Pontyfikat świętego Piusa X najlepiej zapamiętany został z gorącego starcia. Taki właśnie charakter miała jego walka z modernizmem. Do dziś w sprzeciwie następcy świętego Piotra wobec tego heretyckiego nurtu odnajdujemy testament wierności prawdzie objawionej oraz papieskim obowiązkom. Niewielkie odstępy czasu, w jakich Ojciec Święty wydawał dokumenty demaskujące błędną teologię pokazują, ile troski włożył w zatrzymanie jej ekspansji. Mimo tych wysiłków potępione poglądy zdają się obecnie bardziej wpływowe niż kiedykolwiek. Co jest sednem tych błędów i dlaczego papież traktował ich zwolenników jako najgorszych wrogów Kościoła?
Papież Sarto nie był ani ostatnim, ani pierwszym wikariuszem Chrystusa, który zmierzył się z twierdzeniami teologów bliskich modernizmowi. Krytykę opinii, według których wiara pochodzi z ludzkiego umysłu, a dogmaty mogą podlegać ewolucji, znajdziemy już w dokumentach bł. Piusa IX. Między innymi w słynnym „Syllabusie błędów” oraz wybitnej encyklice „Qui Pluribus”. Egzegezę Pisma Świętego charakterystyczną dla modernizmu potępił z kolei Leon XIII.
Wesprzyj nas już teraz!
To jednak św. Piusowi X zawdzięczamy metodyczny opis modernistycznej teologii i zażartą walkę z jej popularnością. W konfrontacji z niebezpiecznym nurtem Ojciec Święty sięgał właśnie po orzeczenia jego poprzedników, a przede wszystkim po dekrety dogmatyczne Soboru Watykańskiego I. Jednoznacznie dowodził, że twierdzeń modernistów z katolicką doktryną pogodzić się nie da.
Owoc błędnej filozofii
W wierze zwolennicy tego podejścia widzieli bowiem owoc działania natury i aktywności ludzkiego rozumu. Na ten znak firmowy modernizmu zwracał uwagę również dzielny polski apologeta – św. bp Józef Sebastian Pelczar. Jak wyjaśniał przemyski ordynariusz, ten prąd teologiczny był przeniesieniem poglądów Kanta na katolicką religię. Zgodnie z wizją niemieckiego filozofa moderniści sądzili, że religia powstaje jako wytwór tęsknoty za nadprzyrodzonością w człowieku. Z tego powodu to indywidualne sumienie miało być rozumiane jako główna reguła wiary. W obliczu takiej subiektywizacji trudno mówić o rzeczywiście obowiązujących prawdach i dogmatach.
W konsekwencji moderniści byli przekonani, że katolickie rozumienie dogmatów – jako prawdy podanej przez sam boski autorytet – jest nie do utrzymania. Zwolennicy tego prądu sądzili, że prawdy wiary pochodzą ostatecznie z działalności zmysłu religijnego. Mogą zatem – a nawet powinny – ulegać zmianie i dostosowaniu do rozwoju człowieka.
Pontyfikat św. Piusa X nadzieje na takie przemiany, na szczęście dla Kościoła, spektakularnie rozczarował. Ojciec Święty wypowiedział się przeciwko modernizmowi w kilku dokumentach.
W 1907 Kongregacja Świętej Inkwizycji wydała zaakceptowany przez papieża syllabus „Lamentabili Sane”, zawierający 65 potępionych opinii. Rozpoczyna się on od wymownego wstępu:
„Do opłakanych następstw w naszych czasach, porzucających wszelkie ograniczenia, prowadzi pogoń za nowinkami w badaniach podstaw rzeczy. Sprawia ona, że odrzucając dziedzictwo ludzkości często popada się w najpoważniejsze błędy, które stają się szczególnie zgubne, gdy dotyczą nauk świętych, wykładu Pisma Świętego i głównych tajemnic Wiary. Szczególnie godne ubolewania jest to, że także wielu autorów katolickich przekracza granice wytyczone przez Ojców Kościoła i sam Kościół święty. Pod pozorem poważniejszej krytyki oraz w imię metody historycznej zmierzają oni do takiego rozwoju dogmatów, który okazuje się ich skażeniem”.
Wśród twierdzeń, wskazanych jako zanieczyszczenie katolickiej nauki Kongregacja wymieniła typową dla modernizmu egzegezę Pisma Świętego. Doszukiwała się ona rozbieżności pomiędzy sensem Pisma Świętego, a jego kościelną interpretacją. Inkwizycja zabroniła również twierdzeń rozdzielających prawdę historyczną od prawdy religijnej – według których np. nie wiadomo, czy Chrystus zmartwychwstał, ale należy tak wierzyć. Potępiono m.in. pogląd o różnicy między „Chrystusem Wiary a Chrystusem historii”, czy przekonanie, że pierwsze chrześcijaństwo rozwijało się inaczej, niż sugeruje katolicka wizja apostolskiej sukcesji i Tradycji.
W „Lamentabili Sane” odrzucono również przekonanie, że początkowo artykuły Składu Apostolskiego były rozumiane inaczej, niż w późniejszych wiekach przez Kościół. Skrytykowano opinię, że katolickie sakramenty rozwinęły się dopiero jako ewolucja praktyk i świadomości chrześcijan bez boskiego założenia. Potępiono przekonania, że prawda może się zmieniać, religia musi iść za postępem i konsensusem nauk przyrodniczych.
Oto kilka tez, jakie ten sylabus wskazuje jako niedopuszczalne:
„Objawienie było tylko uświadomieniem sobie przez człowieka swego stosunku do Boga”.
„Objawienie, które stanowi przedmiot wiary katolickiej, nie zakończyło się wraz z Apostołami”.
„Dogmaty, które Kościół podaje jako objawione, nie są prawdami pochodzenia Boskiego, ale są pewną interpretacją faktów religijnych, którą z dużym wysiłkiem wypracował sobie umysł ludzki”.
„Chrystus nie zamierzał założyć Kościoła jako społeczności trwającej na ziemi przez wieki, gdyż wierzył w bliskie nadejście królestwa niebieskiego i w koniec świata”.
„Organiczny ustrój Kościoła podlega zmianie, a społeczność chrześcijańska, podobnie jak społeczność ludzka, podlega ciągłej ewolucji”.
„Dogmaty, sakramenty i hierarchia, zarówno co do pojęcia, jak i co do rzeczywistości, są tylko sposobem wyjaśnienia i etapem ewolucji świadomości chrześcijańskiej, która zewnętrznymi przyrostami pomnożyła i udoskonaliła mały zarodek ukryty w Ewangeliach”.
„Kościół jest wrogiem postępu nauk przyrodniczych i teologicznych”.
„Prawda zmienia się wraz z człowiekiem, ponieważ rozwija się wraz z nim, w nim i przez niego”.
„Chrystus nie ogłosił żadnej określonej całościowo nauki, stosownej dla wszystkich czasów i ludzi, ale raczej zapoczątkował pewien ruch religijny zastosowany lub dający się zastosować do różnych czasów i do różnych miejsc”.
„Główne artykuły Składu Apostolskiego nie miały takiego samego znaczenia dla pierwszych chrześcijan, jakie mają dla chrześcijan współczesnych”.
„Postęp nauk wymaga reformy pojęcia nauki chrześcijańskiej o Bogu, stworzeniu, Objawieniu, Osobie Słowa Wcielonego i o Odkupieniu”.
„Współczesnego katolicyzmu nie da się pogodzić z prawdziwą wiedzą bez przekształcenia go w pewien chrystianizm bezdogmatyczny, to jest w szeroki i liberalny protestantyzm”.
Już z tego dokumentu dowiadujemy się wiele o modernizmie. To nurt, który w katolickiej nauce chciał dostrzegać skutek ewolucji pewnej świadomości religijnej. Fakty, takie jak życie Chrystusa, czy istnienie pierwszego chrześcijaństwa postrzegał jako odbiór pewnej grupy interpretatorów, która w danych okolicznościach historycznych doprowadziła do powstania depozytu wiary i zrębów ustroju Kościoła. Religia postrzegana jest więc w tym wypadku jako wytwór aktywności ludzkiego umysłu. Powstaje z natury i dociekań umysłu, krystalizując się w procesie dziejowym.
Studium nad modernizmem
Na ten charakterystyczny dla modernistów pogląd zwracał uwagę św. Pius X w encyklice „Pascendi Dominici Gregis”. Bez zastrzeżeń ten dokument uznać można za kompleksowe studium krytyczne omawianego nurtu. W słynnym dokumencie papież wskazał, że modernizm zasadza się na kombinacji racjonalizmu i agnostycyzmu. Z jednej strony wyklucza możliwość nadnaturalnej interwencji Bożej w historię – a zatem nie dowierza w podanie przez Boga człowiekowi prawdy religijnej przez nauczanie Chrystusa i Jego Kościoła. Z drugiej modernizm stwierdza, że rozum sam nie może niczego o Bogu z pewnością utrzymywać, dlatego religijne (w tym katolickie) przekonania są raczej dociekaniami pozbawionymi pewności, niż – jak chce Kościół – wiedzą pewną.
Kluczową kategorią był dla modernistycznych teologów „zmysł religijny”. Nazywali tak tęsknotę za tym, co nieskończone i niepoznawalne w człowieku. To temu czynnikowi należałoby przypisać religijne poszukiwania. Ostatecznie dogmaty i prawdy religii miałyby również stanowić jego owoc – tyle, że dojrzały, zrodzony z aktywności intelektu i dociekań. Nie ma tu mowy o prawdach pochodzenia boskiego. To wyłącznie ludzkie mniemania. Z tego powodu artykuły wiary w opinii modernistów mogą podlegać zmianie. Więcej – powinny, jeśli chcą być „żywe” i stanowić jakikolwiek wartościowy punkt odniesienia. W naturze, z której czerpie przecież zmysł religijny, nie ma miejsca na żadną wieczną stałość…
„Zdumienie ogarnie tych którzy to słyszą, wobec takiej zuchwałości, takiej bezbożności. Ale, Czcigodni Bracia, nie wymyślili tego nieopatrznie niedowiarkowie jedynie. Katolicy, nie, nawet wielu z kapłanów głosiło to otwarcie i chełpiło się, że takimi bredniami odnowią Kościół! Nie chodzi tu już o dawny błąd, wedle którego przypisywano naturze ludzkiej jakby prawa porządku nadprzyrodzonego. Posunięto się dalej. Twierdzi się, że najświętsza religia nasza powstała w Chrystusie tak jak w nas, z natury, ze siebie, własnymi siłami. A nie ma zaprawdę sposobu, któryby silniej wstrząsnął całym porządkiem nadprzyrodzonym. Stąd jak najsłuszniej zawyrokował Sobór Watykański: Jeśliby kto twierdził, że człowiek w sposób nadprzyrodzony wznieść się nie może do poznania i doskonałości, przewyższającej poznanie i doskonałość przyrodzoną, lecz może i musi sam ze siebie przez ustawiczny rozwój dojść do posiadania wszelkiej prawdy i dobra, niech będzie wyklęty”, komentował takie spojrzenie na religię papież.
Ojciec Święty konsekwentnie podkreślał, że wyobrażenie modernistów o wierze jest jednoznacznie sprzeczne z dogmatycznymi konstytucjami Soboru Watykańskiego I. Ojcowie soborowi podkreślili zdecydowanie, że wiara jest przyjęcie rozumem nadnaturalnego objawienia, pochodzącego od samego Boga. Rozum ludzki nie może go udoskonalać, a jedynie przyjąć, rozpoznając jego prawdziwość. Toteż – rzecz jasna – prawdy wiary muszą pozostawać niezmienne. Inaczej nigdy nie byłby prawdami o Bogu i Jego wyrokach.
Papież wskazywał również na błąd modernistów w rozumieniu natury Kościoła. Dla zwolenników tego potępionego nurtu Kościół stanowił wytwór pewnej zbiorowej świadomości, wynikający z potrzeby przekazania swoich wierzeń innym, a także konieczności stowarzyszania się.
Podstępna herezja
Opisując te modernistyczne błędy święty papież zwracał uwagę na jeszcze jeden aspekt modernizmu – czyniący walkę z nim zadaniem szczególnie trudnym. Opisując wypaczone postrzeganie „rozwoju” doktryny przez promotorów tej herezji wyjaśniał, że nauczanie Kościoła rozumieją oni jako wynik kompromisu między dwiema siłami. Po jednej stronie konserwatywnej Tradycji, utrzymywanej przez władzę duchowną , a naprzeciw niej progresywnych dążeń indywidualnych sumień. Z tego powodu spadające na nich potępienia modernistyczni teologowie po prostu ignorowali. Napiętnowani zaczynali działać sekretnie, widząc w sobie nie przeciwników objawionej prawdy, a reprezentację dojrzewającego zmysłu religijnego.
Zaledwie kilka lat później święty Pius X zmuszony był opublikować kolejny antymodernistyczny dokument. W motu proprio „Sacrarum Antistitum” mierzył się z trafnością własnej diagnozy. W godnym uwagi wstępie dokumentu ubolewał nad szczególnym uporem i podstępnością modernistów. Mimo napomnień nie zamierzali oni wyrzec się błędnych poglądów.
Rotę przysięgi antymodernistycznej uroczyście wypowiadali klerycy przed wyższymi święceniami, księża mianowani na spowiedników i kaznodziejów, urzędnicy kurii i sądów biskupich, pracownicy rzymskich kongregacji i trybunałów, wreszcie przełożeni i wykładowcy towarzystw religijnych. Przysięga zawierała deklarację wiary w prawdy podważane przez modernizm.
Wśród jej elementów spotkamy zapewnienie o przyjęciu wszystkich rozstrzygnięć podanych przez „nieomylny urząd nauczycielski Kościoła, a szczególnie tych podstawowych prawd, które bezpośrednio sprzeciwiają się błędom współczesnych czasów”. Mowa o uznaniu depozytu wiary przekazanego od apostołów „w dokładnie tym samym znaczeniu, jakie zawsze mu nadawano”.
„Z tego powodu całkowicie odrzucam heretycki błąd, według którego dogmaty ewoluują i zmieniają swoje znaczenia na inne, niż Kościół wcześniej uznawał”, mówili składający przysięgę.
Tekst zawiera również wyznanie wiary w możliwość poznania istnienia Boga ze stworzenia, deklarację uznania zewnętrznych znaków prawdziwości religii (cuda i proroctwa) jako najpewniejszych dowodów boskiego pochodzenia religii chrześcijańskiej. Ślubujący mówili również, że wierzą w boskie pochodzenie Kościoła i jego założenie bezpośrednio z woli Zbawiciela.
Modernizm święci triumfy
Rotę tej przysięgi przez dekady wypowiadali kolejni katoliccy księża… Mimo to nawet takie posunięcie św. Piusa X nie rozwiązało problemu modernizmu… Potępiał go później jeszcze papież Benedykt XV. Mimo to wydaje się, że o ile jako całościowy system filozoficzny modernizm odgrywa mniejszą rolę – o tyle typowa dla niego wizja „ewolucji dogmatów” i błędne rozumienie prawd wiary świeci triumfy na niespotykaną skalę.
Wystarczy spojrzeć na hierarchów dyskutujących o „zmianie nauczania” o homoseksualizmie, czy twierdzących, że odwieczną doktrynę o tym, czym jest Kościół na Soborze Watykańskim II zwyczajnie zastąpiono zgoła inną. Teraz miałby on stanowić jakąś niewidzialną wspólnotę zrzeszającą ludzi wszystkich wyznań. Tak w końcu sądzi pewien polski duchowny…
Skąd taki sukces programu ewolucji dogmatów, że z hasła typowego dla pewnego heretyckiego nurtu stała się ona popularną tendencją, akceptowaną przez mnóstwo wiernych, kapłanów, a nawet kluczowych decydentów w Kościele? Przecież zapewnienia, że tę i ową prawdę wiary już odwołano, spotyka się niemal na każdym kroku. Czyżby Kościół przyjął modernizm?
Modernistyczny Kościół?
Takie przekonanie byłoby poważną pomyłką. Wprawdzie Kongregacja Nauki Wiary za zgodą Pawła VI zniosła przysięgę antymodernistyczną w 1967 roku, jednak wprowadzone na jej miejsce wyznanie wiary zawiera ważne zapewnienia o przyjęciu całości katolickiej doktryny. Oto brzmienie zapisanego w 1967 roku „professio fidei”. Jego polskie „tłumaczenie” dostępne na watykańskiej stronie jest poważnie uszczuplone. Toteż prezentujemy przetłumaczoną oficjalną wersję anglojęzyczną (pomijamy wypowiadane na samym początku Credo nicejsko-konstantynopolitańskie):
„Ja, N., wierzę mocno i wyznaję wszystkie i poszczególne prawdy zawarte w symbolu wiary, a mianowicie:
Wierzę w Jednego Boga…
Z mocnym przekonaniem wierzę również we wszystko, co zawarte jest w Słowie Bożym, czy zapisanym, czy przekazanym w Tradycji, którą Kościół, tak przez uroczyste ogłoszenie bądź przez zwyczaje i powszechne nauczanie podaje do wierzenia, jako przez Boga objawione.
Pewnie przyjmuję również i zachowuję wszystkie i każdą z osobna prawdę przez Kościół podaną w zakresie nauki wiary i moralności.
Przyjmuję również i z mocnym przekonaniem zachowuję wszystkie i poszczególne prawdy dotyczące nauki wiary i obyczajów, a przez Kościół bądź uroczyście ogłoszone, bądź zwyczajnym nauczaniem stwierdzone i wyjaśnione – tak jak są przez Kościół przedstawiane – w szczególności zaś te, które dotyczą tajemnic świętego Kościoła Chrystusowego i jego sakramentów, Ofiary Mszy świętej oraz Prymatu Biskupa Rzymu”.
Nie tylko „professio Fiedi” wciąż obliguje do zachowania orzeczeń władzy nauczycielskiej. Trzymanie się prawd religii zgodnie z życzeniem Pawła VI miało nie podlegać dyskusji podczas szeregu zmian w Kościele w burzliwym okresie Soboru Watykańskiego II. W encyklice „Ecclesiam Suam” papież wprost sam potępił modernizm i ostrzegał przed jego nowymi wariacjami. „To zagrożenie jest wciąż obecne pod wieloma nowymi postaciami, ale dalej zgoła nie do pogodzenia z religią i stanowi oczywistą próbę zanieczyszczenia objawionej nauki przez zsekularyzowany świat”, pisał Ojciec Święty.
Jak dodał Paweł VI, na zagrożenie to potrzebne jest „skuteczne lekarstwo”, które „może zostać odnalezione w większej samoświadomości Kościoła. Kościół musi mieć lepsze zrozumienie tego, czym jest w zamyśle Chrystusa, przechowanym i opisanym w Piśmie Świętym oraz w apostolskiej Tradycji interpretowanej i wyjaśnianej przez tradycję Kościoła pod natchnieniem i przewodnictwem Ducha świętego (…)”, zaznaczał papież. „To samo można powiedzieć o widocznych błędach, które widzimy obecne w Kościele, na które narażeni są ludzie, którzy mają jedynie szczątkowe rozumienie Kościoła i jego misji i nie przykładają należytej wagi do boskiego objawienia o danego przez Chrystusa Kościołowi nauczycielskiego autorytetu”, pisał Ojciec Święty.
W tym samym dokumencie Paweł VI mówił o dostosowaniu Kościoła do świata i zmianach, na jakie miał nadzieję w ramach soboru. Jak wskazywał, w czasie reform należało zachować orzeczenia papieży i teologów XIX i XX wieku w zakresie rozumienia Kościoła. Jako szczególnie istotne wymienił dwa dokumenty. Encykliki wybitne i zgoła „niedzisiejsze”: „Satis Cognitum” Leona XIII oraz „Mystici Corporis” Piusa XII…
W ustępie 46 „Ecclesiam Suam” Paweł VI wskazał, że nie ma mowy o próbach reformy istoty Kościoła czy podstaw jego porządku oraz zaznaczał, że katolicy „mają w posiadaniu wielkie dziedzictwo prawdy i świętości, które charakteryzuje Kościół katolicki do dnia dzisiejszego, przechowane nienaruszenie żywe dziedzictwo i apostolską tradycję”. Wdzięczni za ten depozyt nie powinniśmy oczekiwać żadnej jego transformacji.
Co więcej, papież wskazywał, że trzeba strzec się dążeń do takiego dostosowania, które za cenę zbliżenia do świata kazałaby odejść od chrześcijańskiej prawdy. To słowa Pawła VI.
Modernizm nie został pochwalony, czy otwarcie przyjęty przez władze Kościoła po Soborze Watykańskim II. Dyskusja o niefortunności wielu zmian w tym okresie jest jak najbardziej potrzebna – ale otwartej apologii tej herezji nie było. Nauki św. Piusa X nikt nie odwołał. Jeszcze w liście apostolskim „Ad Tuendam Fidem” z 1998 roku Jan Paweł II uchwalał ważne zmiany w Kodeksie Prawa Kanonicznego dodając kary za sprzeciwianie się podanym do wierzenia przez Magisterium prawd z zakresu wiary i moralności.
Dlaczego dziś sprzeciw wobec dogmatów ma się zatem tak dobrze nawet na najwyższych stopniach hierarchii? Czemu wypowiedzi przeciwne ortodoksji cieszą się tolerancją, a o ostrzeżeniach – nawet Pawła VI – już nikt nie pamięta?
Źródeł triumfalnego pochodu modernizmu upatrywać trzeba chyba w fatalnym błędzie strategicznym. Święty Pius X nie zdołał powstrzymać pokątnej ekspansji tego nurtu mimo istnienia w jego czasach indeksu ksiąg zakazanych, dekad przysięgi antymodernistycznej… Jak zatem modernizm mógłby zostać utrzymany na uwięzi w dobie liberalizacji kościelnej dyscypliny? Bez anatemy i formalnych ograniczeń musiał on dojść do swych sukcesów, jakich zgniłe owoce zbieramy dziś nader często.
W końcu modernistyczne przekonanie, że to człowiek i jego oczekiwania mogą udoskonalać wiarę – zgodnie z prądami wieku – jest niesłychanie wygodne dla zranionej natury ludzkiej. Czy to dziwne, w wieku takim, jak nasz, że nurt który własną opinię stawia ponad orzeczeniem autorytetu, cieszy się poparciem? Bez narzędzi reakcji Kościół sam skazuje się na doktrynalny chaos i subiektywizację religii. W ostatnich dekadach sama władza duchowna odebrała sobie szansę należytej reakcji. Po owocach widać, że mimo trudności zmagań, Pius X bronił Kościoła przed błędem znacznie skuteczniej.
Filip Adamus