11 listopada patriotycznych emocji na polskich ulicach nie da się przeoczyć. Przez arterie stolicy maszeruje wielotysięczny Marsz Niepodległości – wyraz przywiązania do tożsamości narodowej – hołd dla przodków i wartości cywilizacji łacińskiej. To impreza, której echo co roku niesienie się na całą Europę – ale nie brakuje też obchodów lokalnych. Samorządy, wydarzenia, wreszcie Polacy indywidualnie wyrażają wdzięczność bohaterom walki o niezawisłość kraju. W święto niepodległości cały kraj bezsprzecznie pokazuje patriotyczne oblicze i cześć dla przeszłości… A jednak sfery decyzyjne pozostają szczelnie odizolowane od tej atmosfery. Choć prawica potrafi w tym dniu zaznaczyć swoją obecność i siłę, to od dekad przegrywa niemal wszystkie bitwy w cywilizacyjnym starciu… Skoro nie historyczna konieczność rodem z marksistowskich pism, to sami konserwatyści muszą ponosić za to winę.
Prawica bez „kamienic”
„Wasze ulice, nasze kamienice” – To XIX- wieczne porzekadło środowisk żydowskich, wskazujące drogę do społecznej dominacji nad Polakami w podporządkowanej Rosji „Kongresówce”. Skuteczność programu wyrażonego kojarzonym z napływowymi Litwakami hasłem nie pozostawia wątpliwości – W kilka dekad – odkąd władze zaczęły przesiedlać ich z terenów włączonych do Cesarstwa, Żydom udało się wypracować nadrzędną pozycję ekonomiczną i uzależnić od siebie spauperyzowane części polskiego społeczeństwa.
Wesprzyj nas już teraz!
Drastyczne świadectwo tego fenomenu spotykamy chociażby w „Kronikach” Bolesława Prusa. „Polskim sklepom kooperatywnym Żydzi nie chcą wynajmować mieszkań w swoich domach; młynarze-Żydzi roszczą pretensje wyłącznego prawa dzierżawienia wszystkich młynów w kraju. (…) Mają swój samorząd gminny, do którego nigdy nie mieszał się żaden Polak; Posiadali i posiadają mnóstwo, ale to mnóstwo stowarzyszeń ekonomicznych, filantropijnych i oświatowych; Prawie każdy Żyd umie czytać, pisać i rachować dzięki szkółkom elementarnym, które Żydzi w swoim języku mają, a jakich nam mieć nie wolno; W razie konkurencji z chrześcijanami nie robią sobie ceremonii, to jest, nie dopuszczają do współzawodnictwa, bojkotują, doprowadzają do bankructwa i jeszcze wniebogłosy narzekają na ucisk!”, pisał Aleksander Głowacki.
Obraz triumfu dobrze zorganizowanego środowiska żydowskiego znalazł się również i w jego doskonałej „Lalce”. Zresztą lista naświetlających to zagadnienie pozycji w ogóle obfituje w kanoniczne lektury – by wspomnieć Reymontowską „Ziemię Obiecaną”, czy skazanego przez komunistów na zapomnienie „Antychrysta” Karola Huberta Rostworowskiego. Wszystkie te prace łączy wspólny mianownik – pokazują siłę żywiołu żydowskiego opartą na jego doskonale zorganizowanym zapleczu.
Postępująca pauperyzacja Polaków domagała się odpowiedzi nie tylko ze względów ekonomicznych. Dryf w kierunku ludności drugiej kategorii, jak podkreślał później w licznych pismach Roman Dmowski, był jedną z najbardziej zagrażających narodowi tendencji. Bez radykalnego odwrócenia tego trendu o odrodzeniu narodowym, czy odzyskaniu państwowości nie mogło być mowy…
Remedium – praca u podstaw
Na to nieznośne położenie rzeczywiście znaleziono lekartswo. Był nim omawiany dziś nawet w szkołach program pracy organicznej. „Mamy dwie perspektywy. Ponieważ Żydzi rosną i wzmacniają się na naszych błędach, więc -albo ulepszymy siebie samych i nasze wewnętrzne stosunki, albo – w emigracji zmarnujemy najdzielniejsze siły, a reszta -stanie się lennikami Żydów”, konstatował trzeźwo Prus. Jego refleksja okazała się dla Polaków kubłem zimnej wody, inspirując ruch pracy u podstaw…
Polski kontrrewolucjonista nie może czytać wspomnień z tamtych czasów, nie czując gorzkiej analogii… Pod wieloma względami położenie konserwatystów coraz bardziej przypomina sytuację spauperyzowanych i zdezorganizowanych rodaków sprzed ponad stu lat. Współczesna prawica potrafi ścierać się z przeciwnikami o reprezentację na „ulicy”, ale „kamienice” – ośrodki władzy, instytucje, czy organizacje na dobre wyślizgnęły nam się z rąk. Pęcznieje liczba lewicowych funduszy i „NGO-sów” – rewolucyjna agenda ma za sobą zorganizowane lobby – my zaś przeciwstawiamy jej się wyłącznie pochodami, pikietą i felietonami na łamach własnych mediów…
Problem zdaje się mieć głębsze przyczyny, niż sukces neo-marksistowskiego „marszu przez instytucje”. Gdy sięgniemy po lekturę Antonio Gramsciego, wpływowego włoskiego marksisty, dowiemy się, że lewica podjęła się nie tylko ekspansji w istniejących strukturach, ale aktywnie zakłada kolejne podmioty „społeczeństwa obywatelskiego”, tworząc rozbudowany organizm stojący za jej agendą…
Przejęcie przez rewolucjonistów tego- co słusznie Gramsci określił mianem „hegemonii kulturowej” to skutek braku podobnego ducha po naszej stronie. Współcześnie „prawica” walczy jako pospolite ruszenie… Brakuje nam zaplecza – a to istniejące cierpi na brak skoordynowanego planu działania.
Marks i krecie tunele rewolucji
W lewicowej literaturze politycznej zaskakuje obszerność refleksji poświęconej odpowiedzi na pytanie „szto diełat?”. Poszukiwanie techniki potrzebnej do podważenia zasad cywilizacji to m.in. tematyka książki Lenina, wydanej pod takim właśnie tytułem. Pisma czołowych przedstawicieli klasycznego Marksizmu, jak i Nowej Lewicy, to próba odkrycia działań potrzebnych do uzyskania zwycięstwa własnej opcji politycznej podparta socjologiczną analizą. Sam Marks apelował do środowiska socjalistycznego, by działało w ukryciu przede wszystkim nad ekspansją struktur – ryjąc „krecie tunele”, które z czasem posłużą rewolucyjnemu przedsięwzięciu.
Inaczej na prawicy – po naszej stronie wiele mamy trafnych obserwacji, piszemy artykuły pełne trzeźwych ostrzeżeń, wskazujemy na gorzkie konsekwencje porzucenia porządku Christianitas. Samo w sobie to więcej, niż słuszne – bo etyczne działanie wymaga, by czyn poprzedzał Logos. Jednak planowanie ruchów gości w myśli konserwatystów zbyt rzadko.
Że głos rozsądku to za mało, by zatrzymać lewicowy postęp, niezbicie udowodniają bieżące problemy społeczne. Europa zmierza ku federalizacji, Unia penalizuje niepokorne rządy i narzuca państwom członkowskim jedyny „słuszny” światopogląd . Czy środowiska sprzyjające suwerenności nie ostrzegały przed tym w przeddzień referendum, które przesądziło o akcesji Polski do UE? Społeczeństwa czują już na swoich gospodarkach oddech kryzysu demograficznego, jaki przyniesienie niepowetowane szkody, a chwiejne struktury rodzinne niszczą psychikę młodych ludzi. Czy zabrakło przestróg, że nieuchronnie taki owoc przyniesie akceptacja rewolucji seksualnej i obyczajowego pseudo – wyzwolenia? Problem leży w przekuciu tych spostrzeżeń na skutek polityczny…
Dmowski i „Technika” Niepodległości
Tymczasem wielki polski sukces, jakim było odzyskanie niezawisłego bytu państwowego, zbudowano właśnie dzięki pracy organicznej i misternie snutej polityce. Cenną lekcję takiego działania daje nam czołowy architekt polskiej niepodległości – Roman Dmowski. W roli przewodniczącego Komitetu Narodowego Polskiego nie wziął się on z przypadku. Wpływ jego idei i osoby na postanowienia wynikał przede wszystkim z tytanicznej pracy wykonanej na przestrzeni wielu dekad.
„Zdarza się czytać u nas polemiki na temat, kto pierwszy wymówił w ostatnich czasach wyraz „niepodległość”, który obóz pierwszy powiedział głośno, że chce niepodległości. Jest to spór dziecinny, niedorzeczny… Niepodległość nie dlatego mamy, że ktoś powiedział głośno, iż jej chce, tylko dlatego, że byli ludzie zmierzający planowo do jej odzyskania, orientujący się mniej więcej w warunkach do tego niezbędnych i umiejący te warunki dla postawionego sobie celu wyzyskać”, pisał mąż stanu na początku „Polityki Polskiej i Odbudowy Państwa”.
„Zbudowanie programu polityki polskiej nie przyszło od razu. Był to wynik studiów nad Polską, nad państwami rozbiorczymi i nad współczesną polityką międzynarodową, pracy myśli w ciągu wielu lat. Ta praca była prowadzona nieprzypadkowo, nie dorywczo, ale planowo, z wyraźnym, od początku postawionym celem zorganizowania polityki nie miejscowej, nie dzielnicowej, ale mającej za przedmiot całą Polskę i zaprzęgającej do służby wspólnej sprawie Polaków wszystkich trzech dzielnic”, dodawał w obszernym dziele.
To nie czcze deklaracje. Dmowski w politykę angażował się już od dziesięcioleci, tworząc organizacje narodowe, przyjmując rolę posła w rosyjskiej Dumie – a przede wszystkim – nieustannie publikując na łamach dzienników i w obszerniejszych formach teksty dotyczące kroków koniecznych dla poprawy sytuacji narodu. Na kartach „Niemiec, Rosji i Kwestii Polskiej”, czy „Polityki Polskiej i Odbudowy Państwa” czytamy jak środowisko skupione wokół polityka i on sam krok po kroku obmyślają, a następnie wdrażają w życie, strategię, mającą gwarantować Polakom odzyskanie kontroli nad narodowym losem. W istocie cała orientacja polityczna Dmowskiego – uznanie Niemiec za największe egzystencjalne zagrożenie dla polskości, odrzucenie ( wcale nie dogmatyczne i całkowite) środków insurekcyjnych, organizowanie środowiska wszechpolskiego w kraju i nawiązywanie stosunków dyplomatycznych z elitami – stanowiły elementy konsekwentnie przemyślanej układanki…
To właśnie przedsięwzięcia o podobnym charakterze odegrały pierwsze skrzypce w zapewnieniu polskości przetrwania podczas zaborów- później zaś odrodzenia politycznego. Skupianie własności, tworzenie ugrupowań politycznych, towarzystw gimnastycznych, harcerskich, organizacji militarnych – w ten sposób Polacy opierali się destrukcji przez obce żywioły i zabezpieczali swoje interesy, budując podwaliny odzyskania niezawisłości.
Dziś stajemy przed potrzebą sformułowania podobnej odpowiedzi, na porażki, jakich doświadczamy w walce, której znaczenie nieskończenie przerasta państwową niepodległość. To starcie z niebezpiecznymi ideologiami i dechrystianizacją życia publicznego – jego skutki nie sprowadzają się do interesu wspólnoty narodowej – ale urastają do rangi spraw wiecznych.
Aktywna praca organiczna zdaje się jednak niemożliwa bez korekty ospałej orientacji wielu środowisk konserwatywnych. Sympatycy obrony cywilizacji to często osoby bardziej obojętne, niż ich lewicowa konkurencja – dążące do zachowania zastanych realiów dla świętego spokoju, a nie ratunku resztek Christianitas. Do tej zrezygnowanej części opinii publicznej niejednokrotnie swoje programy i styl bycia dostosowują konserwatyści – zatracając żywy i energiczny charakter, potrzebny dla zainspirowania ruchu polityczno – społecznego. To nie przypadek, że wraz z biegiem lat postulaty lewicy stają się coraz bardziej jawne w swoim radykalizmie, a program prawicy upodabniają się do nich – jak nieco spowolnione lustrzane odbicie. Skłonność prawej strony do kapitulacji dowodzi, że to lewica nadaje ton, a konserwatyzm zbyt często podpiera się ludźmi, dla których bożkiem jest konsensus i święty spokój.
Urodzeni wojownicy – czyli obudzić nieśmiałych
Przyczyn, dla których tracimy przestrzeń w instytucjach, a w konsekwencji wpływ na społeczeństwo, jest wiele – ale silne oparcie na wierze daje najlepsze podstawy, by odwrócić tendencje. Jak pouczał Leon XIII, papież który zainspirował katolicką reakcję na ekspansję komunizmu, „katolicy są urodzonymi wojownikami”. Nic dziwnego… Wiara w obiektywną słuszność naszej racji oraz jej boskie źródła to dużo trwalsze źródło determinacji, niż nihilizm, czy świeckie „ideały” przyświecające konkurentom.
Co jeszcze ważniejsze, etyka ofiary wpisana w katolicką moralność usposabia nas do składania świadectwa niezależnie od okoliczności, posłuszeństwa Woli Bożej nawet z zaparciem się samego siebie. Determinację tych, którzy z miłości Boga nie godzą się na podeptanie jego praw z pewnością trudno naśladować lewicowcom. Dla nich źródłem działania jest przecież odniesienie do siebie samych i doczesności…
Historia nie wydarza się jednoliniowo. Kto zaczyna już opłakiwać pogrzeb cywilizacji chrześcijańskiej smuci się przedwcześnie – „Galilejczyk”, mówiąc językiem „Nie – Boskiej Komedii” Krasińskiego, na którego zasadach ją zbudowano, ma bowiem dziwną moc podnoszenia z martwych…
Filip Adamus