetu poza własnym „ja”.

Fala krytyki spadła na parę głównie po występie w popularnym jutubowym show „Trzy Światy”. Kontrowersje wzbudziło przede wszystkim „anarchistyczne” podejście Domańskiej do kościelnego autorytetu. Pytana kilkukrotnie o sposób rozeznawania swoich wizji, nie była w stanie udzielić żadnej konkretnej odpowiedzi. A rzekome nadprzyrodzone pochodzenie duchowych inspiracji opierała na przekonaniu, że „została uwolniona od lęku”; mając na myśli lęk przed tym, czy faktycznie to, czego doświadcza pochodzi od Ducha Świętego. Weryfikacja tych objawień opierać się ma również na pewnej zasadzie demokratycznej; skoro wspólnota doświadcza podobnych natchnień, to znaczy że są one dobre i właściwe.

W jej narracji mnóstwo było odwoływania się do świeckich egzorcyzmów, uwalniania od demonów, w tym tzw. grzechu międzypokoleniowego; padało wiele stwierdzeń o konieczności brania w nawias ustaleń współczesnej psychologii, nauk przyrodniczych czy medycyny. Sama Domańska znana jest z praktyki „uzdrawiania” np. podczas transmisji online, powołując się na autorytet „mocy Jezusa” i Jego Słowa.

Wesprzyj nas już teraz!

Jednocześnie zdecydowanie potępiła sceptycyzm Kościoła katolickiego w powyższych kwestiach, przekonując, że w „kościołach protestanckich” nikt z tym nie miałby problemu.

Domańska wszak wie co mówi. Jak sama przyznała, jej powrót do Kościoła katolickiego wiódł przez różne protestanckie wspólnoty charyzmatyczne. To również tam kazano jej wrócić do Kościoła, by kontynuować misję na rzecz „duchowego przebudzenia” chrześcijan. Jak przyznała, razem z Dzieńkowskim, który był wówczas jeszcze w zakonie, brała udział w warsztatach Now School, prowadzonych przez warszawski zbór Nations of Fire.

W ramach formacji przyjeżdżała do jezuickiego ośrodka prowadząc modlitwy uwielbienia i przekonując do duchowości charyzmatycznej. W jej wypowiedziach dało się odczuć silny antykatolicki sentyment; przeszkadzały jej nie tylko kwestie weryfikacji natchnień ale i sama struktura hierarchiczna i zakonna. Zapytana wprost, czy ma w Kościele katolickim jakiś autorytet (w tym świętych Kk), otwarcie przyznała, że „w Kościele katolickim nie ma”. W zamian wymieniła wielu pastorów protestanckich, będących jej „ojcami duchowymi”.

Co ciekawe, do swoich największych inspiracji zaliczyła niejaką Kathryn Krick, znaną amerykańską ewangelizatorkę, która sama nazywa siebie „apostołką”. Kobieta doskonale wykorzystuje potęgę mediów społecznościowych (480 tys. followersów na Fb, 186 tys. na Instagramie czy 700 tys. subskrypcji na YT), a jednocześnie budzi kontrowersje nawet wśród samych protestantów. Jednym z najbardziej krytykowanych elementów jej działalności jest tzw. posługa Słowa, w trakcie której „ogłasza”, tudzież manifestuje pewną rzeczywistość (rzekome uzdrowienia, egzorcyzmy, błogosławieństwa). Nawet sami protestanci podkreślają uzurpatorski charakter takiej posługi, jako że moc kreowania ex nihilo mocą samego słowa posiada jedynie Pan Bóg.

Charyzmatyczna liderka, która za przewodzenie nabożeństwu inkasuje od 3 do 11 tys. dolarów, jest również przedstawicielką tzw. ewangelii sukcesu. Polega ona na niezwykle niebezpiecznym przekonaniu, Pan Bóg brzydzi się cierpieniem, a wszystkie choroby, tudzież ciężkie sytuacje życiowe są wyłącznie wynikiem niewystarczającej wiary, lub… niewystarczającego zaangażowania finansowego na rzecz wspólnoty. Nie trzeba pisać, jak wielkie pole do nadużyć stwarza podobna nauka.

Klaudia Domańska, zapytana wprost, dlaczego nie przeniesie się do charyzmatycznych protestantów, skoro ich duchowość jest jej znacznie bliższa niż nauka Kościoła katolickiego, stwierdziła, że sama nie chce tutaj przebywać, ale posłano ją z „misją” właśnie na łono swojej pierwotnej wspólnoty.

Charyzmatyczny listek figowy

Postawę pary skrytykowali nawet tacy moderniści jak o. Grzegorz Kramer SJ, a Domańskiej i Dzieńkowskiemu dostało się również od rodzimych katolickich charyzmatyków. „Krzykliwość, atmosferę buntu i niepodporządkowania” zdecydowanie potępił m.in. Karol Sobczyk, jeden z czołowych przedstawicieli ruchu charyzmatycznego w Polsce. Już wcześniej przed Dzieńkowskim ostrzegali w specjalnym oświadczeniu Jezuici, odcinając się od jego działalności.

Można odnieść wrażenie, że za tak masowym i jednoznacznym odcinaniem się od byłego jezuity i jego partnerki, nie stoi wyłącznie chęć ostrzeżenia przed nowymi, popularnymi influencerami. Zwłaszcza, że jak mieliśmy się okazję przekonać, para jest w środowisku polskich charyzmatyków dość znana. Postawa Domańskiej, paradoksalnie, zwróciła uwagę na zagrożenia samej duchowości charyzmatycznej. Nie da się ukryć, że krytykowane przez o. Kramera „robienie z religii i wiary systemu, gdzie dominuje własne Ja”, nie wynika jedynie z niedojrzałości emocjonalnej. Zagrożenia skrajnej prywatyzacji wiary leżą w samej istocie ruchu, który na całym świecie na dobre wszedł już do eklezjalnego mainstreamu.

Duchowość charyzmatyczna wyodrębniła się w tzw. kolejnym przebudzeniu wspólnot protestanckich (w tym przypadku zielonoświątkowych), a na łono Kościoła została po raz pierwszy zaadoptowana w latach 60. XX w. Ten proces powinien wiązać się z kwestią nieustannego badania, jakie treści przenikają do Kościoła katolickiego ze wspólnot protestanckich oraz – co bardzo ważne – kto ponosi odpowiedzialność za nadużycia, będące skutkiem złego nauczania. Ale nie zawsze tak jest.

I choć istnieją próby Kk zinstytucjonalizowania pewnych środowisk, w postaci np. inicjatywy CHARIS, Rady ds. Dialogu Ekumenicznego i Międzyreligijnego czy Sekretariatów ds. Nowej Ewangelizacji, trzeba się liczyć z tym, że zaangażowanie w duchowość charyzmatyczną niesie ryzyko wystawienia na nieautoryzowane, wątpliwe duchowo i – co najważniejsze – szkodliwe treści. A z uwagi na ekumeniczny charakter całego ruchu, zakładający niewyrzucanie „wszystkiego co niekatolickie” z orbity zainteresowań, ich weryfikacja okazuje się tym większym wyzwaniem. Powoływanie się na dokumenty soborowe (lub bardziej ducha soboru) czy autorytet papieża Franciszka, który jest w tym kontekście ukazywany jako „odczytujący znaki czasu”, wygląda bardziej na klerykalny listek figowy, mający przykryć głęboką inflitrację struktur katolickich przez duchowość protestancką.  

Zwłaszcza dzisiaj, w świecie skrajnej indywidualizacji, alienacji społecznej i potęgi mediów społecznościowych, głos należy do tych, którzy niekoniecznie są najbliżej Prawdy, ale najgłośniej krzyczą i do tego jeszcze lepiej wyglądają. Mnóstwo poranionych, samotnych ludzi z problemami psychicznymi i emocjonalnymi to prawdziwe eldorado dla wszelkiej maści sekt, które zamiast w parkach czy na koncertach, zastawiają swoje sieci dzisiaj głównie w internecie. A po ujawnieniu skandali seksualnych i psychomanipulacji wrocławskiego charyzmatyka, dominikanina Pawła M., wydaje się, że dzisiaj powinniśmy być dużo bardziej świadomi istniejących zagrożeń. Zdrowa reakcja katolickiej opinii publicznej na „występ” Dzieńkowskiego i Domańskiej rodzi nadzieje, że jak najbardziej.

Piotr Relich

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(11)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie