Żołnierze generała Andersa walczyli jak lwy. Ale w maju 1944 roku przelewanie krwi polskich żołnierzy nie miało już żadnego sensu. Polska przegrała II wojnę światową, nasi sojusznicy nas zdradzili – mówi PCh24.pl Piotr Zychowicz, historyk i publicysta.
Podziwia Pan Polaków walczących pod Monte Cassino?
Wesprzyj nas już teraz!
Oczywiście, że tak. Nasi żołnierze wykazali się podczas tej batalii olbrzymim heroizmem i hartem ducha. Walczyli jak lwy i zasługują na nasze najwyższe uznanie i podziw. Jednak sama decyzja o szturmowaniu Monte Cassino podjęta przez generała Władysława Andersa była błędem.
Bitwa rozegrała się w maju 1944 roku, a więc po tym, gdy Polska została sprzedana Sowietom w Teheranie, o czym Polacy doskonale wiedzieli. A także po lutowej mowie Churchilla w Izbie Gmin, w której brytyjski premier otwarcie powiedział, że nowa wschodnia granica Polski ustanowiona zostanie na Linii Curzona. W maju 1944 roku było więc jasne, że Polska przegrała II wojnę światową, a nasi sojusznicy nas zdradzili. Przelewanie krwi polskich żołnierzy nie miało już żadnego sensu.
Według konstytucji Rzeczypospolitej zadaniem armii jest walka o niepodległość Polski. Bitwa pod Monte Cassino nie mogła w żaden sposób wpłynąć na sprawę niepodległości, bo wówczas była ona już przesądzona. Anders starając się usprawiedliwić swoją decyzję mówił, że rozkaz wydał, aby zwycięstwo Polaków nagłośniło sprawę polską na świecie. Jeżeli tak było w rzeczywistości, to bitwę pod Monte Cassino przegraliśmy. O naszym zwycięstwie anglosaskie gazety pisały bowiem przez jeden – dwa dni, a potem wróciły do tematów dla nich ciekawszych. Choćby wysławiania heroizmu Armii Czerwonej i peanów na cześć „Wujka Joe”. Nasze olbrzymie straty pod Monte Cassino – 924 zabitych – nie przyniosły więc, i przynieść nie mogły, sprawie polskiej pożytku.
Jest Pan gen. Andersem, przychodzi do Pana brytyjski dowódca 8. Armii Oliver Leese i składa propozycję walki o Monte Cassino. Co mu Pan odpowiada?
Trudno postawić się w roli generała Andersa. Uważam jednak, że powinien on tę propozycję grzecznie, acz stanowczo odrzucić. Biorąc pod uwagę dotychczasowy przebieg bitwy, wiadomo było bowiem, że jest to zadanie ciężkie, które Korpus wykrwawi. Takiego zdania był Naczelny Wódz gen. Kazimierz Sosnkowski, który miał olbrzymie pretensje do Andersa, że zdecydował się na szturmowanie góry. Powiedział mu: „biały pióropusz się panu śni”. Uważał, że Anders chciał opromienić swoje nazwisko wielkim zwycięstwem.
„Powiedziałem mu – wspominał Sosnkowski – że uważam jego samowolny postępek za naruszenie dyscypliny wojskowej, przy tym bardzo niebezpieczne i wysoce szkodliwe na wygnaniu. Powiedziałem mu dalej, że dysponowanie krwią polską w ciężkiej walce politycznej o przyszłość i prawa naszego narodu należy do władz zwierzchnich Rzeczypospolitej. Że pomijanie tych władz na rzecz obcych ośrodków dyspozycji ułatwia tym ostatnim wygrywanie ambicji jednostek dla swoich własnych celów, które przecież mogą pozostawać w sprzeczności z naszymi celami narodowymi, jak tego dowiodła konferencja w Teheranie”. Naczelny Wódz miał w tym sporze rację.
Czyli nie przemawiają do Pana słowa gen. Andersa, który tak zachęcał swoich żołnierzy do walki: „Żołnierze – za bandycką napaść Niemców na Polskę, za rozbiór Polski wraz z bolszewikami, za tysiące zrujnowanych miast i wsi, za morderstwa i katowanie setek tysięcy naszych sióstr i braci, za miliony wywiezionych Polaków jako niewolników do Niemiec, za niedolę i nieszczęście Kraju, za nasze cierpienia i tułaczkę – z wiarą w sprawiedliwość Opatrzności Boskiej idziemy naprzód ze świętym hasłem w sercach naszych Bóg, Honor i Ojczyzna.”?
Jeden z passusów tego rozkazu jest co najmniej nielogiczny. Gdyby polscy żołnierze mieli bowiem strzelać do każdego kto zawarł sojusz z bolszewikami i oddawał im polskie terytorium, to powinni w pierwszej kolejności zaatakować nie Niemców, ale swoich brytyjskich towarzyszy broni.
Mówiąc jednak poważnie – to jest to oczywiście fragment tekstu skierowanego do wojska idącego do boju i ta retoryka jest zrozumiała. Odwoływanie się do chęci zemsty na wrogu i uczuć patriotycznych w takich sytuacjach to norma. Problem jednak w tym, że większość żołnierzy Andersa pochodziła z Ziem Wschodnich Rzeczypospolitej, które – gdy rozpoczynała się bitwa pod Monte Cassino – były akurat zalewane przez Sowietów, a Niemcy z nich się wycofywali. Większość żołnierzy Andersa i ich rodzin była wcześniej prześladowana przez Sowietów. Jeżeli więc mieli powód żeby się na kimś mścić, to w pierwszym rzędzie na bolszewikach. Jeżeli ktoś zagrażał ich ojczyźnie – to właśnie bolszewicy. Na Monte Cassino strzelali zaś do żołnierzy jedynej armii, która tych bolszewików próbowała zniszczyć. I walczyli ramię w ramię z żołnierzami kraju, który ich Ojczyznę w ręce bolszewików oddawał.
Tak jak mówiłem, walka Polaków u boku Anglosasów po konferencji w Teheranie była pomyłką. Wiernym można być tylko wobec wiernych.
Jak Pan ocenia generała Andersa? W książce „Obłęd’44” zarzuca mu Pan nie tylko brak rozsądku, ale także i to, że decyzję o ataku na Monte Cassino podjął bez konsultacji z dowództwem.
Może Pana zaskoczę, ale jestem wielkim admiratorem generała Andersa. Był to świetny dowódca i dobry Polak. A przy tym znakomity, niezwykle bojowy kawalerzysta, co dla mnie – jako osoby wywodzącej się z rodziny o ułańskich tradycjach – ma spore znaczenie. Warto również wspomnieć, że Anders – w przeciwieństwie do części innych polskich oficerów wysokiego stopnia – mężnie zniósł sowieckie śledztwo po tym, gdy dostał się w łapska czerwonych w 1939 roku. Niewątpliwie na jego korzyść przemawia również to, że robił wszystko, by zablokować wysłanie swojej armii na front wschodni żeby biła się tam z Niemcami u boku Armii Czerwonej.
Anders znany jest również z niezwykle trzeźwej oceny Powstania Warszawskiego, które uznał za szaleństwo z góry skazane na niepowodzenie. Jedna zła decyzja popełniona pod Monte Cassino nie przekreśla więc faktu, że była to wybitna postać. W zestawieniu z innymi generałami tej epoki – na przykład takimi „wielkimi strategami” jak Sikorski czy Bór-Komorowski – wyrasta wręcz na męża stanu.
Zapytam trochę brutalnie, pomijając aspekty polityczne, jakie znaczenie dla toczących się we Włoszech walk miało zdobycie przez Polaków Monte Cassino? Czy pomogło ono aliantom np. w marszu na Rzym?
Niestety, również z militarnego punktu widzenia nasz szturm na Monte Cassino miał znaczenie znikome. Decydujące okazało się uderzenie Francuzów, którzy po prostu obeszli górę bokiem. Jedynym polskim zyskiem z tej bitwy jest więc piękna legenda. Czy była warta blisko 1000 ofiar? Moim zdaniem nie.
Rozmawiał: Krzysztof Gędłek