Bruksela powinna przeczytać traktaty założycielskie Unii Europejskiej. Był tam zapisany swobodny przepływ ludzi, towarów i usług. Obecnie przepływ towarów jest tylko w jedną stronę – z Europy Zachodniej do Polski czy do Europy Środkowo-Wschodniej. W drugą stronę jeśli chce się sprzedać produkt, teoretycznie można, ale jest cała masa certyfikatów, cała masa obostrzeń – powiedział Ryszard Florek, przedsiębiorca z kilkudziesięcioletnim stażem – szef czołowego w Polsce producenta okien.
Współwłaściciel firmy Fakro odpowiadał na pytania zadane przez redakcję kanału Nam Zależy na You Tube. Jedna z kwestii dotyczyła tego, co powinna zmienić Bruksela w sferze gospodarczej aby poprawić sytuację przedsiębiorców i – co za tym idzie – poszczególnych państw oraz całej „wspólnoty”.
Przedsiębiorca podał przykład z własnego podwórka. Jego firma sprzedaje swoje towary między innymi do Francji. Koszt samych certyfikatów wynosi aż 20 procent ceny towaru. To więcej niż opłaty celne, które obowiązywały przez wprowadzeniem „strefy wolnego handlu”. – Jakie to jest otwarcie rynku? – pyta retorycznie biznesmen.
Wesprzyj nas już teraz!
Z kolei w sektorze usług polscy transportowcy potrafili się początkowo dobrze odnaleźć w konkurencji na wspólnym rynku unijnym. – Zaczęto wtedy tworzyć całą masę dodatkowych formalności, żeby to utrudnić. Tak kraje Europy Zachodniej chronią swój rynek. Kiedy wysyłamy serwisanta np. do Danii, musimy podać dzień, godzinę, adres, gdzie on będzie, co będzie robił. Często jest tak, że pracownik przyjeżdża do danego klienta i tam już czeka na niego urzędnik albo związki zawodowe i trwa godzinna rozmowa: po co pan przyjechał, co pan robi, ile zarabia, i tak dalej. A potem rozmowa z klientem: dlaczego kupił pan polskie okno, a nie duńskie itd. Czy taki klient poleci sąsiadowi kupno polskiego produktu? – spytał retorycznie Ryszard Florek.
– Kiedy tylko kraje Europy Środkowo-Wschodniej weszły do Unii Europejskiej, natychmiast Komisja [Europejska] powiedziała, że nie będzie się zajmowała wszystkimi sprawami, tylko tymi najważniejszymi dla Unii. A jeżeli niemiecka czy duńska firma niszczy polską, to już nie jest ważne dla Unii. Konkurencja wewnątrz Unii już nie jest ważna. No to czy do takiej Unii chcieliśmy wchodzić? – zastanawiał się
Przedsiębiorca przybliżył niektóre aspekty i konsekwencje funkcjonowania tak zwanej polityki klimatycznej w obecnym wydaniu. Czy może ona zagrozić polskiej gospodarce i przemysłowi?
– Nie tylko Polsce, ale i Unii Europejskiej – padła odpowiedź. – Przede wszystkim Zielony Ład Polsce służy najmniej, a wręcz mocno przeszkadza. Być może skorzystają na tym niektóre kraje „starej Unii”, te które mają energetykę jądrową, produkują wiatraki, mają niskie koszty energii i nie będą płaciły za CO2 – oceniał.
Jak dodał przedsiębiorca, wraz z Zielonym Ładem nałożone są na firmy uciążliwe procedury. – Trzeba wyliczać to CO2 poprzez wykazywanie, jakim samochodem pracownik dojeżdża i ile jego samochód spala paliwa. To jest biurokracja, która zostanie dodatkowo nałożona na firmy. Pracę trzeba wykonać tę samą, a jeżeli firma z Zachodu jest 10 razy większa niż polska, automatycznie jej koszt w jednostkowym produkcie jest dziesięć razy mniejszy. Przewagi z tytułu skali rosną. Tym bardziej, że to są na razie wyliczenia (CO2) a później trzeba będzie jeszcze od tego wnosić opłaty – opowiadał binesman.
Ryszard Florek przypomniał, że Unia Europejska odpowiada łącznie za 7 procent światowej emisji dwutlenku węgla. Skąd więc założenie, że surowe rygory, które sama na siebie nakłada, miałyby poprawić sytuację rzekomego ocieplenia w skali całego świata?
Szef znanego producenta okien podzielił się kontrowersyjną opinią na temat tego, co najbardziej przeszkadza rozwijać się rodzimym firmom.
– Najważniejszą przeszkodą w rozwoju polskiej przedsiębiorczości jesteśmy my sami. Nie potrafimy współpracować, mamy w sobie zbyt dużo zawiści. Nie wiem, skąd to się bierze, czy z zaborów, czy może jeszcze z komunizmu. Tracimy tutaj potencjał. Jeśli popatrzę na moje 40-letnie poruszanie się w biznesie, to często te bariery własne są najtrudniejsze – stwierdził.
– W Fakro na przestrzeni 35 lat stworzyliśmy 4 tysiące miejsc pracy. Gdyby nam państwo nie przeszkadzało – czyli ludzie, Polacy – to tych miejsc pracy byłoby 8 tysięcy, moglibyśmy zarabiać dużo więcej. W Polsce mamy zbyt niski, najniższy w Europie poziom kapitału społecznego. W krajach, w których jest on wysoki, są wysokie zarobki – wskazał.
Szef dużej firmy określił kapitał społeczny jako „zaprawę” spajającą potencjał wynikający z pozostającego na wysokim poziomie kapitału ludzkiego (możliwości, talentów – „cegieł”). – Brakuje nam spoiwa, współpracy. Brakuje nam tego, żebyśmy wszyscy wzięli odpowiedzialność za rozwój gospodarczy kraju. Wtedy nie byłoby problemów z dobrym prawem, nie byłoby problemów z interpretacją tego prawa. Sprawy gospodarcze nie leżałyby w sądach po 10 – 15 lat. Przedsiębiorcy mogliby rozwijać swoje firmy, niekoniecznie musieliby konsumować od razu to, co zarobią, pracownicy rozwijaliby swoje kwalifikacje, i tak dalej. Wyborcy wybieraliby tych polityków, którzy nie tylko mówią o gospodarce, ale również coś robią. Nie wspomniałem jeszcze o rodzinach – starałyby się, żeby demografia w Polsce nie malała(…) Największą barierą jest to: jako Polacy jesteśmy doskonali w destrukcji, a słabi w budowaniu. To musimy zacząć zmieniać i wszystko będzie wyglądało inaczej – podsumował.
Ryszard Florek jest współtwórcą Rady Polskich Przedsiębiorców Globalnych. Właściciele i zarządy dużych firm przygotowali szereg propozycji poprawy możliwości funkcjonowania biznesu. – Oczywiście najistotniejsze jest budowanie kapitału społecznego. To jest zadanie dla nas wszystkich – stwierdził.
Inną inicjatywą Rady jest pomysł powołania rzecznika interesu gospodarczego. Na czym polegałaby jego działalność? – Jeżeli jest jakaś patologia, prawo nie jest interpretowane zgodnie z interesem gospodarczym kraju – żeby mógł wkroczyć i ukrócić długie i skomplikowane procesy sądowe. Powinniśmy zbudować na wzór austriacki system ochrony konkurencji – jeżeli firmy chcą wyciągnąć dywidendy z jednej spółki i zainwestować w innej, to byłyby zwolnione z podatku – wyliczał.
– Mamy takie pomysły jak uzależnienie wzrostu wynagrodzeń posłów i budżetówki od wzrostu gospodarczego kraju. Automatycznie – rośnie gospodarka, rosną wynagrodzenia. Jest tu ukryty cel: jeżeli urzędnicy zrozumieją, że ich wynagrodzenia są uzależnione od wzrostu gospodarczego, to zaczną się tym interesować. Zaczną interesować się gospodarką, tym, co sami mogą zrobić żeby ona się szybciej rozwijała. To może wydawać się abstrakcyjne, ale w moim przekonaniu jest możliwe – ocenił przedsiębiorca.
Organizacja przedstawiła w ciągu ostatnich 10 lat kilka propozycji i – jak wskazuje Ryszard Florek – niektóre się przyjęły, na przykład tak zwany CiT estoński [system prostszy w rozliczeniu i tańszy dla przedsiębiorców, w Polsce funkcjonuje od 2021 roku – red.] czy podatek od firm globalnych. – To wszystko tematy, które nie wymagają żadnych dodatkowych pieniędzy. Wymagają tylko dobrej woli żeby zmienić otoczenie prawne – zaznaczył. – Kropla drąży skałę – mówi o tych inicjatywach biznesmen.
Źródło: NamZalezy/You Tube
RoM